Artyści biznesu, czyli afera Art B

Andrzej Gąsiorowski i Bogusław Bagsik  (stoją od lewej), czyli twórcy Art-B, fot. PAP
Andrzej Gąsiorowski i Bogusław Bagsik (stoją od lewej), czyli twórcy Art-B, fot. PAP
Do dziś nie wiadomo, czy jedna z najgłośniejszych afer gospodarczych III RP była przestępstwem, czy tylko sprytnym wykorzystaniem luki w prawie. Sprawa Art-B stała się jednak symbolem pierwszych lat transformacji gospodarczej w Polsce.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2024 (100)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Nazwa Art-B pochodzi od określenia „artyści biznesu”. Twórca spółki, Bogusław Bagsik, z wykształcenia jest muzykiem, w latach 80. pracuje jako organista i stroiciel fortepianów. Ma żydowskie korzenie, ale rodzice są baptystami, więc on, od dziecka, śpiewa w kościelnym chórze. Jego wspólnik, Andrzej Gąsiorowski, to z kolei lekarz ze szpitala górniczego w Wałbrzychu. Umie grać na skrzypcach, czasem również występuje w ewangelickich kościołach. Z Bagsikiem znają się więc od młodości, urządzają od czasu do czasu wieczory jazzowe. Jednak prawdziwą wirtuozerię zademonstrują w dziedzinie biznesu.

Zaczynają od sprowadzania do rodzinnego Cieszyna czekolady, kawy i puchowych kurtek. – Byliśmy niespełnionymi muzykami, więc marzyliśmy o kupnie własnego sprzętu do grania – będzie wspominał pierwsze biznesowe motywacje Andrzej Gąsiorowski.

Łatwiej zarobić, niż ukraść

Art.-B, zarejestrowana w lutym 1989 r., początkowo inwestuje w upadające, państwowe spółki. Trochę nie wiadomo, skąd bierze na to pieniądze, kapitał zakładowy spółki to zaledwie 100 tys. ówczesnych złotych, czyli na dzisiejsze pieniądze… 10 zł. Wtedy jednak o takie rzeczy nikt nie pyta, nikogo też nie dziwi, że firma zajmuje się wszystkim – od sprzedaży mleka w proszku do handlu złotem. Spragniony towarów rynek początku lat 90. chłonie każdy towar jak gąbka, dzięki czemu holding, składający się z 200 spółek, już wkrótce zatrudnia 15 tys. pracowników. Media wyliczają, że jej obroty zbliżone są do wielkości budżetu państwa. Jak wygląda wtedy robienie biznesu? – Gdy dostawaliśmy z banków pieniądze w workach, worki oddawaliśmy, a pieniądze przerzucaliśmy do bagażników samochodów. Wtedy nie było bankowozów. Gdy Andrzej powiedział mi wtedy, że ktoś może ukraść pieniądze, odpowiedziałem, że łatwiej je zarobić niż ukraść – będzie wspominał po latach w wywiadzie dla „Faktu” Bogusław Bagsik.

Na prośbę ministra, biznesmeni przejmują upadające zakłady Ursus, stając się – dzięki licznym wywiadom w telewizji – bohaterami masowej wyobraźni. Jest o nich głośno nie tylko jako o ludziach interesu, ale też marszandach sztuki – ściany ich siedziby zdobią wszak obrazy Renoira, Picassa i Malczewskiego. W 1991 r. Bagsik trafia na ósme miejsce listy 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”, a w 1991 r. z rąk samego Kisiela odbiera nagrodę za „za upór i konsekwencję w realizowaniu przemian w Rzeczpospolitej”. Duet muzyków-bizenesmenów zakłada też firmę Viva Art Music, która zajmuje się organizacją wielkich wydarzeń kulturalnych. Gdy Jan Paweł II po raz pierwszy po upadku komunizmu przyjeżdża do Polski, współorganizuje ona transmitowany przez BBC Festiwal Artystów Chrześcijańskich w Częstochowie, którego gwiazdą jest Donna Summer. Na mieście opowiada się o „obiadach czwartkowych”, na które Bagsik, wzorem króla Stasia, zaprasza elity.

