Zwrot o 180 stopni w Brukseli. UE luzuje politykę klimatyczną

Ursula von der Leyen
Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej. / fot. Shutterstock / Alexandros Michailidis
Unia Europejska łagodzi kurs wobec przemysłu motoryzacyjnego. Komisja Europejska ogłosiła, że da producentom samochodów więcej czasu na spełnienie ambitnych celów klimatycznych. Czy to początek końca Zielonego Ładu w dotychczasowej formie?

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Jeszcze niedawno wszystko wskazywało na to, że przyszłość europejskiej motoryzacji jest jednoznaczna: szybkie przejście na napędy elektryczne, zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku, radykalne limity emisji CO₂. Dziś jednak Unia Europejska wysyła zupełnie inny sygnał. Komisja Europejska ogłosiła właśnie znaczące złagodzenie swojej polityki klimatycznej wobec producentów samochodów – a to może mieć daleko idące konsekwencje dla całej branży, kierowców i rynku pracy.

Jak informuje portal Money.pl, Bruksela zamierza przesunąć część obowiązków klimatycznych dla producentów pojazdów, dając im więcej czasu na dostosowanie się do rygorystycznych wymogów transformacji ekologicznej. Choć ogólna strategia „Zielonego Ładu” nie zostaje porzucona, zmienia się jej tempo i konkretne etapy wdrażania. Ten zwrot jest odpowiedzią na rosnące napięcia społeczne, spadające poparcie dla partii proklimatycznych i poważne trudności, z jakimi boryka się europejski przemysł motoryzacyjny.

Elektryfikacja pod znakiem zapytania?

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych punktów polityki klimatycznej UE było całkowite wycofanie się z produkcji i sprzedaży nowych samochodów spalinowych od 2035 roku. Decyzja ta wywołała olbrzymie kontrowersje – zarówno wśród polityków, jak i w przemyśle. Choć oficjalnie cel nadal obowiązuje, to coraz częściej mówi się o jego rewizji. Nowa propozycja Komisji Europejskiej zakłada większy margines swobody dla państw członkowskich w określaniu tempa zmian oraz możliwość dłuższego dopuszczania do sprzedaży niektórych modeli z silnikami spalinowymi – oczywiście pod warunkiem spełnienia określonych norm emisji - PCh24.pl.

Portal PCh24.pl zwraca uwagę, że zmiana podejścia KE to efekt intensywnych nacisków ze strony krajów takich jak Niemcy, Włochy czy Czechy – państw, których gospodarki są w dużym stopniu uzależnione od przemysłu samochodowego. Dla nich zbyt gwałtowna transformacja oznaczałaby utratę setek tysięcy miejsc pracy, pogorszenie bilansu handlowego i ucieczkę inwestycji poza granice UE.

Presja społeczna i spadające poparcie dla Zielonego Ładu

Równie ważnym czynnikiem zmiany kursu są rosnące niepokoje społeczne. W wielu krajach europejskich transformacja energetyczna, choć niezbędna z perspektywy klimatycznej, zaczyna być postrzegana jako zbyt kosztowna i oderwana od realiów życia zwykłych obywateli. Zielone reformy stały się dla wielu osób powodem do atakowania UE, obniżenia sympatii do niej. To daje paliwo populistom i wywołuje negatywny sentyment wokół niebieskiej wspólnoty.

W opinii wielu komentatorów obecny „zwrot” w polityce Brukseli jest formą ratowania twarzy – próbą pogodzenia celów klimatycznych z rosnącym sprzeciwem społecznym i potrzebą zachowania konkurencyjności europejskiej gospodarki. Przykładem może być wzrastająca popularność partii sceptycznych wobec Zielonego Ładu, takich jak niemiecka AfD, francuskie Zjednoczenie Narodowe czy holenderska PVV Geerta Wildersa.

