Pokemony znów warte miliony

© Getty Images
© Getty Images 80
Stworki z gier na konsole Nintendo zawojowały świat w latach 90. Jeszcze na początku stulecia panował szał na pokemony i związane z nimi gadżety czy filmy. Potem cisza, aż do tegorocznych wakacji, gdy na pokemony zaczęto polować na całej planecie, a także zarabiać na nowym zjawisku: pomieszaniu realnego świata z wirtualnym.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2016 (12)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Zawieszające się serwery, brak sensownej  dokumentacji, mało porywająca fabuła i niejasno określony cel. Tak można ująć cechy gry Pokémon Go, która w ciągu tygodnia, od premiery 6 lipca, stała się najbardziej po­pularną mobilną aplikacją w USA – ściągnęło ją ponad 15 mln osób. Szybko stała się dostępna w innych krajach na świecie, a pod koniec lipca w samym tylko sklepie Google Play liczba pobrań grubo przekroczyła 100 mln. Podobny wynik (ale zajęło to dużo więcej czasu) uzyskała tylko gra Candy Crush Saga. Popularne Angry Birds pozostają daleko w tyle... Dodajmy, że według badania przeprowadzonego w drugiej połowie lipca przez amerykańską firmę Pollfish aż 70 proc. graczy polowało na pokemony już od co najmniej dwóch tygodni. To nie lada osiągnięcie w czasach, kiedy większość aplikacji odinstalowuje się średnio po 7 min od ich ściągnięcia. 

Miarą sukcesu Pokémon Go jest również to, że dni mijały, a ludzie wciąż spędzali więcej czasu, szukając pokemonów, niż przeglądając wiadomości na Face­booku. Np. od 30 lipca do 1 sierpnia średni czas korzystania z gry to 26 min 5 sek, podczas gdy średnia długość sesji na Facebooku to 22 min 46 sek. I trend ten bynajmniej nie słabnie. Co więcej, Pokemony wygrywają pod względem dziennej aktywności użytkowników ze Snapchatem, Twitterem, Tinderem itp. To ogromny potencjał – tak przynajmniej sądzą giełdowi inwestorzy. Wartość akcji Nintendo, mającej udziały w związanych z projektem firmach Pokemon Company i Niantic, w dwa tygodnie się podwoiła i wycena rynkowa japońskiej spółki sięgnęła 42,5 mld dol. Koncern Sony w tym samym czasie wart był 39 mld dol. 

Sentyment, smartfon i spacer

Ale skąd ten fenomen Pokémon Go? Powodów jest wiele, lecz jednym z ważniejszych jest ogromna rzesza dziś już dorosłych ludzi mających do pokemonów sentyment z dawnych lat – a siła takich wspomnień nieraz już o sobie dawała znać. Jako dzieci spędzali długie godziny nad swoimi przenośnymi konsolami, łapiąc stworki w świecie wykreowanym przez programistów i grafików. Wielu myślało: „A co, jeśli pokemony są prawdziwe i żyją pomiędzy nami?”. Wszak wyglądały jak szczury, węże, słonie, dinozaury, jak drzewa lub nawet... samurajskie miecze. Mogły więc być wszędzie! 

A gdy ktoś w te gry nie grał, to znał przynajmniej gadżety, a zwłaszcza karty z pokemonami. Obecne pokolenie dwudziestokilkulatków tak namiętnie się nimi wymieniało, że w wielu szkołach i przedszkolach wydano zakaz ich przynoszenia. Nieco młodsi kolekcjonowali też żetony… W kinach zaś, przy pełnej widowni, wyświetlano kolejne filmy o Pikachu i jego pobratymcach. 

