Jak analityka danych zmienia sport? "Dziś już nie uświadczysz takich piłkarzy jak Riquelme" [WYWIAD]
Paweł Osterreicher, fot. materiały prasoweReSpo.Vision to jedyny na świecie startup, który w trakcie meczu piłki nożnej tworzy trójwymiarowe mapy sylwetek zawodników, a potem wykorzystuje je do analizy danych. Klient, w zależności od bieżących potrzeb, otrzymuje suchy zbiór danych albo gotowe wnioski i statystyki. By informacje były miarodajne, nie trzeba instalować na stadionie zaawansowanego zestawu do nagrywania, wystarczy kamera jakości HD bądź lepszej. – Pozyskiwane przez nas dane są bardzo szczegółowe oraz precyzyjne, co stawia nas w czołówce, jeśli chodzi o rewolucję technologiczną w sporcie – mówi Paweł Osterreicher.
Sprawdź też: Najlepsze polskie sport techy
Technologia ReSpo.Vision sprawdza się nie tylko w piłce nożnej. Startup już teraz poszerza produkt o kolejne sporty: futbol amerykański czy tenis. Jak wskazuje Osterreicher, gamechangerem może okazać się produkt przygotowywany dla branży medialnej, który – dzięki danym wizualizowanym w wirtualnej rzeczywistości – znacząco uatrakcyjniłby transmisję rozgrywek sportowych. Ponadto dawałby organizacjom sportowym zupełnie nowe możliwości biznesowe np. poprzez sprzedaż biletów na mecz właśnie w VR.
O znaczeniu analityki danych, a także dynamicznych zmianach w sporcie rozmawiamy z Pawłem Osterreicherem.
Jak kluby piłkarskie radzą sobie z rosnącą ilością danych?
Odpowiedź jest dosyć trywialna, ale właściwa: niektóre lepiej, inne gorzej. Jednymi z naszych pierwszych klientów były PSG oraz FC Liverpool, co moim zdaniem wiele mówi o piłkarskiej analityce – jedynie najzamożniejsze kluby mają na tyle rozbudowane działy analityczne, by stale szukać kolejnych innowacji. Na rynku sportowym mamy obecnie do czynienia z kroczącą rewolucją analityczną, a kluczową rolę zaczynają odgrywać właśnie dane. Największe kluby odważnie eksperymentują, budują przewagę dzięki danym, a dalsza część stawki stara się za nimi nadążać.
I nadąża?
Trudno o nadążanie, kiedy nie dysponuje się wystarczającymi środkami finansowymi. Choć można dostrzec również „perełki”, wśród których znajduje się m.in. utytułowany FC Midtjylland. Duński klub to trochę historia w stylu Rakowa Częstochowa, który na szczyt wszedł dzięki świetnemu zarządzaniu – FC Midtjylland sukcesy zawdzięcza skrupulatnemu podejściu do analityki. To najlepszy przykład, że właściwa analiza danych może być kluczem do zwycięstw. Respo.Vision – dostarczając najdokładniejsze dane – chce brać czynny udział w obecnej rewolucji.
Prowadzicie kluby przez tę rewolucję?
Staramy się! Warto chociażby wspomnieć, w jaki sposób FC Liverpool konstruuje od pewnego czasu swoją kadrę - to, co angielski klub zrobił kilka lat temu, było rekrutacyjnym majstersztykiem. Trzon drużyny został złożony z Mohameda Salaha - który był ledwie poprawnym graczem AS Romy, a wcześniej niewypałem transferowym Chelsea – wziętego z TSG 1899 Hoffenheim Roberta Firmino oraz Sadio Mane, o którym mówiło się, że jest skrzydłowym „bez głowy”. Jurgen Klopp stworzył w ataku potężne trio i to z zawodników, których nie chciał zatrudnić żaden gigant.
Kolejny przykład – Virgil van Dijk. Nie wiem, czy pamiętasz, ale jeszcze jakiś czas temu Miro Radović wkręcał van Dijka w murawę, kiedy Legia mierzyła się z Celtickiem Glasgow. Tymczasem FC Liverpool uczynił z niego jednego z najlepszych obrońców na świecie.
Współpracujemy z obecnym wicemistrzem Anglii, więc doskonale widzimy, jakie podejście do analizy danych ma cały sztab szkoleniowy Liverpoolu. M.in. z wykorzystaniem narzędzi Respo.Vision organizacji udało się mocno zdigitalizować skauting, dzięki czemu ma dostęp do bardzo zaawansowanych statystyk zawodników takich jak np. liczba, typ i prędkość podań w finalną tercję czy liczba sprintów na wysokiej intensywności. Klub bierze takie składowe, osadza je w pożądanych modelach gry, a następnie uzyskuje wiarygodne rekomendacje oceniające potencjał danego gracza. FC Liverpool jest dla mnie światowym wzorem, jeśli chodzi o rekrutację topowych piłkarzy za absolutnie nie topowe pieniądze.
Nosy trenerskie nie muszą być już tak wyczulone na talenty, jak dotychczas?