W siedzibie ich spółki w podwarszawskich Pęcicach bywają wtedy wszyscy – marszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie, prezesi banków. Art.-B zatrudnia też wielu prominentów z PRL, dzięki czemu ma kontakty ze służbami specjalnymi. Dostaje nawet koncesję na handel bronią.

Bagsik: – W tamtych czasach nie potrzebowaliśmy relacji z politykami, natomiast oni bardzo potrzebowali jej z nami. Nie chodziło o pieniądze, tylko o otwarcie na Zachód. Prezentowanie czegokolwiek na arenie międzynarodowej dla polskiej strony rządowej było niewykonalne. Po pierwsze dlatego, że nie było na takie działania środków, a po drugie - nie wiedziano, jak to zrobić, i wreszcie do kogo się zwrócić, żeby osiągnąć sukces. Nasza sytuacja - m.in. dzięki networkom protestanckim - była taka, że to co MSZ załatwiałoby dwa lata, my załatwialiśmy jednym telefonem.

W jednym z wywiadów biznesmeni zasugerują, że to właśnie oni byli zaangażowani w operację pozbycia się z kraju Stana Tymińskiego, polonijnego przedsiębiorcy, który wystartował w wyborach prezydenckich 1990 r. i przeszedł do ich drugiej tury. Ostatecznie przegrał z Lechem Wałęsą i – mimo dużego poparcia – wycofał się z życia publicznego. – Proszeni przez różne ośrodki władzy, postaraliśmy się, żeby zniknął z życia politycznego. Udało się nam to skutecznie... Dziś wiem, że pożegnanie się z panem, którego stara esbecja chciała nam podać na tacy jako nowego Mesjasza, wcale nie wymagało od nas zainwestowania dużych pieniędzy. Może jakieś 3 mln dol. – opowiedzą dziennikarzowi po latach.

Operacja „Most”

W tym czasie dwójka biznesmenów angażuje się też w tajną operację przerzutu przez Polskę do Izraela tysięcy Żydów z byłego Związku Radzieckiego. Nie wiadomo do końca, jaką dokładnie odegrali w tym rolę, sami właściciele będą po latach tłumaczyć, że współfinansowali tę operację, choć wiadomo, że pieniądze na nią wyłożył przede wszystkim rząd Stanów Zjednoczonych. W 2020 r. w wywiadzie dla „Faktu” Bagsik tłumaczył źródło swojego zainteresowania operacją w dość zaskakujący sposób. – Wszystko zaczęło się od protestanckich środowisk w USA, które czytały Biblię i wzięły sobie do serca proroctwo, w którym Mesjasz nie wróci na ziemię, jeśli cały naród żydowski nie powróci do Izraela. Najbardziej interesował ich los Żydów w ZSRR. Pamiętam, jak moi protestanccy rodzice codziennie modlili się za radzieckich Żydów, żeby stamtąd wrócili do domów. Dało mi to przygotowanie merytoryczne – wyjaśniał.

„Art B obracała bilionami. Mając liczne interesy za granicą, spółka transferowała gotówkę poza Polskę. Legalnie. Samochody z workami dolarów konwojowała na lotnisko policja, a odprawy celno-dewizowej dokonywano w obecności przedstawiciela Narodowego Banku Polskiego” – napisze po latach Joanna Solska w „Polityce”.

Oscylator z helikoptera

Tak naprawdę jednak Art-B przechodzi do historii jako twórca oscylatora ekonomicznego. To właśnie ten mechanizm przyczynia się do upadku biznesowego imperium. Na czym polegał?

Był dość prosty, Najpierw Art-B lokuje pieniądze w banku, następnie zaś pobiera potwierdzenie lokaty, z której pieniądze „wypłaca” w kolejnym banku (ale nie w formie gotówki, lecz czeku gwarantowanego). Od razu wpłaca je na następną lokatę. Takie operacje powtarzane są wielokrotnie. Dziś nie miałyby żadnego sensu, tymczasem wtedy przynoszą krocie. Nie istnieją bowiem jeszcze elektroniczne systemy przekazywania informacji o transakcjach bankowych, w efekcie wiadomość o transakcji (np. realizacji czeku) dociera do „macierzystego” banku dopiero po kilku dniach, a nawet po tygodniu. Dokumenty przesyłane są zazwyczaj tradycyjną pocztą, kurierem lub – rzadko – telegrafem. W efekcie te same pieniądze znajdują się na kilku lokatach jednocześnie, przynosząc właścicielom zwielokrotnione oprocentowanie. Legenda głosi, że po to, by oscylator mógł działać na wielką skalę, ludzie Art-B przewozili czeki helikopterami.

