Tik-Tak Tytus Company

łuczak
Maciej Łuczak / fot. materiały prasowe
Jakie funkcje ma ten zegarek? – pyta James Bond, przyglądając się Omedze Seamaster Diver 300M 007 Edition, którą przed wykonaniem kolejnej misji dostaje w filmie „Nie czas umierać”.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2024 (101)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Spec od gadżetów Q krótko odpowiada: „It tells the time”, a więc „jedynie pokazuje czas!”. To bardzo pouczający dialog w kontekście indywidualnych interpretacji skarbówki dotyczących możliwości zaliczenia przez przedsiębiorcę do kosztów uzyskania przychodu wydatku na zakup czasomierza wykorzystywanego podczas spotkań z klientami. Fundamentalne pytanie, jakie pojawia się w tej sprawie, brzmi: Do czego taki zegarek ma naprawdę służyć?

Fani filmów o Jamesie Bondzie dobrze pamiętają jego nadzwyczajne wyczyny, które były możliwe dzięki posiadaniu nadzwyczajnych gadżetów uwalniających moc superbohatera i często ratujących życie. W „Operacji Piorun” (1965) na nadgarstku Seana Connery’ego pojawiła się zmodyfikowana wersja Breitlinga Top Time z wbudowanym licznikiem Geigera. Rolexa Submarinera miał Roger Moore w filmie „Żyj i pozwól umrzeć” (1973). Zegarek został stuningowany i wyposażony w silny magnes oraz piłę mechaniczną. W „Szpiegu, który mnie kochał” (1977) agent 007 korzysta z Seiko 0674 LC, za pomocą którego drukuje paski z wiadomościami od M. Kolejne wcielenie Jamesa Bonda, Pierce Brosnan, w „GoldenEye” (1995) ma laserową Omegę, a elektronicznym zegarkiem z odbiornikiem telewizyjnym posługuje się w „Świat to za mało” (1999).

Jednak to nie komandor MI 6 zadawał pytanie polskiemu fiskusowi, lecz nasz rodzimy biznesmen zajmujący się pozyskiwaniem inwestorów dla nowo otwieranych startupów. Sprawa dotyczyła zakupu zegarka o wartości ok. 30 tys. zł, a więc absolutnie z górnej półki, choć wcale nie tej najwyższej. Przecież w takich przypadkach możemy mówić nawet o setkach tysięcy złotych. We wniosku o dokonanie interpretacji podatkowej wskazano na konieczność dokładnego ustalenia wysokości stawki godzinowej stosowanej jako podstawę do rozliczenia się z klientami. Podkreślono, że spotkania są poufne, a więc zegarka nie można zastąpić telefonem lub laptopem, bo dzisiaj za pomocą tych urządzeń każdego przecież można łatwo podsłuchać. W uzasadnieniu wniosku ORD-IN (rubryka G. - wyczerpujące przedstawienie zaistniałego stanu faktycznego) zamieszczone zostały jednak dodatkowe stwierdzenia. Przedsiębiorca podkreślił, że spotyka się z osobami o szczególnym statusie majątkowym. Dlatego jest zobligowany do zachowania bardzo wysokich standardów osobistej prezentacji. „Środowisko biznesowe postrzega bowiem kontrahentów przez pryzmat ich sukcesów osobistych, które wyrażają się między innymi w posiadaniu ubrań czy urządzeń o wartości większej niż przyjęta powszechnie w społeczeństwie”. I w końcu – dodał zadający pytanie - „posiadanie taniego zegarka może zostać uznane za brak należytego szacunku”. I to był jego zasadniczy i kardynalny błąd.

Zegarek bowiem – zdaniem polskiego fiskusa – może służyć wyłącznie do pokazywania czasu, a nie do „pokazywania” pozycji społecznej jego właściciela! Taką interpretację wydała skarbówka, opierając się na przyjętej zasadzie, że pieniądze przeznaczane na budowanie wizerunku biznesmena są wyłączone z kosztów reprezentacji. Podstawa prawna to art. 23 ust. 1 pkt. 23 ustawy o PIT. Pamiętając stary slogan reklamowy: „Sprzedaj krowy, sprzedaj konie – kup zegarek marki Błonie!”, nie zapominajmy, że nie wrzucimy go w koszty! Ale zaraz, zaraz, nie jest tak do końca. Wcześniej w obrocie pojawiła się zupełnie odmienna interpretacja. Kwota przeznaczona na zakup zegarka była znacznie mniejsza, bo wynosiła 5,5 tys. zł i miał on służyć tylko do odmierzania czasu spotkania i wystawiania rachunku za usługę. To dobra nauczka, żeby nie przedobrzyć w opisie stanu faktycznego i zaprezentować tylko te argumenty, które zostaną bez problemu i wątpliwości „kupione”. W tym przypadku cena nie została zakwestionowana – a przecież dokładnie pokazuje czas także zegarek za 500 zł, 5 tys. mamy więc zaoszczędzone.

Z fiskusem jednak nie ma żartów. Może się przecież zdarzyć, że otrzymamy gustowny oraz drogi czasomierz od naszego kontrahenta lub pracodawcy i wtedy także będzie trzeba zapłacić podatek. Pamiętajmy – według Trybunału Konstytucyjnego - gdy pracodawca chce obdarować pracownika i z okazji jego jubileuszu wręcza mu zegarek, wówczas taką korzyść należy potraktować jako podlegającą opodatkowaniu podatkiem od spadków i darowizn. Tłumaczenie zobowiązanego, że wcale nie dostał czasomierza, lecz po prostu natrafił na niego w kopalni zegarków (IX księgą Tytusa, Romka i A’tomka o przygodach na dzikim zachodzie) nikogo raczej nie przekona. Słynne przedsiębiorstwo Tik-Tak Tytus Company istniało wyłącznie na kartach tego bijącego do dziś rekordy popularności komiksu Papcia Chmiela. Podobnie zresztą jak tłumaczenie, że to jeden z tytułowych „Siedem zegarków kopidoła Joachima Rybki” Gustawa Morcinka. 

My Company Polska wydanie 2/2024 (101)

Więcej możesz przeczytać w 2/2024 (101) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