Odpowiem tak: wzorce szkoleniowe oparte na ocenianiu zawodnika „na oko” powinny odejść do lamusa. Przypomina mi się w tym kontekście pewna słynna anegdota o Japie Staamie – dawnym holenderskim obrońcy. Grający w Manchesterze United Staam zbliżał się do trzydziestki. Sprawdzał się naprawdę solidnie, ale powoli wchodził w wiek, w którym uznawało się, że następuje regres formy, więc klub zdecydował się sprzedać Holendra. Przedstawiciele „Czerwonych Diabłów” przekonywali, że Staamowi znacząco spadła liczba przejęć, rozumianych jako odebranie piłki bezpośrednio spod nóg przeciwnika (ang. ‘tackles’). Nikt natomiast nie zauważył, że się zmniejszyła, bo zwiększyła się liczba udanych przejęć, będących konsekwencją lepszego ustawiania się na boisku (ang. ‘interceptions’). Holenderski obrońca nabrał takiego doświadczenia, że by odebrać piłkę, nie musiał dobiegać do zawodników, gdyż świetnie przewidywał tor lotu piłki np. podczas podania. To oczywiście nie jest jakaś super zaawansowana statystyka, ale na pewno fajny przykład tego, jak powinna – choć w tym wypadku raczej jak nie powinna – wyglądać właściwa analityka. Na sport nie wolno patrzyć pobieżnie!
Współpracujecie z jakimś klubem z ligi polskiej?
Nie, gdyż polskie kluby nie mają jeszcze niestety nawet zalążka działów poświęconych danym. Analityka nie jest czymś w stylu ESG, gdzie każdy chce przypudrować nosek i pochwalić się, że cokolwiek robi. Innowacje w sporcie dają wymierne korzyści – rozumieją to głównie najbogatsi, dlatego tak chętnie w nie inwestują.
Świat sportu dość mocno został zainspirowany pierwszą rewolucją analityczną, która miała miejsce w baseballu, a świat poznał ją pod nazwą Moneyball – Michael Lewis napisał książkę o tym, jak Billy Beane, manager Oakland Athletics, wyniósł na szczyt mało zamożną drużynę, właśnie dzięki analizie danych. Ta historia jest o tyle ważna, że trochę odkłamuje postrzeganie danych, jako wskaźników zabijających ducha gry. Co nie zmienia faktu, że w sporcie liczą się zwycięstwa, więc jeśli coś pomaga w ich osiąganiu, to po prostu używa się danego rozwiązania.
Idźmy dalej: drastyczna zmiana stylu gry w NBA – dostrzegalna na przestrzeni ostatnich piętnastu lat – to właśnie konsekwencja drobiazgowej analityki. Jeszcze na początku lat dwutysięcznych ligę dominowali potężni centrzy i rzucający długie „dwójki” obrońcy w stylu Koby’ego Bryanta, a wcześniej Michaela Jordana. A dzisiaj? W zasadzie każdy szuka rzutu za trzy punkty, a liga stała się monotonna, bo niemal połowa rzutów to właśnie próby trafienia „trójki”.
Ktoś po prostu usiadł do komputera i obliczył, że bardziej opłacają się „trójki”?
W dużym uproszczeniu – tak. Jeżeli zawodnik rzuca „trójkę” ze skutecznością 40 proc. to oczekiwana wartość rzutu wynosi 1,2, a jeżeli rzuca „dwójki” ze skutecznością 50 proc. to wartość rzutu wynosi 1. Wniosek jest prosty – nie opłaca się próbować rzucać za dwa punkty, lepiej wypracować sytuację na „trójkę”. Przecież współcześnie nawet centrzy – tacy jak chociażby Joel Embiid – rzucają z dystansu na bardzo dobrej skuteczności. Wcześniej było to nie do pomyślenia.
Piłka nożna jest chyba grą jednak bardziej złożoną niż koszykówka czy baseball.
Tak, dlatego trudniej ją ugryźć od strony analitycznej. Ale rewolucja – jak już wspomniałem – trwa, co naocznie zaobserwować można nawet w grach komputerowych, konkretnie tych z serii Football Manager. W najnowszych częściach do swojego sztabu szkoleniowego możesz zatrudnić zupełnie nowych pracowników, na przeróżne stanowiska związane z analityką. To przemawia do wyobraźni, bo na własnej skórze możesz doświadczyć, jak dynamicznie zmienia się piłka nożna.
Czy twoim zdaniem piłka nożna podzieli los koszykówki i już za kilka lat na boiskach będziemy oglądać zupełnie inną rozgrywkę? Sam przytoczyłeś opinię o trenerach przywiązujących mnóstwo uwagi do danych, którzy – zdaniem wielu – zabijają romantyzm sportu.
