Europa ostrzy sobie zęby na brytyjskie startupy

© Andrzej Wieteszka
© Andrzej Wieteszka 25
Czy Londyn i Wielka Brytania utrzymają po brexicie pierwsze miejsce na mapie europejskich startupów? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie trwa już rok. Zaczęło się następnego dnia po referendum, w którym Brytyjczycy zdecydowali o opuszczeniu UE.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2017 (22)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

O tym, że Zjednoczone Królestwo i jego stolica są bezapelacyjnymi liderami na europejskiej mapie stratupów, najlepiej świadczą liczby. W 2016 r. fundusze venture capital i private equity zainwestowały w firmy technologiczne działające na Wyspach 6,8 mld funtów – prawie trzy razy więcej niż wyniosły analogiczne inwestycje we Francji i niemal pięć razy tyle, ile wyniosły w Niemczech. Średnioterminowe porównanie także wypada na korzyść Wielkiej Brytanii. W latach 2012–2016 brytyjskie inwestycje venture capital i private equity sięgnęły 28 mld funtów. W tym samym czasie we Francji było to 11,4 mld funtów, w Niemczech 9,3 mld, a w Holandii 8,6 mld funtów. W pozostałych krajach zainwestowano jeszcze mniej. Krótko- i średnioterminowa przewaga Wielkiej Brytanii jest więc przytłaczająca. 

Liczby świadczą też na korzyść Londynu. W latach 2012–2016 w działające w tym mieście młode firmy technologiczne zainwestowano w sumie 13,8 mld funtów. To tyle, ile łącznie w tym czasie zainwestowano w startupy paryskie (3,6 mld funtów), berlińskie (3,3 mld), amsterdamskie (3 mld), dublińskie (2,9 mld) i madryckie (0,9 mld). Ubiegły rok także należał do Londynu. VC i PE ulokowały w tamtejszych startupach 2,2 mld funtów. O miliard więcej niż w te, które działają w Amsterdamie, i dwa razy więcej niż w te w Paryżu. Do berlińskich startupów trafiło 0,6 mld funtów. 

Powyższe liczby, które pochodzą z dorocznego raportu „Tech Nation 2017” przygotowanego przez Tech City UK, pokazują, że takie miasta, jak Paryż, Berlin, Amsterdam, Dublin, Mediolan, Sztokholm, Kopenhaga czy Madryt, czyli największe startupowe huby w kontynentalnej Europie, mają o co walczyć. W ich interesie jest przyciągnięcie do siebie startupów i inwestorów, którzy dziś operują na Wyspach, a po brexicie zastanawiają się, czy kontynuować tam swoją działalność, czy może poszukać sobie nowego domu. 

Na razie – jak wynika z badań ankietowych przeprowadzonych na zlecenie Silicon Valley Bank – tylko 21 proc. brytyjskich startupów planuje (w związku z brexitem) otwarcie biur w krajach Unii i jedynie 1 proc. deklaruje, że chce przenieść swą główną siedzibę poza Wielką Brytanię (kolejne 16 proc. twierdzi, że tego nie wyklucza). Te dane oczywiście mogą się zmienić, gdy np. w praktyce okaże się, że brexit znacząco utrudnił brytyjskim startupom zatrudnianie obcokrajowców, a zagranicznym inwestorom skomplikował zakładanie nowych firm w Zjednoczonym Królestwie. 

A tymczasem trwa konkurs piękności, w którym startupowe huby, zarówno w kontynentalnej Europie, jak i na Wyspach, pokazują swoje zalety, przy czym wszelkie prognozy, czy Wielka Brytania i Londyn stracą palmę pierwszeństwa, to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Wiele będzie zależało od tego, jak potoczą się rozwodowe negocjacje, i od zasad przyszłej współpracy Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. A negocjacje – choć od decyzji o brexicie minął już rok – dopiero się zaczęły. 

My Company Polska wydanie 7/2017 (22)

Więcej możesz przeczytać w 7/2017 (22) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