Inny istotny powód obecnego szału to fakt, że ściągnięcie Pokémon Go nic nie kosztuje, a sama gra jest ujmująco prosta. Każdy może ją zainstalować w kilka sekund na smartfonie z Androidem lub iOS (brak wersji dla telefonów z Windows) i od razu zacząć poszukiwania. Dzisiaj można podróżować po świecie niczym treserzy z gry z lat 90. i łapać pokemony, oswajać je, a potem wystawiać je do walk w wyznaczonych strefach nazywanych Gymami. Aplikacja wykorzystuje pełny potencjał współczesnych telefonów: łączność z internetem, GPS, zegar, czujnik położenia, kamerę. Na podstawie wszystkich zebranych danych decyduje, czy i kiedy w danej okolicy ma się pojawić pokemon. Następnie gracz musi dotrzeć do stworka i go złapać. Cel? W tej chwili jest nim zebranie pokemonów wszystkich gatunków i poprawianie ich statystyk. To nie lada wyzwanie, bo jest ich 151 rodzajów – tyle, ile w pierwszych edycjach gier z lat 90. Wkrótce będzie pewnie więcej, bo w konsolowych edycjach liczba ta przekroczyła 700. 

Jest jeszcze jedna cecha Pokémon Go, szczególnie bezcenna z punktu widzenia użytkowników i mody na aktywny styl życia. Podczas gdy ogromna większość gier przykuwa do krzesła i bynajmniej nie wpływa korzystanie na zdrowie, ta zmusza do ruchu. I to jak! Gracze, łapiąc fantazyjne stwory, pokonują czasem dziennie po kilkanaście kilometrów, poprawiając swą kondycję i gubiąc kilogramy: niektórzy w kilka tygodni schudli nawet o ponad 10. W USA mówi się też o epidemii... zakwasów. 

Na dodatek Pokémon Go zmusza do spacerów bez względu na porę dnia, nocy i miejsce. Niektóre stworki pojawiają się tylko w południe, inne zaś jedynie wieczorem lub nocą. Pokemony „łąkowe” znajdziemy w parku, a w pobliżu jeziora lub oceanu – te preferujące wodę. Niektórzy, wpatrzeni w ekran telefonu niczym zombie epoki cyfrowej, w poszukiwaniu rzadko spotykanych gatunków zapuszczają się też w niezbyt bezpieczne miejsca. Policja stanu New Jersey wydała ostrzeżenie, w którym zwraca uwagę, że przecież nikt normalnie nie wszedłby do ciemnego zaułka w podejrzanej okolicy o trzeciej nad ranem i nie ma powodu tego zmieniać tylko dlatego, że tak każe aplikacja... O ostrożność apelują też władze Bośni i Hercegowiny, gdzie do dziś pozostały pola minowe z lat 90. Z kolei przedstawiciele Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie oraz tamtejszego Cmentarza Arlington proszą, by nie grać na terenie tych obiektów. Podobny apel wystosowali przedstawiciele muzeum w Oświęcimiu. 

Zważywszy na miliony grających, liczba wpadek różnego kalibru jest jednak niewielka, a korzyści zdecydowanie przeważają. Żartuje się, że gra uszczęśliwiła zwłaszcza dzieci i czworonogi, które częściej wychodzą na dwór. A niektórzy dopiero dzięki niej odkryli ciekawe zabytki w swojej okolicy. 

Pokemonety, PokeStopy i startupy

Jak jednak firma Niantic, która stworzyła Pokémon Go, zamierza zarabiać na swej darmowej przecież aplikacji? Początkowo – przede wszystkim na mikrotransakcjach. Bowiem w grze dobrze mieć wirtualną walutę, tzw. PokeCoins. Za 100 PC trzeba zapłacić 99 centów, a za 14,5 tys. PC – 99,99 dol. Za te pieniądze można kupić m.in. specjalne przynęty na pokemony lub piłki potrzebne do ich łapania. Do pierwszych dni sierpnia, w zaledwie miesiąc, Niantic (poprzez transakcje ze sklepów Google Play i Apple AppStore) zarobił już ponad 160 mln dol. Ale nie tylko twórcy gry są beneficjentami. Na Pokémon Go korzystają też międzynarodowe koncerny i lokalne firmy. 

