Setki kilometrów na prądzie – jak się przygotować?
Fot. shutterstock.z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2023 (94)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
O ile stacji benzynowych jest bez liku i nie trzeba się stresować, że pozostaniemy bez paliwa, to miejsc, w których można w miarę szybko naładować baterie ciągle mamy jak na lekarstwo. Jak zatem przygotować się do podróży, by uniknąć niemiłych niespodzianek?
1. Dobrze zaplanuj podróż, uwzględniając miejsce ładowania oraz moc ładowarki, która determinuje czas, jaki będziemy musieli poświęcić na uzupełnienie energii elektrycznej.
Aby to zrobić warto skorzystać z map i aplikacji, które wskażą aktualne lokalizacje ładowarek. Jednym ze źródeł potrzebnych informacji może być strona Urzędu Dozoru Technicznego (https://eipa.udt.gov.pl/), na której znajdziemy Ewidencję Infrastruktury Paliw Alternatywnych. To mapa, na którą naniesiono zgłoszone do UDT punkty ładowania. Podano na niej m.in. moc ładowania, typ złącza oraz właściciela danej stacji. Minus jest taki, że nie każdy punkt ładowania zgłoszony jest do UDT (choć teoretycznie powinien być).
Dobrym rozwiązaniem jest także skorzystanie z aplikacji PlugShare (jest również dostępna strona (https://www.plugshare.com/). Dzięki niej można szybko znaleźć punkt ładowania, często też użytkownicy elektryków zaznaczają w niej, czy aktualnie punkt ładowania jest wolny czy zajęty.
Warto też sprawdzić dostępne rodzaje gniazd, szczególnie jeśli posiadamy starszego elektryka np. ze złączem „Type 1”, które nie jest już często spotykane. Lepiej mieć ze sobą odpowiednią przejściówkę.
2. Zarejestruj się w aplikacjach największych firm, które utrzymują w Polsce sieć ładowarek.
Niestety, z prądem na trasie nie jest tak łatwo jak z paliwem. Nie można za pobraną energię zapłacić kartą lub BLIK-iem, co jest w sumie dość dziwne. Aby jednak korzystać z ładowarek, trzeba się wcześniej zarejestrować, nierzadko także opłacić abonament. To uciążliwe, ale i konieczne, jeśli na trasie nie chcemy spędzić dobrych kilku minut na tworzeniu konta w aplikacji firmy, z której usług chcemy skorzystać. W Polsce na pewno warto uwzględnić sieci Orlen Charge oraz Greenway. Alternatywą, o ile mamy taką możliwość, jest skorzystanie z kart flotowych firm paliwowych, jak np. karty Shella – dzięki niej można korzystać z ładowarek kilku różnych firm, w tym z GreenWaya (ale niestety nie Orlenu).
3. Naładuj baterię „pod korek” przed wyjazdem.
Jakkolwiek by liczyć, energia pobrana na trasie jest dużo droższa niż ta z domowego gniazdka. Różnica może być dwu- albo i trzykrotna. Jadąc drogą szybkiego ruchu, nie mamy jednak wyboru – trzeba za prąd zapłacić więcej. Warto jednak minimalizować koszty i przed wyjazdem naładować baterię z domowego gniazdka, choćby tego z prądem 230 V, o ile nie mamy wallboxa o większej mocy ładowania. Najtaniej będzie oczywiście wtedy, gdy mamy panele fotowoltaiczne, szczególnie zainstalowane w czasie, gdy rozliczenia z firmami energetycznymi były korzystniejsze.
----------
Elektrykiem na długą trasę – jest w czym wybierać
Jeszcze kilka lat temu trudno byłoby znaleźć elektryczne samochody zdolne przejechać bez ładowania kilkaset kilometrów. Częściej mieliśmy do czynienia z takimi, które miały zasięg 150–200 km. I wtedy mówiono, że to elektryk z wyjątkowo dużą baterią pozwalającą na pokonanie długiej trasy. Czasy jednak zmieniły się, a technologie pozwalają już stosować większe baterie. Po pierwsze, akumulatory zyskały bardziej zwarte rozmiary, po drugie, ich produkcja jest tańsza, więc nie winduje ceny samochodu aż tak bardzo jak parę lat temu.
W praktyce samochód elektryczny, którym cała rodziną można się wybrać na długą trasę, można kupić za mniej niż 200 tys. zł, co przecież niedawno było nie do pomyślenia. Bardzo ciekawe modele ma w ofercie Kia – to modele Niro oraz Soul w elektrycznych wariantach. Oba dają kierowcy do dyspozycji elektryczny napęd o mocy ok. 200 KM i akumulatory, których pojemność wystarcza na ponad 450 km, przynajmniej według fabrycznych pomiarów. Nieco większy jest model Niro, który kosztuje 198 900 zł.
Mniejszy zasięg, rzędu 350 km, mają dwa kompaktowe modele Citroëna: C4 oraz crossover C4 X. W obu przypadkach silnik ma 136 KM, co wystarcza, by całkiem sprawnie przemieszczać się, nawet autostradą. A cena? Jak na auto na prąd, jest dość atrakcyjna: w przypadku C4 wynosi 175 900 zł, a C4 X – 185 200 zł.
Najnowszy w gronie relatywnie tanich aut elektrycznych jest Jeep Avenger, czyli najmniejszy model tej marki. Da się jednak nim wybrać w rodzinną podróż, o ile ograniczymy liczbę walizek. Zasięg jest imponujący: ok. 400 km, a cena atrakcyjna – 185 700 zł. Co ważne, to model produkowany w Polsce. Legendą w gronie elektryków jest natomiast Nissan Leaf, który ma elektryczny napęd o mocy 217 KM i zasięg przekraczający 380 km. Cena? To 192 900 zł.
Oczywiście nie brak i zdecydowanie droższych samochodów na prąd. Ale w parze z wyższą ceną idzie również zasięg, który pozwala jeszcze śmielej ruszać na trasę, choć oczywiście kosztem dłuższego łądowania. Przykładem mogą być auta Volkswagena i Škody. Czeska marka proponuje Enyaqa iV, którego silnik ma 204 KM, a baterie pozwalają przejechać grubo ponad 500 km. Większe akumulatory mają jednak swoją cenę, więc Enyaq iV kosztuje 239 500 zł. Nieco mniej zapłacimy za słabsze Volkswageny ID.4 oraz ID.5 (silnik – 174 KM) – kosztują odpowiednio 212 890 zł i 228 190 zł. Zasięg? Także, jak Škoda, ponad 500 km.
Ponad 500 km zasięgu mają też dwa inne auta w podobnej cenie: ciekawy pod względem stylizacji Nissan Ariya – o mocy 242 KM – dostępny za 244 200 zł, oraz Kia EV6 z 228-konnym silnikiem, w cenie 241 900 zł. Rekordzistą w gronie popularnych marek jest jednak Ford Mustang Mach-E – wersja z największymi akumulatorami może przejechać nawet przeszło 600 km, a moc silnika Forda to 294 KM. Cena jest jednak wysoka: to 313 850 zł.
Więcej możesz przeczytać w 7/2023 (94) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.