Rynki kontra realia. Pełny obraz Kuczyńskiego

fot. East News
fot. East News
Dopóki trwa hossa na Wall Street, to reszta świata zachowuje się przyzwoicie, ale jeśli w USA rozpocznie się korekta, to nic nie uratuje rynków przed przeceną.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2020 (59)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Miesiąc temu na globalnych rynkach akcji sytuacja zmierzała do poważniejszej korekty. Na Wall Street 11 czerwca indeks S&P 500 stracił ok. 6 proc., DJIA ok. 7 proc., a NASDAQ ponad 5 proc. Wyglądało to bardzo poważnie, ale w końcu czerwca niewiele już z tych spadków zostało, a NASDAQ bił rekordy wszech czasów. 

Pomagała końcówka kwartału i półrocza oraz związany z tym proces windows dressing (czyli podciąganie cen na koniec danego okresu – miesiąca, kwartału czy roku), jak również początek nowego półrocza. Te czynniki doprowadziły do zakończenia półrocza zwyżkami, a drugiego kwartału na Wall Street zwyżką największą od ponad 20 lat oraz do pozytywnego rozpoczęcia drugiego półrocza.

Można powiedzieć, że mało kto pamiętał już o pandemii, mimo że w wielu krajach (Izrael, Australia, Nowa Zelandia, USA, Brazylia itp.) liczba zakażonych rosła, a epidemiolodzy ostrzegali. Na przykład Anthony Fauci, główny ekspert w USA w sprawie pandemii, powiedział, iż wirus zaczyna mutować i do tego mutować w niebezpiecznym kierunku, a liczba dziennych zakażeń w USA może sięgnąć 100 tys. (w chwili pisania tekstu było to 50 tys.). Twierdzę jednak, że nie jest ważna liczba zakażeń – jest ważne tylko to, czy rządy wpadną w histerię i znowu zastosują lockdown. Jeśli nie zastosują, to rynki specjalnie się pandemią przejmować nie będą. Larry Kudlow, główny doradca ekonomiczny Białego Domu, ostatnio powiedział, że rosnąca liczba zakażeń najpewniej może doprowadzić najwyżej do lokalnych lockdownów. To bardzo obozowi byków się spodobało.

Hossa świadectwem potęgi

Drugie półrocze rozpoczęliśmy od kuriozalnego zachowania giełd chińskich, które pociągnęły za sobą giełdy globalne. Indeks Shanghai Composite 6 lipca zyskał 5,7 proc., dochodząc do poziomów sprzed 2,5 roku. Była to już piąta kolejna zwyżka tego indeksu, który potem nadal zyskiwał. Hossę wywołał rząd chiński. Główne media chińskie głosiły chwałę chińskich akcji. Twierdzono, że hossa na rynku akcji będzie świadectwem potęgi Chin, że pomoże gospodarce (bo będzie źródłem kapitału dla firm chińskich). Niedwuznacznie dawano do zrozumienia, że rząd bardzo sprzyja tej hossie.

Chińczycy, którzy są urodzonymi hazardzistami, rzucili się do kupowania akcji. Pomagały obozowi byków opinie niektórych amerykańskich firm inwestycyjnych (np. BlackRock) – twierdziły one, że inwestycje w akcje na azjatyckich giełdach powinny dawać lepsze wyniki niż w akcje europejskie czy amerykańskie. Już ta, chińska, akcja była dziwaczna, ale jeszcze bardziej dziwaczna była reakcja giełd w Europie i USA. Indeksy rosły jak na drożdżach. Drożały też ropa, złoto, a najbardziej miedź. Świat zamiast mówić: „Uważajcie, bo skończy się to tak jak w 2015 r.”, małpuje zachowanie giełdy w Szanghaju…

Odbicie w kształcie litery V

Coraz więcej jest jednak ośrodków analitycznych, które ostrzegają przed skrajnym przewartościowaniem rynku. Niedawno ciekawą grafikę opublikował też Reuters. Według tej agencji kapitalizacja globalnego rynku akcji w stosunku do globalnego PKB wynosi 52 proc. i jest największa od 25 lat… Przestrzegał też Międzynarodowy Fundusz Walutowy, a ostatnio analitycy Citigroup ostrzegli, żeby nie gonić uciekającego i przewartościowanego rynku. 

Jest jednak i druga strona medalu. Analitycy JP Morgan Chase prognozują, że globalny wzrost zadłużenia w tym roku przekroczy 16 bln dol., a prywatne i publiczne zadłużenia przekroczą poziom 200 bln dol. Czy to ma być ostrzeżenie? Nie. Analitycy piszą, że to jest „byczy” sygnał, bo „większość tego zadłużenia wyląduje w końcu na rynku akcji”. 

