Faktoring, windykacja czy giełda wierzytelności?

Faktoring, windykacja czy giełda wierzytelności?
84
Zaczynając współpracę z nowym odbiorcą, warto pomyśleć, co zrobimy na wypadek, gdyby nie zapłacił on za nasz towar czy usługi. Możemy się np. zabezpieczyć przed szkodą poprzez faktoring albo udać się po szkodzie do windykatora. Lub sprzedać wierzytelność w internecie.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Co prawda, sprawę nieco komplikuje fakt, że z usług faktora możemy też skorzystać, gdy mleko już się rozlało, a windykatorzy oferują również tzw. prewindykację. Decyzja w dużej mierze zależy od wielkości kontraktu w stosunku do naszych obrotów. Perspektywy, jakie wiążemy z danym kontrahentem, są przy wyborze „faktor czy windykacja” istotne, ale już mniej. Po prostu inaczej buduje się stałe relacje z odbiorcami, a nieco surowiej traktuje jednorazową transakcję i w tym drugim przypadku podejście na zasadzie dmuchania na zimne (faktoring) czy też natychmiastowej reakcji po przeterminowaniu faktury (przekazanie jej do windykacji) wydaje się naturalne. 

Jeśli wartość kontraktu jest duża i jego niespłacenie mogłoby się odbić na płynności naszej firmy, rozważmy faktoring – otrzymujemy bowiem od razu, z góry, nawet do 90 proc. wartości faktury (koszt jest podobny jak oprocentowanie kredytu). To rozwiązanie ma jednak większy sens, gdy obroty naszej firmy są odpowiednio duże, a nasi kontrahenci generalnie wiarygodni (płacimy wtedy mniejsze odsetki i mamy szansę na tzw. pełny faktoring, a nie na zaliczkę, którą być może będziemy musieli zwrócić). Zwykle przyjmuje się, że rozwiązanie to jest tańsze od kredytowania odbiorcy przy przychodach firmy rzędu kilkuset tysięcy złotych miesięcznie. Jeśli te są niższe, a my lękamy się utraty płynności, taniej wychodzi wzięcie kredytu obrotowego. 

Jeżeli odbiorca nie płaci, możemy sięgnąć po windykację. W przypadku sądowej koszty dochodzenia roszczeń przez wierzyciela ponosi dłużnik, ale różnie z tym bywa. Najpierw bowiem wierzyciel i tak wnosi stosowne opłaty sądowe w wysokości 5 proc. kwoty będącej przedmiotem sporu, a potem może długo czekać na ich zwrot. Windykowany ma bowiem wiele możliwości przeciągania procedur, a poza tym może się zdarzyć, że jego majątku nie starczy na uregulowanie zobowiązań albo skutecznie go ukrywa. Wówczas należności można nigdy nie zobaczyć. To ostatnie ryzyko maleje, jeśli zamiast do sądu udamy się jak najszybciej do profesjonalnego windykatora. Oznacza to oczywiście koszty sięgające przynajmniej kilku procent odzyskiwanej sumy, a w skomplikowanych sprawach nawet 25–50 proc.  

Działania miękkie

W niektórych przypadkach, jak niewielkie sumy od wielu klientów, taniej wychodzi wystawienie zaległych faktur na sprzedaż. Można to zrobić choćby na internetowej giełdzie wierzytelności. Sami tylko członkowie Polskiego Związku Windykacji (PZW) prowadzą 13 takich platform. Do największych należy giełda Dlugi.info. Wystawienie na niej na sprzedaż wierzytelności gospodarczej kosztuje 1 zł netto, a prywatnej – 6,15 zł brutto, ale na promowanie swego ogłoszenia w serwisie przez 14 dni wydamy już 100 zł netto. Z kolei giełda Verif.pl należąca do lidera rynku windykacji, grupy Kruk (poza PZW), pobiera abonament 75 zł netto miesięcznie i 250 zł netto rocznie. W tym drugim przypadku zapłacimy też 50 zł netto za usunięcie ogłoszenia. Bez opłat można zamieścić ogłoszenie na giełdzie wierzytelności prowadzonej przez firmę Kaczmarski Inkasso, która jest autoryzowanym partnerem Krajowego Rejestru Długów. 

W sumie odbywa się to wszystko na zasadzie „miękkiej windykacji” – jest bowiem bardzo prawdopodobne, że dłużnik będzie skory zachować twarz i zapragnie szybko zniknąć z bazy nierzetelnych płatników. Specjaliści z branży przyznają, że skuteczność takiej windykacji potrafi być wysoka, ale zawsze jest to kwestia indywidualna. Wiele firm woli jednak to niż droższą „twardą windykację”. Jedno jest pewne – najgorzej jest bezczynnie czekać. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