Dla mnie to trochę narzekanie z gatunku „kiedyś to było”. Ludzie zbudowali sobie swój obraz futbolu i ciężko ich przekonać, że ten sport może być nieco inny. Mistrzem takiego punktu widzenia jest oczywiście Franciszek Smuda, który oceniał potencjał piłkarzy po tym, jak biegają po schodach. Nie tędy droga. Ligi amerykańskie – w tym NBA – są zarządzane o wiele profesjonalniej niż w przypadku piłki nożnej, gdzie federacje piłkarskie popełniają mnóstwo rażących błędów.
Skąd te różnice?
W Stanach Zjednoczonych sport jest traktowany jak każdy inny biznes – ma przynosić dochody, a więc liczy się profesjonalizm i innowacje pozwalające zdobyć przewagę. Europejska piłka nożna traktowana jest przez właścicieli głównie jako źródło prestiżu i legitymizacji wątpliwego pochodzenia bogactwa – spójrzmy chociażby na Abramowicza albo rozliczne zakupy książąt z Bliskiego Wschodu. Dla kibiców z kolei jest jak religia z całą warstwą nienaruszalnych świętości.
Religia?
Chodzi o przekonanie, że piłka nożna nie może się zmieniać, że są dawno ogłoszone, nienaruszalne dogmaty – współcześni zawodnicy mają grać tak samo, jak w 1905 roku robotnicy z Liverpoolu grali z robotnikami z Manchesteru. Tymczasem w USA nikt nie ma problemu z szybką zmianą reguł – NBA ewoluuje z sezonu na sezon, a różnice bywają kolosalne. Zmiany reguł, które w NBA dokonują się w ciągu dwóch sezonów, w piłkarskim świecie zajmują 20-30 lat.
Co oczywiście nie oznacza, że wielkie zmiany nie nadejdą. Jak już zaznaczyłem, piłka nożna jest sportem trudniejszym do uchwycenia od strony analitycznej, bo się po prostu więcej dzieje. Komputer też najpierw wygrywał w warcaby, dopiero potem w szachy i go – to w końcu gry o różnej złożoności. Żeby było jasne – nie stopniuję tutaj dyscyplin pod kątem atrakcyjności, lecz w kontekście takiego właśnie matematyczno-strukturalnego podejścia.
Super przykładem, udowadniającym, że zmiana nadchodzi jest precyzyjna kwantyfikacja – a więc po prostu policzenie – tego, jakie ataki są opłacalne bądź nie. Analogicznie działano w koszykówce, kiedy porównywało się rzuty za trzy punkty z „dwójkami”.
No i które się najbardziej opłacają?
Kontry. Z tą obserwacją łączy się rosnąca popularność gegenpressingu, którym dzisiaj gra w zasadzie cały świat. Największe prawdopodobieństwo zdobycia bramki jest wtedy, kiedy obrona nie zdążyła się ustawić – stąd tak zajadłe rzucanie się na przeciwników od razu po stracie piłki.
Z pierwszych analiz wynika też, że na pewno „wrzutki” są bardzo nieskuteczne. „Na oko” dośrodkowanie piłki w pole karne jest okej, bo robi się zamieszanie i a nóż coś wpadnie. Tymczasem prawda jest taka, że przy właściwie ustawionej obronie – na poziomie wyższym niż obserwowanym w polskiej Ekstraklasie - takie kotłowanie przed bramką nie przynosi zwykle wielkich korzyści dla drużyny atakującej. Jeśli miałbym coś przewidywać, to spodziewam się znaczącego wzrostu akcji z piłką rozgrywaną „po ziemi”. No i bez pressingu ani rusz!
Czy dojdziemy do momentu, kiedy drużyny nie korzystające z rozbudowanych narzędzi analitycznych, będą ponosiły wyłącznie sromotne klęski?
Jeśli chcesz zapytać o to, czy technologia zrobi z kiepskiego grajka wybitnego piłkarza, to odpowiem, że na pewno zmieni się profil zawodników. Nasuwa mi się ponowane skojarzenie z NBA, gdzie nastąpiła śmierć klasycznych centrów – tacy koszykarze jak Marcin Gortat czy Andrew Bogut nie mieliby czego szukać we współczesnej NBA. Wiesz kto jest idealnym graczem na dzisiejsze czasy? Jeremy Sochan. Wróżę mu wielką karierę, bo potrafi kryć przeciwników na niemal każdej pozycji, jest mobilny, rzuca za trzy, sprawnie się porusza.
Do jakich przetasowań dojdzie więc w piłce nożnej?
Zupełnie innych! Wielcy napastnicy w stylu Jana Kollera raczej nie odejdą do lamusa, za to wzrośnie znaczenie sprawności fizycznej – przewagę zyskują gracze atletyczni, a nie techniczni. Dziś już nie uświadczych takich piłkarzy jak Juan Roman Riquelme czy Pablo Aimar, którzy trzymają piłkę, zwalniają, rozglądają się, a następnie puszczają wymuskane podanie wprost do napastnika. Na taką taktykę nie będzie miejsca, bo zwalnianie to okazja dla obrony do ewentualnej korekty ustawienia. Na boiskach pojawi się więcej Lewandowskich i Haalandów, a mniej Messich czy Bernardo Silvów.