Tajemnica tkwi w tzw. PokeStopach, czyli miejscach, w których można wylosować piłki do łapania Pokemonów, jajka, z których stworki mogą się wylęgnąć, i inne rzeczy potrzebne w grze. Te miejsca stale przyciągają graczy, a przy tym znajdują się głównie w interesujących z różnych względów lokalizacjach. Np. w niewielkiej mazurskiej wsi może to być stary miejscowy cmentarz, w miasteczku – kościół, zabytkowa cerkiew oraz pomnik na głównym placu, choć czasami potrafi się zdarzyć np. świetlik w kształcie piramidy, jak ten przykrywający garaż podziemny na jednym z warszawskich osiedli. Z punktu widzenia firm najciekawsze są te PokeStopy, które znalazły się w pobliżu ich siedzib lub sklepów. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, gdyż o rozmieszczeniu tych „przystanków” decydują twórcy gry, częściowo automatycznie, posługując się algorytmami. 

Jeden z największych na świecie detalicznych sprzedawców gier, koncern GameStop, przeprowadził badanie swoich sklepów i stwierdził, że 462 z nich znajdują się w pobliżu PokeStopów lub Gymów. Firma zorganizowała więc pokemonowe eventy, zwiększając swe obroty w poszczególnych placówkach nawet o 100 proc. Oczywiście za część tych zarobków odpowiada sprzedaż gadżetów i tradycyjnych gier związanych z pokemonami. Przy okazji poszła w górę także wycena giełdowa GameStop Corp. Również w polskim serwisie aukcyjnym Allegro widać wzrost liczby aukcji z grami, których bohaterami są pokemony. A te archiwalne, na konsole Nintendo, nagle zyskały na wartości. Jeśli ktoś trzyma je na strychu, teraz jest idealny moment, by je dobrze sprzedać. 

Inny przykład giełdowych zwyżek to firma Zagg – producent m.in. pokrowców na telefony z wbudowanymi bateriami. Dodatkowe akumulatory potrzebne są polującym na pokemony, bo gra brutalnie obchodzi się z bateriami smartfona. Średni czas ich zużycia to zaledwie 43 min. Dopiero ostatnia aktualizacja wprowadziła bardziej oszczędny tryb pracy, ale energia i tak szybko się wyczerpuje. Wzrost sprzedaży dodatkowych baterii odnotowały sklepy z elektroniką na całym świecie. 

Nie brak też pomysłów na promocje. Firma Lyft z Seattle zaproponowała 20 proc. zniżki na koszt dojazdu do wybranych PokeStopów, a T-Mobile w Niemczech – darmowe pakiety danych dla grających. Są też pierwsze pokemonowe startupy, w tym serwis randkowy dla „myśliwych”. Mało tego, Hillary Clinton, kandydatka na prezydenta USA, pochwaliła się, że też łapie pokemony  – licząc na przyciągnięcie młodszych wyborców. 

Pokémon Go i małe firmy

Lokalne firmy mają w zanadrzu jeszcze jeden oręż:  przynęty na pokemony, które można zamontować  w PokeStopach, do kupienia w wirtualnym sklepie Pokémon Go. Działają przez 30 min (koszt to 1 dol.) i w tym czasie przyciągają dzikie, nieoswojone stworki i polujących. To sposób na skłonienie ludzi, by zajrzeli do pobliskiej restauracji, sklepu, zoo, ogrodu botanicznego czy… kościoła. Jedna z pizzerii na Manhattanie przygotowała specjalną pokemonową pizzę, a na pobliskim PokeStopie regularnie instaluje przynęty. Rezultat: przy ledwie 10 dol. zainwestowanych w te narzędzia zwiększyła swe przychody o 30 proc. Ten schemat łatwo skopiować, ale – jak wynika z pierwszych doświadczeń – trzeba zaoferować dobrze przemyślany pod kątem graczy produkt lub usługę. Inaczej nie zwrócą uwagi na naszą firmę, nawet gdy przejdą metr od niej. Co znaczy przedsiębiorczość i szybki refleks, pokazali młodzi Amerykanie: na przedmieściach, przy PokeStopach zlokalizowanych w pobliżu prywatnych domów, sprzedają np. lemoniadę. Podobno mają z tego niezły zarobek. 