Bardzo kuriozalna opinia. Tę kuriozalność podkreśla strona agencji Bloomberg, gdzie sąsiadowały ze sobą teksty pod tytułem „JP Morgan Chase mówi, że globalny wzrost płynności pomoże akcjom i obligacjom” oraz „Zmniejszają się nadzieje na odbicie w gospodarkach w kształcie litery V”. Komisja Europejska zdawała się potwierdzać ten drugi tytuł, obniżając prognozy na rok 2020 (ze spadku PKB w strefie euro z 7,7 na 8,7 proc. i prognozując wzrost w 2021 r. o 6,1 proc. – przedtem 6,3 proc.). 

Słusznie piszą analitycy Pekao: „Gospodarki są w bardzo delikatnym punkcie. Niewiele trzeba (za szybkie wycofanie stymulacji, przyspieszenie zachorowań, lockdown), aby ożywienie się zatrzymało/cofnęło”.

Ukryty dług

Na naszym rynku walutowym dobre nastroje na rynkach akcji doprowadziły do cofnięcia się kursów spod oporów (odpowiednio 4,47 zł dla euro/zł i 4,20 zł dla frank/zł). Widać było jednak, że złoty może za chwilę zacząć tracić, ale „coś” przed wyborami hamowało zwyżki kursów. Oprócz tego, że RPP chce osłabienia naszej waluty, można znaleźć jeszcze inne powody dla jej osłabienia. 

Po pierwsze minister finansów zapowiedział nowelizację budżetu (po wyborach). Po drugie rząd przedstawił NFZ swoje prognozy zachowania rynku pracy, w których zapowiadał wzrost rejestrowanego bezrobocia o blisko pół miliona. Po trzecie dowiedzieliśmy się, że zadłużenie Polski (w metodologii europejskiej) sięgnęło 1,1 bln zł. To ponad 50 proc. PKB, a jeśli doda się kreatywną księgowość, to już pod 60 proc.

Rząd bowiem kreatywną księgowością ukrywa dług o wartości ok. 10 proc. PKB (ponad 200 mld zł) w Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 oraz w obligacjach emitowanych przez PFR (obu nasza metodologia nie włącza do sektora wydatków publicznych – w odróżnieniu od metodologii unijnej ESA2010, która je włącza). Nie budzi to niepokoju rynków, bo wszyscy naokoło znacznie zwiększają dług, ale im bliżej będzie konstytucyjnemu ograniczeniu 60 proc. PKB, tym sytuacja będzie wyglądała bardziej niepokojąco. I to może złotego osłabiać.

Wtedy, kiedy pisałem komentarz, czekaliśmy na sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek. Rozpoczyna się 14 lipca. Teoretycznie drugi kwartał powinien być fatalny, co powinno akcje przeceniać, ale jak znam Wall Street, to prognozy będą dramatyczne, a ich pokonanie będzie dziecinnie proste. Problem w tym, że bardzo mało spółek prezentowało prognozy, więc sporo będzie zaskoczeń. Zakładam, że będą jednak pozytywne, jako że firmy będą robić wszelkie możliwe sztuczki księgowe, żeby uzasadnić wzrost cen akcji w drugim kwartale.

Oprócz sezonu raportów w USA i szczytu Unii Europejskiej (17–18 lipca), podczas którego prowadzone będą ostre negocjacje dotyczące Funduszu Odbudowy oraz budżetu na lata 2021–2027 (Viktor Orbán, premier Węgier, twierdzi, że szczyt Unii Europejskiej najpewniej zakończy się brakiem porozumienia), odbędzie się też posiedzenie ECB (czwartek 16 lipca) i co prawda nie oczekuje się zmiany parametrów polityki monetarnej, ale posiedzenie i konferencja po nim zawsze rodzą jakieś, choćby krótkoterminowe, impulsy. W Polsce we wtorek (14 lipca) RPP będzie miała posiedzenie i co prawda też nie oczekuje się zmian w polityce monetarnej, ale jak wiadomo, nasza rada potrafi zaskoczyć…

Reasumując, można stwierdzić, że dopóki trwa hossa na Wall Street, to reszta świata zachowuje się przyzwoicie, ale jeśli w USA rozpocznie się korekta, to nic nie uratuje rynków przed przeceną. Dla GPW najlepsza byłaby konsolidacja na Wall Street blisko poziomów maksymalnych. To pozwoliłoby na kontynuowanie zwyżek na rynkach rozwijających się.

My Company Polska wydanie 8/2020 (59)

Więcej możesz przeczytać w 8/2020 (59) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