Problemy przemysłu motoryzacyjnego

Nie bez znaczenia są także konkretne dane gospodarcze. Europejscy producenci aut od miesięcy borykają się z rosnącymi kosztami produkcji, niedoborem surowców i wyzwaniami logistycznymi. Tymczasem chińscy producenci pojazdów elektrycznych – tacy jak BYD, Nio czy Geely – coraz śmielej wkraczają na europejski rynek, oferując auta tańsze, technologicznie zaawansowane i produkowane przy niższych kosztach. 

PCh24.pl zauważa, że choć niektóre koncerny – jak Volkswagen, Stellantis czy Mercedes-Benz – inwestują miliardy w elektryfikację, to inne firmy nie są jeszcze gotowe na pełną transformację. Dla mniejszych graczy, a także dla całych łańcuchów dostaw, zbyt szybkie tempo zmian oznaczałoby katastrofę finansową.

Co dokładnie proponuje Komisja Europejska?

Nowe propozycje KE przewidują przede wszystkim wydłużenie do 2027 roku czasu na dostosowanie się do przemipsów wyznaczających wyśrubowane limity emisji. Dzięki temu nie będą musili płacić wysokich kar, które łącznie miały przynieść UE 15 mld euro.

Takie rozwiązania mają dać producentom czas na dostosowanie się i uniknięcie chaosu na rynku. Jednocześnie KE podkreśla, że nie porzuca celów klimatycznych – lecz dostosowuje je do realiów gospodarczych.

Wydłużenie okresu przejściowego szansą dla Polski

W tym kontekście istotne pytanie brzmi: jak na ten zwrot zareaguje Polska? Z jednej strony, nasz kraj od lat boryka się z opóźnieniami w rozwoju elektromobilności. Udział aut elektrycznych w rynku jest wciąż marginalny, a infrastruktura ładowania – niewystarczająca. Z drugiej – Polska jest jednym z kluczowych ogniw europejskiego łańcucha dostaw motoryzacyjnych. Fabryki LG Energy Solution, Stellantis, Toyota czy Mercedes-Benz produkują nad Wisłą nie tylko pojazdy, ale i komponenty do napędów elektrycznych.

Dla Polski wydłużenie okresu przejściowego może być szansą – zarówno na zachowanie miejsc pracy, jak i dalszy rozwój sektora elektromobilności, ale we własnym tempie.

Zielony Ład – czas na korektę kursu?

Ostatecznie decyzja KE o złagodzeniu polityki wobec przemysłu motoryzacyjnego może stać się początkiem szerszej rewizji Zielonego Ładu. Kryzys energetyczny, wojna w Ukrainie, napięcia geopolityczne oraz rywalizacja z Chinami i USA wymuszają na Europie bardziej pragmatyczne podejście. W tym kontekście spowolnienie tempa transformacji klimatycznej może okazać się konieczne, by uniknąć społecznych i ekonomicznych turbulencji.

Jak zauważa portal PCh24.pl, to nie oznacza odejścia od idei zielonej gospodarki, lecz jej dostosowanie do rzeczywistości. Zwłaszcza że – jak pokazał przykład Niemiec – zbyt ambitne plany bez solidnego zaplecza technologicznego i społecznego wsparcia mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Realizm zamiast radykalizmu?

Zmiana narracji w Brukseli to wyraźny sygnał, że unijna polityka klimatyczna wchodzi w nową fazę – fazę realizmu. Utrzymanie konkurencyjności przemysłu, ochrona miejsc pracy i ochrona środowiska nie muszą się wykluczać – o ile zostaną odpowiednio wyważone. Transformacja klimatyczna to maraton, nie sprint. I właśnie tego zaczyna uczyć się Europa.

Unia Europejska najwyraźniej stawia na strategię ewolucji, a nie rewolucji. Czas pokaże, czy to wystarczy, by pogodzić ekologiczne ambicje z potrzebami społeczeństw.

ZOBACZ RÓWNIEŻ