Strefy mają więcej zalet niż wad
Fot. materiały prasoweJedną z podstawowych zachęt inwestycyjnych oferowanych w Polsce firmom jest zwolnienie z podatków i opłat lokalnych, a już fundamentalne znaczenie ma w tym kontekście zwolnienie z podatku od nieruchomości. O wysokości jego stawek decyduje rada gminy.
Czasami samorządy nawet całkowicie zwalniają przedsiębiorstwa z obowiązku płacenia tej daniny. Choćby wtedy, gdy inwestor postawi lub kupi budynki i grunty, a następnie prowadzi w nich działalność gospodarczą (np. w Kaliszu można otrzymać z tego tytułu 3-letnią ulgę). Bywa, że premiują także handlowca, np. gdy sprzedaje w stosunkowo niewielkim obiekcie. Najczęściej jednak na zwolnienie z podatku od nieruchomości można liczyć, kiedy tworzy się nowe miejsca pracy. Im jest ich więcej, tym dłuższe zwolnienie. W Tarczynie samorząd oferuje też np. możliwość rozłożenia płatności podatkowych i dotyczących ewentualnych zaległości na raty, a w Leżajsku – preferencyjne, niskooprocentowane pożyczki inwestycyjne.
Jednak bardzo duża część samorządów wcale nie zabiega o przyciągnięcie biznesu. Jak wykazały badania przeprowadzone w 2015 r. przez SGH, 41 proc. urzędów gmin, które otrzymały wysłane e-mailem zapytanie od potencjalnego inwestora, w ogóle nań nie odpowiedziało. Jeśli e-mail był po angielsku, zignorowało go aż dziewięć na 10 urzędów.
Wróćmy jednak do pozytywnych przykładów. Miejscami, w których lokalne władze najchętniej widziałyby inwestorów, są parki technologiczne (technoparki) i specjalne strefy ekonomiczne (SSE). I jak tu wyglądają ulgi w daninach? Zielona Góra proponuje np. aż 10-letnie zwolnienie podatkowe tym firmom, które na terenie Lubuskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego Zielona Góra-Nowy Kisielin stworzą zakłady produkcyjne zatrudniające minimum 200 osób. Z kolei w Słupskiej SSE duże firmy mają relatywnie niewielkie ulgi – do 35 proc., podczas gdy średnie i małe (w tym mikroprzedsiębiorstwa) mogą liczyć na zwolnienia 45 i 55 proc.
Do technoparku z inkubatora
Parki technologiczne to miejsca, w których dzięki zgromadzeniu w jednym miejscu firm z jednej branży i wspierających je placówek badawczo-naukowych możliwy jest szybki rozwój tychże przedsiębiorstw. PAIiIZ podaje, że obecnie mamy w kraju ponad 80 parków technologicznych, naukowo-technologicznych i przemysłowo-technologicznych.
Pierwsze powstały już w połowie lat 90. To wystarczający czas, aby ocenić, na ile sprawdza się idea ich funkcjonowania. – Z przeprowadzonej w 2013 r. kontroli NIK wynika, że mimo wydania ok. 800 mln zł na utworzenie i ok. 180 mln zł na funkcjonowanie ponad 50 parków technologicznych, nie przynoszą one znaczącego rezultatu dla gospodarki – mówi Tomasz Styś, ekspert Instytutu Sobieskiego specjalizujący się w tematyce samorządu terytorialnego i rozwoju regionalnego. – Jedynie ok. 30 proc. przedsiębiorstw prowadzących w nich działalność to firmy technologiczne. Ponadto część parków tworzona była w regionach o niskiej koncentracji firm zaawansowanych technologicznie i w znacznym oddaleniu od uczelni posiadających know-how w zakresie transferu technologii – podsumowuje ekspert.
Przemysław Jura, prezes Instytutu Nauk Ekonomicznych i Społecznych (INES) oraz założyciel jednego z prywatnych parków technologicznych na Śląsku, uważa, że największym mankamentem tego typu instytucji w Polsce jest to, że zazwyczaj ograniczają swą działalność do wynajmu powierzchni biurowej. W jego opinii zarządy parków muszą działać aktywniej, bo tego rodzaju oferta jest ciekawa tylko dla pewnego segmentu firm.