Ile słynny duet biznesowy mógł zarobić na oscylatorze? Według doniesień prasy, nawet 4,2 biliardy ówczesnych złotych. Co ciekawe, Bagsik i Gąsiorowski w zasadzie nie łamią prawa, bo wówczas taka działalność nie jest zakazana. Wiele wskazuje na to, że przedsiębiorcy odkrywają po prostu lukę w systemie bankowym. Czy robią to sami? Raczej nie. Już wtedy współpracują bowiem z wybitnymi ekonomistami, m.in. zatrudniają wielu naukowców z Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Kto wie, czy oscylator nie został więc wymyślony przez znających system bankowy ekspertów. W ciągu dwóch lat sprawnie działający mechanizm finansowy czyni z właścicieli Art.-B prawdziwych bogaczy.

Pierwszy milion

Jednak już w grudniu 1990 r. proceder zauważa Generalny Inspektor Nadzoru Bankowego. Przygotowuje specjalny raport, który jednak zostaje zignorowany przez ówczesnego prezesa NBP. Mimo to już w pierwszych tygodniach 1991 r. bank centralny wprowadza ostrożne ograniczenia utrudniające działanie oscylatora. Każe mianowicie potwierdzać telegraficznie czeki powyżej pewnej kwoty. Nowe przepisy ewidentnie wymierzone są w Art-B, ale nikt nie mówi tego wprost. Bagsik i Gąsiorowski nadal brylują w mediach jako bohaterowie polskiej transformacji.

Dopiero pół roku później sprawę zaczyna badać prokuratura. Gdy szykują się aresztowania, Maciej Zalewski, ówczesny współpracownik Lecha Wałęsy i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, miał ostrzec przed tym duet biznesmenów. Słowo „miał” jest tutaj najbardziej na miejscu, bo ostatecznie sąd uwolni Zalewskiego od tego zarzutu. Skaże go jednak na 2,5 roku więzienia za wymuszenie od Art-B pożyczki dla spółki Telegraf, która miała być finansowym zapleczem założonego przez braci Kaczyńskich Porozumienia Centrum.

Sam Zalewski będzie tłumaczył, że jego kontakty z Bagsikiem i Gąsiorowskim wynikały z troski o bezpieczeństwo państwa. – Kluczem do rozumienia każdej firmy jest pytanie, skąd wziął się pierwszy milion – powie w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. – W przypadku Art B krążyło wiele wersji: czy to pieniądze byłej PZPR, czy zachodniego kapitału, a może finansował ich obcy wywiad? Czy trudno sobie wyobrazić, że jako urzędnik odpowiadający za bezpieczeństwo państwa, próbuję dowiedzieć się czegoś na własną rękę, kiedy nie udaje mi się uzyskać żadnych informacji?

Przez Hanower do Tel Awiwu

Tak czy inaczej, w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia 1991 r., a więc kilka godzin przed planowanym zatrzymaniem, Bagsik i Gąsiorowski wyjeżdżają do Izraela, z którym wcześniej współpracowali przy operacji Most. Błyskawicznie uzyskują obywatelstwo tego kraju, co ich chroni przed ekstradycją.

„Najpierw polecieli do Hanoweru” – czytamy w reportażu izraelskiej gazety „Globes”, który ukazał się niespełna rok temu. „W Niemczech zobaczyli w telewizji, jak policja i antyterroryści włamują się do ich biur. Dowiedzieli się też, że siedmiu powiązanych z nimi urzędników bankowych zostało aresztowanych. Bagsik, który posiadał dom w Kefar Szemarjahu (miasteczko pod Tel Awiwem, znane z bogatych mieszkańców – red.), zasugerował, żeby on i jego partner polecieli prywatnym samolotem do Izraela, kraju słynącego z tego, że nie spieszy się z ekstradycją swoich obywateli. Obaj wraz z rodzinami wylądowali 4 sierpnia na lotnisku Ben Guriona”.

