Gen przedsiębiorczości
Fot. Archiwum autoraz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2017 (25)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W moim przypadku gen przedsiębiorczości zespolił się ze swym sąsiadem, odpowiedzialnym za wydzielanie serotoniny podczas podróżowania. Występuje z nim w parze i na razie nie udało się ich rozdzielić. Ale dlaczego w ogóle próbować? Posłuchajcie...
W indyjskim Waranasi zostałem zaciągnięty do zakładu wyspecjalizowanego w tkaniu paszminowych szali. Po krótkiej prezentacji, dotyczącej wyjątkowości wełny wyczesywanej z kóz kaszmirskich i jej przewagi nad wszystkimi innymi, próbowano mi owe szale sprzedać. Cena była okazyjna, gdyż bez pośredników. Zacząłem już się zastanawiać, czy nie kupić ich trochę w celu dalszej odsprzedaży...
W irańskim Isfahanie sprzedawca dywanów od dobrej godziny opowiadał mi historię swojej rodziny zajmującej się od pokoleń handlem dywanami. Z ciekawości dopytywałem o różnice pomiędzy gatunkami, o sposób wyrobu, a także metody zakupu u nomadów, przez których były tkane. Po wykładzie teoretycznym miałem możliwość zakupu. Wyobraźnia podpowiadała, że gdyby spróbować kupić je bezpośrednio u nomadów, marża mogłaby być zadowalająca przy odsprzedaży w kraju.
W okolicach lankijskiej miejscowości Nuwara Elija odwiedziłem plantację herbaty. Na jej terenie znajdował się zakład przetwórczy. Udało mi się wzbogacić moją wiedzę na temat sposobu uprawy, produkcji i parzenia herbaty, a także poznać szereg jej odmian i gatunków. Niesiony lekko kolonialnym klimatem zacząłem dopytywać o ceny transportu do Europy, gdyż po tym, jak dowiedziałem się, ile kosztuje cały jej wór, interes wydawał mi się w stu procentach rentowny.
W okolicach mjanmańskiego jeziora Inle odwiedziłem winnicę. Po podziwianiu urokliwego krajobrazu porośniętego winoroślą i bananowcami przyszedł oczywiście czas na konsumpcję lokalnego trunku w kilku wariantach i odmianach. Pozytywne wrażenia smakowe spotęgowane przyjemnym klimatem Azji Południowo-Wschodniej pobudziły wyobraźnię do sprowadzenia tej unikatowej pozycji dla polskich koneserów (no bo kto by pomyślał o birmańskim winie).
Na indonezyjskiej wyspie Bali moją uwagę przykuły drewniane ramki, w których sprzedawane były lokalne, ręcznie malowane grafiki przedstawiające miejscowe krajobrazy. Po kilku dniach pobytu trafiłem na nie przypadkiem w pobliskim supermarkecie. Cena zachęcała, a wyobraźnia podpowiadała, że można by je odsprzedać kilka razy drożej osobom ceniącym oryginalne i unikatowe dodatki do wnętrz.
Wszystkie te historie, jak i wiele innych tutaj nieprzytoczonych, mają jedną cechę wspólną. Mianowicie zawsze i bez wyjątku podczas każdego z wyjazdów obiecuję sobie, że po powrocie do domu przyjrzę się dogłębnie tematowi i postaram się „taniej kupić, drożej sprzedać”, aby wyjść na swoje, a być może nawet postarać się o rozkręcenie długofalowego biznesu. Niestety, gen przedsiębiorczości nie wraca razem ze mną do ojczyzny, postanawiając przedłużyć sobie wypoczynek. Ja zaś, wracając do codziennych obowiązków, wyciszam marzenia o kolonialnym handlu, jedwabnym szlaku czy kompanii handlowej. Do kolejnego wyjazdu.
Więcej możesz przeczytać w 10/2017 (25) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.