Ale w sumie – parki są potrzebne, na co zwraca uwagę Sławomir Olejnik, ekspert Business Centre Club ds. innowacyjności i powiązań biznesu z nauką. Pozwalają bowiem firmom, zwłaszcza na pewnym etapie rozwoju, znacząco zwiększyć skalę biznesu. Niemniej parki, choć ważne, są tylko częścią ekosystemu. Równie istotne, szczególnie w dobie, gdy stawiamy na innowacyjność, są inkubatory naukowo-technologiczne, i to z nich bardzo młode firmy powinny przechodzić do parków technologicznych czy stref. – Startupy szukają dopiero własnego modelu biznesowego, a do parku będą mogły pójść, mając już własny pomysł na funkcjonowanie i zapewnione finansowanie – mówi Olejnik.
Czasami technoparki działają na terenie SSE. Tak jest m.in. w Krakowie, Rzeszowie czy Trójmieście. Wtedy można skorzystać zarówno ze współpracy z innymi firmami z tej samej branży i z jednostkami naukowo-badawczymi, jak i z ulg podatkowych oferowanych w strefach.
Przedsiębiorcy strefy lubią
Pod koniec 2015 r. w Polsce było 14 SSE o łącznej powierzchni 19,8 tys. ha. Będą mogły działać jeszcze przez 10 lat, do końca 2026 r. – W zamyśle miały być zlokalizowane w regionach dotkniętym kryzysem społeczno-ekonomicznym i zapewne w pierwszych latach spełniły swoją funkcję – ocenia Tomasz Styś.
– SSE potraktowałbym właśnie jako element ekosystemu przyciągającego inwestorów w konkretne regiony kraju, które warto pobudzić pod kątem np. zmniejszenia bezrobocia czy rozwoju danych obszarów, z natury dysponujących różnym potencjałem – mówi Sławomir Olejnik. – Dobrze by jednak było, aby Polska miała w swojej ofercie więcej możliwości dla inwestorów i żeby co jakiś dłuższy czas weryfikować efektywność SSE – dodaje.
Styś z tą zdolnością zapewniania pracy polemizuje: – Analizy pokazują, że w latach 2004–2014 liczba bezrobotnych na terenach objętych SSE nie była znacząco mniejsza niż w miejscach, gdzie strefy nie funkcjonowały. Po drugie, są one obecnie zlokalizowane w 36 na 39 miast powyżej 100 tys. mieszkańców, w tym w największych ośrodkach metropolitalnych, jak Warszawa, Wrocław, Kraków czy Poznań. Oznacza to, że straciły swój pierwotny charakter instrumentu wsparcia dla regionów o wysokim poziomie bezrobocia.
Coś, co z makroekonomicznego punktu widzenia może wymagać poprawy, całkiem nieźle wygląda jednak, gdy głos zabiorą przedsiębiorcy. – To była trafna decyzja – uważa Robert Serafiński, prezes firmy Chemipack, która od pięciu lat powadzi w Łódzkiej SSE produkcję na potrzeby branży motoryzacyjnej. Głównym powodem jej zainwestowania w strefie były, jak w większości przypadków, zwolnienia podatkowe. Ponadto o wyborze SSE zadecydowała dobra lokalizacja i oferta uzbrojonych w media nieruchomości. – Dodatkowe atuty to duża aktywność i profesjonalizm zespołu strefy. Działając z zezwoleniem, nie zderzymy się z biurokratycznymi przepisami, a kontrole prowadzone przez przedstawicieli SSE są szybkie i nie nastręczają większych problemów, o ile wypełnia się wymogi związane z zatrudnieniem odpowiedniej liczby osób – mówi Serafiński. – W trakcie podpisania umowy negocjowaliśmy przesunięcie terminu oddania inwestycji, ale obyło się bez jakichkolwiek perturbacji – wspomina. Według niego nie ma potrzeby dokonywania żadnych zmian w funkcjonowaniu SSE.
Biznesmeni, jako minus stref, wskazują najczęściej na konieczność wnoszenia comiesięcznych opłat. – Mam nadzieję, że zwolnienia podatkowe je rekompensują – mówi Radosław Dylik, właściciel zakładów Azofer Dylik & Dylik, które zaczynają swoją przygodę z Pomorską SSE.
