Wakacje z autem na prąd

auta elektryczne
Fot. shutterstock.
Już za 12 lat wejdą w życie unijne przepisy, które mają niemal całkowicie wyeliminować samochody spalinowe. Powoli trzeba więc przyzwyczajać się do tego, że także na długie trasy będziemy jeździć autami na prąd. Sprawdźmy, czy dziś w Polsce jest to możliwe. A jeśli tak, to czy jazda elektrykiem będzie równie komfortowa jak autem spalinowym?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2023 (94)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Jeszcze kilka lat temu trudno było znaleźć samochody elektryczne, których zasięg przekraczałby 200 km, nie mówiąc już o większych zasięgach. Jeżeli już jakiś producent wypuścił na rynek „długodystansowy” samochód na prąd, to zwykle kosztował on krocie. Obecnie samochody kompaktowe, które mogą przejechać grubo ponad 400 km, można kupić za mniej niż 200 tys. zł. A takie auta nadają się przecież do tego, by ruszyć w długą podróż z rodziną i stertą bagaży. I takich samochodów jest u nas coraz więcej.

Według danych, które regularnie udostępnia Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, po naszych drogach jeździ obecnie niemal 41 tys. aut, które są w stu procentach elektryczne. Oczywiście w różnym wieku – także tych, które mogą mieć na karku nawet 10 lat. Ale liczba ta stale rośnie, bo sprzedaż elektryków zwiększa się z miesiąca na miesiąc. To rezultat dostępnych dopłat, także dla firm, jak i coraz większej oferty takich aut. Obecnie trudno znaleźć producenta, który nie miałby w swojej produkcji chociaż jednego samochodu na prąd. 

Ładowarki – coraz więcej, ale nadal za mało

W parze z liczbą elektrycznych pojazdów zwiększa się też liczba stacji ładowania. Według danych PSPA na koniec kwietnia w naszym kraju mieliśmy 2768 ogólnodostępnych stacji ładowania, które dysponowały 5440 punktami ładowania. Tylko kwietniu uruchomiono 69 stacji ładowania, na które przypadło 135 punktów. W zasadzie to dobre wiadomości, choć oczywiście liczba miejsc, w których można uzupełnić zapas energii elektrycznej w akumulatorach, nadal jest zdecydowanie za mała, by mówić o swobodnym podróżowaniu po całej Polsce. Zła wiadomość jest też taka, że z podanej liczby stacji ładowania tylko 31 proc. to szybkie ładowarki prądu stałego (DC), a aż 69 proc. to wolniejsze urządzenia prądu przemiennego (AC), które dysponują mocą 22 kW lub mniejszą. Z taką mocą zapas energii na przejechanie 100  km uzupełnimy w ok. 1 godz., a na trasie tak długi czas oczekiwania niespecjalnie się sprawdzi. Trudno przecież zatrzymywać się co 300 km na ok. 3 godz.

Planując podróż samochodem na prąd, trzeba więc znaleźć miejsca, w których można skorzystać z szybszych ładowarek prądu stałego o mocach od 40 kW w górę (im więcej, tym lepiej, o ile auto pozwala skorzystać z dużej mocy ładowarki). Korzystanie z najszybszych urządzeń kosztuje najwięcej, ale dzięki nim zaoszczędzimy sporo czasu. Wprawdzie na wielu forach entuzjastów elektromobilności możemy przeczytać, że postój na ładowanie może sprzyjać zwiedzaniu ciekawych miejsc lub po prostu skłonić nas do odpoczynku, ale trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie każdemu musi się podobać zwiedzanie okolic miejsca obsługi podróżnych zlokalizowanego przy drodze ekspresowej albo długi postój na jednej z wielu stacji benzynowych... A takie są realia. Prawda jest taka, że niewiele szybkich ładowarek zlokalizowano w pobliżu interesujących zabytków lub rezerwatów.

