Słomiana polska pościel podbija Europę
fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2019 (49)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Poznali się w agencji reklamowej. Pracowali tam jako graficy, ale chcieli zająć się wzornictwem. Wpadli więc na pomysł stworzenia pościeli, która przywracałaby wspomnienia z dzieciństwa i beztroskich letnich wakacji.
– W dzieciństwie jeździłam konno i w czasie kilkudniowych rajdów często spaliśmy w stogu siana u zaprzyjaźnionych gospodarzy. Marcin, jako dziecko jeździł do babci do Darłówka. Wakacje oznaczały dla niego morze, plaże i niebo pełne gwiazd. Chcieliśmy przywrócić te wspomnienia, a tym, którzy takich doświadczeń nie mają, przybliżyć uczucie spania na sianie – opowiada Małgorzata Dziembaj i dodaje, że tak powstał pomysł pościeli, która do złudzenia przypomina stóg siana. – Wizualizację naszego projektu w 2013 r. wysłaliśmy na konkurs Design Open Space organizowany przez Wroclav Design Festiwal. Prototyp dostał się do finału, a my dostaliśmy zaproszenie na wystawę Las i Łąka w Kopenhadze .
Zaczął się wyścig z czasem, bo doceniony we Wrocławiu poliestrowy prototyp nie nadawał się do sprzedaży, a na wystawę mógł jechać jedynie gotowy produkt. – Przez niecałe trzy miesiące musieliśmy opracować całą produkcję i znaleźć wykonawcę, który obsługuje technologię cyfrowego nadruku na bawełnę. Na szczęście udało się i w Kopenhadze pokazaliśmy gotowy produkt. Odzew był niezwykle pozytywny, więc uznaliśmy, że spróbujemy wprowadzić nasz produkt na rynek – mówi Marcin Dziembaj.
Większa skala
I tak na początku 2014 r. powstała firma Hayka. Zaczęło się od dwóch wzorów pościeli – Siana i Słomy. Rok później ich produkty zagościły w sieci sklepów Selene Materace. – To był przeskok z kilku sklepów stacjonarnych i sprzedaży internetowej, do całej sieci ponad 30 sklepów w galeriach handlowych – informuje Małgorzata Dziembaj i wyjaśnia, że tak duży przeskok wymagał zwiększenia skali produkcji. – Do tej pory wszystko robiliśmy w naszym domu, gdzie wydzieliliśmy pomieszczenie. Po rozpoczęciu współpracy z Selene Materace musieliśmy znaleźć lokal i pracowników – wspomina.
Początkowo wynajęli 40 mkw., potem prawie 100, a dzisiaj ich przedsiębiorstwo zajmuje blisko 300 mkw. Jednak nie wszystko szło „jak po maśle”. – Wejście do sklepów Selene Materace oznaczało, że musimy mieć większe stany magazynowe, a nasza firma była bardzo młoda. I choć mieliśmy bardzo dobrą sprzedaż, to długo nie mogliśmy znaleźć banku, który udzieli nam kredytu na rozwój – skarży się Marcin Dziembaj i dodaje, że w końcu jednak się udało. – Ta pożyczka bardzo nam pomogła, bo dzięki niej mogliśmy rozwinąć skrzydła, bez szukania inwestora. Do dziś jesteśmy jedynymi właścicielami – przyznaje.
W 2017 r. otworzyli w Szczecinie showroom, w którym można obejrzeć, dotknąć, zamówić i po chwili odebrać pościel z ich kolekcji. W tym czasie ich produkty trafiały już do Niemiec, Austrii, Holandii, Danii, Belgii, Czech, Słowacji, Norwegii czy Francji. Małżeństwo przedsiębiorców uznało, że poza rejestracją wzorów powinni zarejestrować też nazwę Hayka w Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej.