Jak już wspomnieliśmy, lokalizacja PokeStopów  i Gymów zależy tylko od twórców gry. Wprawdzie przez kilka dni można było zgłaszać propozycje nowych „miejscówek” na stronie Niantica, ale istny potop wniosków sprawił, że z tej opcji zrezygnowano. Wkrótce będzie jednak można kupić PokeStopy lub Gymy, traktując to jako wydatek na reklamę. To oczywiście kolejny sposób, w jaki Niantic zamierza zarabiać na grze. Pierwsze komercyjne partnerstwo zawiązano zresztą już pod koniec lipca – ponad 3 tys. restauracji McDonald’s w Japonii zostało Gymami i PokeStopami. Negocjowane są następne umowy tego typu. 

Czy to zmniejsza szanse małych firm, że skorzystają na fenomenie? Niekoniecznie. Mogą czerpać z doświadczeń potentatów. Przecież nawet gdy popularność gry w końcu osłabnie, doświadczenia z tych kilku pokemonowych miesięcy pozostaną, z marketingowym modelem SoLoMo (od słów Social Local Mobile) na czele – wykorzystuje on społeczności i mobilną komunikację do przyciągania klientów do tradycyjnych sklepów albo restauracji. Poza tym takie gry jak Pokémon Go to dopiero początek trendu, jakim jest łączenie światów realnego i wirtualnego. Myśląc o swojej strategii marketingowej, nawet w małej skali, trzeba to zacząć uwzględniać. 


Zdrowy potencjał

Pokémon Go to tzw. biznesowy złoty strzał (w tym wypadku do pewnego stopnia ponowny, bo pokemony przed laty już święciły tryumfy). Inne znane przykłady złotych strzałów na globalną skalę to choćby Windows 95, który był nie tylko fenomenem rynkowym, ale też kulturowym, czy np. iPod, dzięki któremu Steve Jobs przywrócił firmę Apple do pierwszej ligi w branży elektronicznej. Była także niesamowicie popularna gra Candy Crush Saga. Kto by pomyślał, że banalne usuwanie z planszy kolorowych cukierków będzie tak uzależniające. Duży sukces odniosła też gra Minecraft – prosta i przez to atrakcyjna dla milionów graczy na całym świecie doceniających swobodę działania i możliwość wykazania się kreatywnością.

Złote strzały mieliśmy również w Polsce. Na krajową skalę np. mBank, pierwszy u nas bank internetowy. Jego wejściu na rynek na początku stulecia towarzyszyła też niespotykana wcześniej w poważnej i statecznej bankowości frywolna kampania reklamowa. Albo sukces marki telefonii komórkowej Heyah – która zaproponowała po raz pierwszy przejrzyste taryfy i miała niestandardowe akcje marketingowe skierowane do młodzieży. Inne polskie przykłady to choćby serwis społecznościowy Nasza Klasa w latach 2007–2009 (którą wykosił z rynku inny złoty strzał – Facebook) czy, jeszcze w latach 90., napój Frugo. No i oczywiście gra Wiedźmin, której sukces był już jednak także międzynarodowy. 


To jeszcze nie koniec

Celem gry Pokémon Go jest złapanie wszystkich rodzajów pokemonów – obecnie jest ich dokładnie 151. Właśnie tyle gatunków tych fantazyjnych stworków pojawiało się w pierwszych wersjach gier z lat 1998 i 1999. Były to tytuły przeznaczone dla przenośnych konsol firmy Nintendo, w tym dla słynnego 3DS. Rozgrywka – tak jak teraz – polegała na łapaniu stworów i zmuszaniu ich do walki między sobą na specjalnych arenach. Tyle że w grze sprzed lat pokemonami można było handlować lub się wymieniać. W Pokémon Go to na razie niemożliwe, choć jej twórca, firma Niantic, zapowiada, że wkrótce może się to zmienić. Tym samym pojawiłby się też model wirtualnej gospodarki.

W latach 90. i na początku tego stulecia grom z pokemonami towarzyszyły też telewizyjne programy, filmy kinowe, karty kolekcjonerskie i bezlik gadżetów. Teraz pewnie będzie podobnie. Ponoć trwają już negocjacje w sprawie nowej produkcji filmowej. 

My Company Polska wydanie 9/2016 (12)

Więcej możesz przeczytać w 9/2016 (12) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