Przedsiębiorcy do Senatu, bankruci na pomniki

© Marek Szczepański
© Marek Szczepański 72
Polska szczyci się swoimi narodowymi bohaterami i uwielbia stawiać im pomniki. Jednak nie wszyscy zostali przez nas uhonorowani z należnym im szacunkiem. Zapominamy o nich na lekcjach historii i nie pytamy o nich nawet na olimpiadach z przedsiębiorczości.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2016 (11)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Z kapitalizmem jest jak z demokracją w słynnej wypowiedzi Churchilla: chociaż nie jest to idealny system ekonomiczny, to jednak ludzkość nie wymyśliła na razie nic bardziej efektywnego. Zwłaszcza na dłuższą metę. Nasz problem z oceną kapitalizmu wynika również stąd, że jeszcze nigdy w dziejach cały świat nie znajdował się w tym samym czasie na identycznej ścieżce eksperymentu polityczno-ekonomicznego. I dopóki jednym państwom wiedzie się stosunkowo lepiej niż innym, dopóty sami będziemy się skazywać na zazdrosne poszukiwanie jeszcze bardziej konkurencyjnych (najlepiej!) lub wygodnych (najchętniej!) form zarządzania swymi narodowymi gospodarkami. Oczywiście dorzucając „ludzką twarz” i miłą sercu troskę o nasze konsumpcyjne apetyty. 

Lecz zapominamy przy tym często, i to pomimo tak bogatej historii gospodarczej świata, że żadna formacja polityczna czy nawet najlepsza administracja nie są w stanie same przez się zapewnić swoim krajom systematycznie odnawialnej przewagi konkurencyjnej – najtrwalszego źródła narodowej zamożności. Ich rola jest tu oczywiście ważna, wręcz krytyczna, ale polega przede wszystkim na umożliwieniu optymalnego działania tym, którzy zakładają własny biznes. 

Cieszy więc bardzo deklaracja wicepremiera Morawieckiego, że rząd pracuje nad Konstytucją dla Przedsiębiorców, która ma – po raz pierwszy od początku transformacji – usankcjonować wiodącą rolę przedsiębiorców w dalszym wzroście polskiej gospodarki. Obawiam się jednak, że ta cenna inicjatywa napotka silny opór mentalny naszego społeczeństwa. Nie przeprogramowało ono jeszcze, od strony emocjonalnej, swego rozumienia przedsiębiorczości i indywidualny sukces finansowy wciąż widzi przez wykrzywiony pryzmat transformacji. 

Kluczem do zmiany tego nastawienia jest powszechne uświadomienie sobie, że zdecydowana większość nowych firm pada w ciągu pierwszych kilku lat swego funkcjonowania, a ceną, jaką ich twórcy płacą za podjętą przez siebie próbę, są często utrata życiowych oszczędności, rozpad rodziny, problemy ze zdrowiem lub co najmniej głęboki uraz psychiczny. Tymczasem większość mediów i społeczeństwa koncentruje się na tych, którym się udało, zapominając, że ich sukces stanowi często przypadkową wygraną na loterii przedsiębiorczości. 

Powodów, dla których nowe firmy nie dożywają wieku „rentierskiego”, jest wiele. Jednak na szczycie jakiejkolwiek ich listy nie ma braku motywacji, złej woli, a już zwłaszcza nieuczciwości. Zapomnijmy też o argumentach typu „źle oszacowane ryzyko”, bo gdyby takie szacunki były rzeczywiście możliwe, to bogate korporacje nie miałyby na koncie tylu startupowych wpadek. Lepiej zajmijmy się brakiem politycznej dojrzałości, krótkowzrocznością związków zawodowych, bezsensem regulacji czy administracyjną bezmyślnością, bo w tym zakresie, jeśli chodzi o skutki, przyszłość jest o wiele bardziej przewidywalna. 

Tak, chętnych do mieszania łyżeczkami w naszej gospodarczej herbacie mamy wielu, ale ktoś musi przecież dosypywać też do niej cukru. Bez tego w najlepszym razie będziemy dreptać w miejscu. Dlatego błagam, uznajmy, że praktykowanie przedsiębiorczości jest najtrudniejszą ze sztuk. I oddajmy publicznie hołd bez- imiennym przegranym na rodzimej loterii przedsiębiorczości, pokonanym przez nieubłaganą rzeczywistość. 

Ekonomiści, policzcie wreszcie, jak duży jest łączny wkład do naszego gospodarczego sukcesu tych wszystkich firm, które nie zdołały ukończyć swojej szkoły podstawowej! Inwestorzy, zacznijcie wreszcie organizować, za przykładem Doliny Krzemowej, publiczne pogrzeby nieudanych startupów, aby zrozumieć i uszanować wysiłek i starania ofiar! Politycy, zdecydujcie się wreszcie, ku przestrodze własnej i podległych wam urzędników, na film dokumentalny o ludziach i ich firmach bezmyślnie zniszczonych przez aparat władzy, wzorem projekcji dla lekkomyślnych kierowców! Wyborcy, żądajcie, by w Senacie byli tylko ci, którzy mają odpowiednie doświadczenie i zablokują ustawy niweczące marzenia polskich przedsiębiorców! Obywatele, postawcie wreszcie pomnik bankrutom wyklętym, najlepiej przed Urzędem Rady Ministrów! 

My Company Polska wydanie 8/2016 (11)

Więcej możesz przeczytać w 8/2016 (11) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