Obuwie premium z Wadowic podbija Europę. "Chcemy promować tradycyjne szewstwo" [WYWIAD]

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe
Kiedy zakłady szewskie upadają, to szewcy najczęściej zmieniają branżę, a potem niechętnie do szewstwa wracają. W dłuższej perspektywie mamy w planach promowanie tego zawodu, zwłaszcza, że – wbrew powszechnej opinii – szewcy mogą dobrze zarabiać - mówi w rozmowie z mycompanypolska.pl Adam Kubarski, prezes Akardo SA.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Akardo SA – wadowicki e-commerce z rzemieślniczym obuwiem – właśnie uruchomił nową, męską markę premium – Haka Shoes, która jest dostępna w Polsce i całej UE. Spółka tym samym zrealizowała wszystkie cele zeszłorocznej emisji crowdfundingowej, w której pozyskała 1 mln zł. Jeszcze w tym roku obuwie pod marką Akardo będzie dostępne w sprzedaży online w Czechach i na Słowacji. Spółka - za pośrednictwem platformy Crowdway - prowadzi aktualnie drugą kampanię crowdfundingową, w której chce pozyskać 1,68 mln zł na dalszy rozwój działalności.

Haka Shoes to jak na razie osiem modeli klasycznych butów, szytych rzadko spotykaną w Polsce metodą blake - w konstrukcji podeszwa jest zszywana szwem blake wraz z podpodeszwą i cholewką. Tak stworzone obuwie charakteryzuje się lekkością oraz łatwiejszym sposobem rozchodzenia.

O nowej marce, misji Akardo, a także szewstwie rozmawiamy z Adamem Kubarskim, prezesem Akardo SA.

Wadowice to na swój sposób „zagłębie obuwia”, prawda?

Tutaj każdy ma w rodzinie - lub za sąsiada - szewca, dlatego zawsze nosiłem wygodne buty. Niestety zakłady szewskie powoli upadają... Mój tata jest z branżą związany od trzydziestu lat. Moim marzeniem od zawsze było, żeby ludzie mieli łatwy dostęp do precyzyjnie wykonanych butów, w przyjaznej cenie, a nie do obuwia ze Wschodu, najczęściej zresztą wątpliwej jakości. Współczynnik jakości do ceny jest w Akardo najważniejszy. Pracujemy na niższych marżach niż konkurencja, więc musimy szybko rosnąć, w innym wypadku budżet nie będzie się spinał.

A więc reaktywujesz tradycyjne szewstwo.

Po prostu widzę, z jakimi problemami zmaga się branża, w której coraz rzadziej funkcjonują wieloletnie, niewielkie zakłady rodzinne. Wielu szewców ma problem ze znalezieniem rynku zbytu, często ze względu na mało atrakcyjne wzornictwo. Część z nich próbuje sprzedaż przenosić do galerii handlowych albo do Internetu.

Przecież wy również działacie w Internecie.

Ale mamy atrakcyjną ofertę. Ja w sklepie internetowym – akurat z meblami – pracowałem już przed maturą. Natomiast buty, żeby sobie dorobić do kieszonkowego, sprzedawałem na Allegro w liceum i na studiach. Dobrych szewców tak naprawdę trudno znaleźć. Kiedy byłem małym dzieciakiem, to w Kalwarii Zebrzydowskiej działała szewska szkoła zawodowa. Później zabrakło chętnych, by się kształcić w tym kierunku. Widzę, że zakłady szewskie mają problem z pozyskaniem kompetentnych, doświadczonych pracowników.

To wynika tylko z braku szkół?

Kiedy zakłady szewskie upadają, to szewcy najczęściej zmieniają branżę, a potem niechętnie do szewstwa wracają. W dłuższej perspektywie mamy w planach promowanie tego zawodu, zwłaszcza, że – wbrew powszechnej opinii – szewcy mogą naprawdę dobrze zarabiać. No i robisz coś bezpośrednio dla drugiego człowieka. Na przykład Gino Rossi wygasza swoje fabryki, a nam się bardzo nie podoba ten trend.

Do jakich branż najczęściej trafiają szewcy z upadłych zakładów?

Bardzo różnie. Ci których znam, wybrali budowlankę lub meblarstwo. Często zdarzają się także wyjazdy za granicę. Szewstwo to branża sezonowa, a przez pandemię zakłady szewskie mają jeszcze mniej pracy.

Z drugiej strony, tego Internetu nie wolno demonizować. W ostatnich miesiącach mocno rozwinął się e-commerce, co zapewne widzisz po zainteresowaniu waszym obuwiem.