Czas ładowania lepiej więc zminimalizować, znajdując na trasie przejazdu szybkie urządzenia o dużej mocy. Nawet ładowarka o mocy 100 kW umożliwia uzyskanie zasięgu rzędu 300 km w niespełna 0,5 godz., a są dostępne nawet szybsze urządzenia (choć w naszym kraju na razie nie ma ich zbyt wiele). A 30-minutowy postój nie jest już tak dużym problemem. Po odpowiednio długim dystansie przerwa w prowadzeniu samochodu na pewno nie zaszkodzi. Nawet na stacji benzynowej.

Nie w każdym regionie Polski

Gdzie jest odpowiednio rozbudowana sieć ładowarek? Tak naprawdę najszybsze urządzenia znajdziemy przede wszystkim w dużych miastach oraz przy drogach szybkiego ruchu, choć nie wszystkich. Relatywnie dużo ładowarek znajdziemy na trasie z Warszawy do Gdańska. Nie będzie problemów z zasięgiem, bo w praktyce co najmniej 40-kilowatowe ładowarki znajdziemy w okolicach Płońska, Mławy, Nidzicy, Olsztynka, Ostródy i w Elbląga. Da się zatem uzupełnić zapas energii co kilkadziesiąt kilometrów. Do Trójmiasta, choć być może z przerwami, dojedziemy całkiem sprawnie.

Bez problemów da się też przejechać trasę z Warszawy do innych głównych miast, jak choćby Wrocław, Poznań czy Kraków. Nie będą mieli też większych problemów ci, którzy postanowią skorzystać z autostrady A1, by dostać się z Krakowa do Trójmiasta (choć południowy odcinek tej drogi wymaga staranniejszego planowania). Odpowiednia liczba stacji ładowania znajduje się też przy autostradzie A4, choć w tym przypadku warto pamiętać, że im dalej na wschód, tym większą uwagę trzeba poświęcić temu, by mieć na „liczniku” odpowiedni zapas kilometrów.

Prawda jest bowiem taka, że gdy idzie o sieć ładowarek, szczególnie tych szybkich, to wschodnia część Polski wypada znacznie gorzej niż zachodnie rejony naszego kraju. W konsekwencji wyjazd elektrykiem w Bieszczady lub na Podlasie to nie lada wyzwanie. Na Podkarpaciu, na południe od Rzeszowa, znajdziemy tylko jedną miejscowość z szybką ładowarką: Krosno. Poza tym mamy kilka ładowarek 22 kW. A to przecież duży, górzysty region z krętymi drogami – prąd będzie nam tu znikać w szybkim tempie, nawet jak dobrze znamy zasady oszczędnej jazdy. Wyjazd w Bieszczady autem na prąd wymaga zatem planowania, przewidywania, a najlepiej  własnego gniazdka z prądem, gdzie w nocy można podładować auto. Podobna sytuacja jest zresztą na Podlasiu i we wschodniej części Mazur. W tym drugim przypadku nieliczne szybkie ładowarki zlokalizowano przy niektórych hotelach.

O czym warto pamiętać

Jeśli więc podróżujemy elektrykiem po Polsce, trzeba zachować czujność, znać mapę stacji ładowania i umieć przewidywać. Warto pamiętać, by z rozsądkiem ocenić ryzyko wyczerpania baterii, co powoduje długi, nieplanowany postój. Trzeba też zdawać sobie sprawę, że zasięg deklarowany przez producenta okaże się realny tylko w dobrych warunkach, a w rzeczywistości zależy od obciążenia auta, temperatury powietrza, ukształtowania terenu, po którym się poruszamy... i od prędkości. W praktyce przy 120–140 km/godz. nigdy nie uzyskamy zasięgu, jaki odczytamy w folderze reklamowym danego modelu. Lepiej zatem dbać, by za bardzo się nie rozpędzać. W elektryku, jak w żadnym aucie spalinowym, sprawdza się powiedzenie, że warto jechać wolniej, by dojechać szybciej.

My Company Polska wydanie 7/2023 (94)

Więcej możesz przeczytać w 7/2023 (94) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