– Niestety, duńska firma Hay, gigant rynku wnętrzarskiego, wyraziła sprzeciw, uznając, że nasze nazwy są zbyt zbliżone, co mogłoby wprowadzać klientów w błąd. Nieważne było to, że my robimy pościel, a oni zajmują się projektowaniem i produkcją mebli czy akcesoriów do sypialni. Nie chcieliśmy ryzykować długiej i kosztownej walki przed sądem oraz w przypadku przegranej całkowitego utracenia prawda do używania nazwy Hayka, dlatego postanowiliśmy pójść na ugodę – opowiada Małgorzata Dziembaj.
Szczecińscy przedsiębiorcy musieli zmienić nazwę Hayka łączącą popularne powitanie i angielskie słowo hay (siano), ale zachowali prawa do używania słowa „Hayka” jako nazwy linii pościeli, dlatego klienci wciąż widzą ją jako metkę na poszwach na kołdry, poduszki czy na prześcieradła. – Musieliśmy szukać nowej nazwy firmy, która nie będzie zawierać w sobie elementu słownego „Hay” w żadnej konfiguracji. Wiązało się to z całkowitym rebrandingiem. Zrezygnowaliśmy z marki, nad którą pracowaliśmy kilka lat – ubolewa Marcin Dziembaj i twierdzi, że był to najtrudniejszy moment w historii firmy. – To sytuacja, która mogłaby doprowadzić do upadłości niejednego biznesu – uważa.
Wkracza Funka, czyli wiewiórka
Dodatkowym wyzwaniem było wymyślenie nowej nazwy. Małgorzata Dziembaj wspomina, że jej poszukiwania trwały bardzo długo. – Żadna nam się nie podobała, ale na wakacjach na Kaszubach zobaczyliśmy nazwę miejscowości Funka. Przekształciliśmy ją w Foonka, od słowa, które pochodzi od połączenia słów fast i typhoon, co w slangowym języku angielskim oznacza szybko pędzące dzikie zwierze, jak np. wiewiórka, która trafiła na nasze logo – wyjaśnia Małgorzata Dziembaj i cieszy się, że zmiana nazwy (od 2018 r.) odbiła się też na wynikach finansowych. – Nasi klienci gubili się. Pytali, czy Foonka to Hayka. Musieliśmy tłumaczyć, że to to samo i że to wciąż „my”. Przez to zamieszanie nieco spadła nam też sprzedaż – przyznaje współwłaścicielka firmy.
Na prostą pozwoliły im wyjść kolejne sukcesy. Najpierw, jeszcze w 2017 r. kolekcja „Słoma” została doceniona nagrodą European Product Design Award, a rok później również German Design Award 2018. To prestiżowe wyróżnienia promujące projektantów i produkty posiadające niebanalny dizajn i jakość, poprawiające komfort i estetykę naszego codziennego życia.
Dzisiaj szczecińskie przedsiębiorstwo Foonka ciągle się rozwija. Obecnie tworzy je 12 osób, a do końca roku jego zespół jeszcze się powiększy. – W tym roku rozpoczęliśmy działalność własnej szwalni, aby zmniejszyć zapasy magazynowe i móc szybciej reagować na zamówienia zagraniczne, które różnią się rozmiarami. Na przykład w Niemczech kołdra ma rozmiary 135 na 200 cm, w Austrii 140 na 220, a u nas to zazwyczaj 140 na 200 cm – wyjaśnia Marcin Dziembaj i mówi, że firma powiększyła również ofertę.
Obecnie w ofercie firmy Foonka są nie tylko komplety pościeli, poduszek czy prześcieradeł, ale także narzuty, pledy, obrusy, bieżniki, ale też dekoracyjne ozdoby. Wszystkie dostępne w kilku wzorach, choć od lat najpopularniejszym jest słoma. – To nasz bestseller od samego początku. Wywołuje niesamowitą reakcję, bo wielu ludzi uważa, że to przezroczysta poduszka wypełniona słomą, a tymczasem to nadruk, przez co sama pościel jest miękka w dotyku – tłumaczy Małgorzata Dziembaj i zdradza, że w realistycznie nadrukowanych wzorach można wypatrzyć niespodziankę, na przykład mysz, ćmę, biedronkę, konika polnego, zgubiony guzik – to wspaniała zabawa, szczególnie dla dzieci, choć wciąga też dorosłych.