Pandemię podzieliłbym na dwie fale. Pierwsza była taka, że wszyscy wycofywali się z Internetu, przez co reklamy stawały się tańsze, a sprzedawanie – bardziej opłacalne. W drugiej fali wszyscy rzucili się na online, więc reklamy zaczęły drożeć. Firmy – zwłaszcza z branży fashion – by zarabiać, musiały robić duże wyprzedaże. Cieszę się natomiast, że odbiorcy przekonali się do kupowania obuwia przez Internet, co wcześniej nie było regułą.

Ja też miałem z tym problem.

Często jest tak, że jeśli ktoś kupi w Akardo jedną parę butów, to później wraca, więc ma jakiś ogląd dotyczący naszej rozmiarówki. Zdarzają się także klienci kupujący wiele par butów – one są na spokojnie przymierzane w domu, a później te niepasujące są zwracane.

Wprowadzacie na rynek nową markę – Haka Shoes – którą pozycjonujecie jako markę premium. To ciekawe, bo wszelkie badania wskazują, że w trakcie pandemii spadła sprzedaż towarów luksusowych. Nie boisz się?

Haka Shoes powstało w mojej głowie kilka lat temu, a w zeszłym roku - dzięki pierwszej emisji akcji - udało się ten projekt zrealizować. To zdecydowanie marka premium, bo produkujemy buty inną metodą niż w Akardo, gdzie większość butów jest klejonych. Zależało nam, żeby taką markę stworzyć, gdyż brakuje ich w Polsce. Są szewcy robiący bardzo drogie obuwie „na wymiar”, tymczasem my chcemy pokazać, że szewcy w naszym kraju są w stanie wykonać buty na najwyższym poziomie, które nie zrujnują budżetu. Zaczęliśmy już sprzedaż na terenie UE, a w przyszłym roku chcemy poszerzyć sprzedaż o inne kontynenty. Dopiero w wakacje ruszymy z wielkimi działaniami marketingowymi. Ograniczając się tylko do Polski, pewnie nie mielibyśmy szans na zrobienie dużej skali, natomiast świat jest na tyle obszernym rynkiem, że możliwości jest sporo.

Chcecie wykorzystać zwrot ku regionalności i lokalnym produktom, który jest zauważalny w ostatnich latach?

To rzeczywiście istotny trend. Klienci podkreślają, że im po prostu zależy na jakości. Mamy facebookową grupę dla klientów i sympatyków Akardo i tam widać ich przywiązanie do naszej marki: robią sobie zdjęcia podczas spacerów, dopytują o materiały. A nawet doradzają, wrzucając modele innych firm, którymi moglibyśmy się zainspirować. W ten sposób powstało naprawdę sporo naszych butów.

Poinformowaliście już, że środki z drugiej rundy inwestycyjnej przeznaczycie na dalszy rozwój. Na jakie konkretnie działania?

Na pewno na ekspansję zagraniczną. By sprzedawać buty Akardo zagranicą, musimy zmienić silnik sklepowy i przystosować do tego logistykę. Środki przeznaczymy również na działania marketingowe – chcemy skrupulatnie budować wizerunek i zaufanie do marki. No i trzecim celem jest poszerzenie asortymentu, bo im więcej dostępnych modeli, tym więcej po prostu sprzedajemy, bo szerzej trafiamy w gusta potencjalnych klientów.

Dlaczego Polacy pokochali crowdfunding inwestycyjny?

W dużej mierze dlatego, że to zjawisko, które ma w sobie siłę społeczności. Akcjonariusze mają możliwość wypowiedzenia się na temat tego, jak firma działa i co robi. W Akardo większość akcjonariuszy to nasi sympatycy, utożsamiający się z misją i wartościami. Nie wolno zapominać przy tym, że lokaty są obecnie na tak niskim poziomie, że crowdfunding to alternatywa dla tradycyjnych inwestycji. Ja inwestorom mówię wprost, że inwestycja w Akardo jest ryzykowna, ale za to z dużym potencjałem. Dopiero kiedy wejdziemy na giełdę okaże się czy mam rację – na razie wszystkie zakładane cele udaje się osiągać

Czy Akardo – po tych wielu latach działalności – jest taką marką, o jakiej sobie zamarzyłeś jako młody chłopak otwierający swój biznes?

Jeżeli chodzi o wartości, misję, historię to zdecydowanie tak. Jestem dumny z zespołu i naszego wizerunku, jednak uważam, że jesteśmy dopiero w początkowej fazie rozwoju. Głęboko wierzę, że już wkrótce o Akardo usłyszy cały świat!

 

ZOBACZ RÓWNIEŻ