Szkolenia i dobre towarzystwo
– Za wielkie plusy SSE uważam udzieloną nam pomoc dotyczącą uzyskiwania zezwoleń, zakupu działek, a także organizowanie przez administrację strefy seminariów, wykładów, prelekcji i szkoleń – mówi Dylik. – Można się na nich spotkać z innymi inwestorami, niekonieczne z tej samej branży, ale funkcjonującymi już dłużej w strefie, i wymienić doświadczenia. To dla nas bardzo cenne – podkreśla przedsiębiorca.
Przemysław Jura z INES, który jest też współwłaścicielem dwóch przedsiębiorstw działających w SSE, zwraca uwagę, że młodym firmom trudno jest często udźwignąć wymagane w strefach opłaty. Bywa, że ich wysokość sięga niebagatelnych sum, bo 20–25 tys. zł miesięcznie. – Tymczasem z ulg w CIT można skorzystać dopiero, gdy ma się odpowiednio duże przychody. Na etapie inwestowania, gdy amortyzacja jest wysoka, z podatkowych dobrodziejstw funkcjonowania w SSE raczej się nie korzysta – wyjaśnia Jura.
Józef Szmich, prezes spółki Delia Cosmetics Distribution, która działa w Łódzkiej SSE w podstrefie Konstantynów Łódzki, potwierdza te spostrzeżenia. – Kilka firm nie miało wystarczającej sprzedaży, aby osiągnąć dochód, z którego opodatkowania byłyby zwolnione, ani nawet takiej, żeby zarobić na spłatę kredytów. Przeinwestowały – mówi. – Klasyczna opłata strefowa, ok. 20 gr miesięcznie, jakie płacimy za 1 mkw. zajmowanego gruntu, to też koszty działalności. Te pieniądze są jednak dobrze wykorzystywane przez zarząd strefy – przyznaje Szmich.
Według niego system polskich SSE jest idealny dla dużych zagranicznych firm, które mogą przerzucać koszty między swoimi zakładami funkcjonującymi w różnych krajach, maksymalizując zysk tam, gdzie mają zwolnienia podatkowe. Natomiast mniej sprawdza się w przypadku przedsiębiorstw działających tylko w Polsce. Szmich wylicza, że taka spółka, aby otrzymać przy obecnej stawce CIT zwolnienie z podatku dochodowego w wysokości np. 5 mln zł (50-procentowa ulga przy inwestycji wartej 10 mln), musi wypracować dochód rzędu jakichś 26,3 mln zł do końca 2026 r., a to może być trudne do osiągnięcia. Nie zmienia to faktu, że Delia Cosmetics Distribution działa w ŁSSE już kilka lat i jest z tego zadowolona. –Będziemy kontynuować inwestycje w strefie – zapowiada jej prezes. Jego firma, podobnie jak inne, działające po sąsiedzku, zadbała już o to, by zdobyć zezwolenia na rozszerzenie działalności – na zapas. Chodziło o to, by „załapać się” jeszcze na atrakcyjną cenę oferowanych gruntów i korzystniejsze od obecnych przepisy (zmiany wprowadzono w sierpniu tego roku).
Szmich zwraca też uwagę na kolejny walor wejścia do SSE: – To nobilitujące sąsiedztwo zakładów należących do dużych i znanych w branży międzynarodowych koncernów – stwierdza.
Artur Skrzyszewski z firmy Enwar (konstrukcje stalowe) uważa, że największy wpływ na decyzję o zainwestowaniu w strefie ma postawa lokalnych władz. Jego spółka zaczyna działać w Wałbrzyskiej SSE. – Szukaliśmy działki pod inwestycję i wysłaliśmy zapytanie m.in. do Świebodzic. Szybka reakcja władz miasta, seria spotkań i po kilku tygodniach wiedzieliśmy, że przenosimy firmę – wspomina menedżer. Było to na początku tego roku, więc na razie trudno ocenić ten pomysł. – Ale dla młodej firmy, jak nasza, ten ruch na pewno przekłada się na podniesienie prestiżu i wzrost zaufania klientów – wskazuje Skrzyszewski. Przyznaje jednak, że nie obyło się bez małych nieprzyjemności, takich jak choćby nieoczekiwana konieczność opłacenia podatku od odrolnienia działki, przez co koszt jej zakupu wzrósł o 100 proc.
Pobierz plik PDF z zestawieniem specjalnych stref ekonomicznych.