Produkty firmy Foonka trafiają zarówno do osób najmłodszych, jak i starszych. Małgorzata Dziembaj przyznaje, że przekrój klientów jest bardzo szeroki, ale najczęściej kupują je osoby młodsze od 25. do 50. roku życia. – Nasze produkty jak na polski rynek są dość drogie, dlatego nasi klienci, to osoby, które doceniają nie tylko wyjątkowy dizajn naszych wzorów, ale też wysoką jakość materiału czy to, że to produkt całkowicie polski – zauważa Dziembaj i dodaje, że pościele Foonka doskonale sprawdzają się jako prezenty ślubne i że wiele osób kupuje je właśnie z tej okazji, bo jest wtedy w stanie wydać nieco więcej, ale chce podarować bliskim coś wyjątkowego. Dlatego w ostatnim czasie mocniej kierujemy nasze reklamy w Google AdWords, aby trafić w ten target.
Zero waste i więźniowie
Foonka promuje się także w social mediach oraz częstymi wizytami na targach. Angażuje się też w pomoc dla innych. – Wspieramy ideę zero waste, dlatego dbamy, aby odpady z naszej szwalni nie trafiały do kosza, lecz zostały ponownie wykorzystane. Udało nam się nawiązać współpracę ze szczecińskim zakładem karnym, którego więźniowie z resztek naszego materiału robią legowiska dla psów i kotów z miejscowego schroniska – mówi Małgorzata Dziembaj i wyjaśnia, że materiał wykorzystywali też studenci Akademii Sztuki, którzy zorganizowali charytatywny pokaz mody. – Jedna z kolekcji ubrań zaprezentowanych w czasie pokazu została wykonana z resztek naszego materiału – ujawnia.
Właściciele firmy Foonka przyznają, że kiedy zaczynali na rynku nie było konkurencji oferującej np. pościele z cyfrowym nadrukiem na satynowej bawełnie. Teraz kilka takich firm istnieje. – Cieszymy się, że pojawiają się kolejne firmy oferujące pościel z nadrukiem cyfrowym, bo klienci widzą, że wyższa niż za zwykły produkt cena nie jest naszym wymysłem, ale wynika z kosztów produkcji, dobrej jakości materiałów, dużej ilości zużywanych farb – informuje Marcin Dziembaj i nie obawia się utraty rynkowej pozycji. – Byliśmy pierwsi i wyróżniają nas oryginale wzory, które są naszym znakiem rozpoznawczym i marką kojarzącą się z wysoką jakością.
Cena za komplet pościeli waha się od 280 do 400 zł. Najdroższy produkt w całym asortymencie to pikowana narzuta za 450 zł. Mimo to chętnych nie brakuje. Jak zdradza Małgorzata Dziembaj firma Foonka w zeszłym roku osiągnęła niemal 2 mln zł rocznego przychodu.
– Obecnie obroty na poziomie całego 2015 r. osiągamy w jeden miesiąc. Z roku na rok rosną one o około 50 proc. – podsumowuje Małgorzata Dziembaj i liczy na wzrost wyników finansowych po wprowadzeniu nowej kolekcji. – Nasi klienci poszukują nowych, nieszablonowych wzorów, dlatego ostatnio wprowadziliśmy nową kolekcję z kolażem Aleksandry Morawiak. Będziemy też otwierać się na prace kolejnych artystów. Rozważamy także powiększenie naszej szwalni i otwarcie kolejnego sklepu stacjonarnego na przykład w Warszawie – zapowiada współwłaścicielka firmy Foonka.
Więcej możesz przeczytać w 10/2019 (49) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.