Po wyjeździe z Polski głównych bohaterów afery do ich siedziby wkracza UOP. W tym czasie ruszają aresztowania bankowców podejrzewanych o współudział w nielegalnym procederze. Wśród zatrzymanych jest prezes NBP. Prezydent Lech Wałęsa zgłasza do Sejmu wniosek o odwołanie go z funkcji szefa banku centralnego. W stan likwidacji zostaje postawiony współpracujący z Art-B Bank Handlowo-Kredytowy. – Gdyby oscylator działał jeszcze przez kilka miesięcy, polski system bankowy zostałby zniszczony – oświadcza wówczas jeden z wysokich urzędników NBP.

Wpadka w Zurychu

Ucieczka biznesmenów z Polski paradoksalnie wydaje się na rękę politykom różnych opcji. Według spekulacji medialnych, Bagsik i Gąsiorowski finansowali bowiem większość liczących się wówczas partii politycznych. Gdyby zaczęli mówić przed sądem, mogłoby zatem być gorąco. A tak – skoro zniknęli sponsorzy, zniknął też problem.

W trakcie śledztwa udaje się jednak ustalić sieć niejasnych powiązań biznesowych, które umożliwiły skonstruowanie tak wielkiej afery. I tak Agrobank, pożyczając pieniądze Art-B, miał omijać regulacje nałożone przez nadzór bankowy. Wiceprezes PKO BP podobno udzielił spółce kredytu bez odpowiedniego oprocentowania. Pracownik filii Banku Śląskiego w Ustroniu miał z kolei wystawiać biznesmenom niemające pokrycia gwarancje. Jednak sami główni zainteresowani długo są bezpieczni, choć prokuratura wystawia za nimi list gończy.

Dopiero w 1994 r. Bagsik popełnia błąd. Wyjeżdża do Szwajcarii na narty, nie wiedząc, że kraj ten dokonuje ekstradycji obywateli Izraela. Schwytany w Szwajcarii, zostaje sprowadzony do Polski. W 2000 r. dostaje wyrok dziewięciu lat więzienia. Na wolność wyjdzie cztery lata później, przed terminem. Po latach w rozmowach z prasą będzie dawał do zrozumienia, że doprowadzenie do zatrzymania na lotnisku w Zurychu było poniekąd jego własną decyzją. Chciał wreszcie zacząć odbywać wiszący nad sobą wyrok, żeby – po odzyskaniu wolności – móc zacząć normalnie żyć. Zresztą podobno już wcześniej opuszczał Izrael, wyjeżdżając m.in. do USA, krajów Ameryki Południowej, ale także na Wyspy Kanaryjskie.

Andrzej Gąsiorowski okazuje się bardziej ostrożny. Nie opuszcza Izraela, dopóki polskie organy ścigania nie uwalniają go w 2014 r. od zarzutu zaboru majątku publicznego wielkiej wartości. Kwalifikację czynu zmieniają wtedy na bardziej łagodną, a następnie umarzają sprawę ze względu na jej przedawnienie.

Post scriptum

Art-B funkcjonowała na rynku dwa lata. Jej likwidacja trwała ponad dwie dekady.

Andrzej Gąsiorowski ciągle mieszka w Izraelu. Bogusław Bagsik – w Szwajcarii. Podobno na jakiś czas zerwali ze sobą kontakty. Prasa sugerowała, że pokłócili się o ukryty przed likwidatorem majątek spółki Art-B. Jak większość spraw związanych z tą spółką, tak i kwestia jej majątku pozostaje jednak w znacznej mierze ciągle w sferze spekulacji.

W maju 2012 r. 45 dzieł malarskich z kolekcji Art-B, zabezpieczonych z tytułu zobowiązań finansowych przez NBP, trafiło do Muzeum Narodowego w Warszawie. Wśród nich dzieła Pabla Picasso, Teodora Axentowicza i Wojciecha Kossaka. W czerwcu 2009 r. pokazano je w ramach specjalnej wystawy.

Zarówno Bagsik, jak i Gąsiorowski do dziś przekonują, że stworzony przez nich mechanizm oscylatora nie był nielegalny. Pytani niedawno w wywiadzie, co z perspektywy czasu okazało się ich największym błędem, odpowiedzieli: „Powinniśmy się byli później urodzić”. 

My Company Polska wydanie 1/2024 (100)

Więcej możesz przeczytać w 1/2024 (100) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