Raport elektromobilność. Zanim kupisz, zastanów się, czy nie lepiej wziąć w leasing

Elektromobilne nowości
Elektromobilne nowości, fot. materiały prasowe
W 2020 r. przeszło połowa zarejestrowanych w Polsce nowych aut na prąd została pozyskana za pośrednictwem firm leasingowych. Głównym odbiorcą nowych samochodów są firmy, które rejestrują ponad 70 proc. wszystkich kupowanych u nas nowych aut, w tym i tych elektrycznych.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2021 (68)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Samochody elektryczne z każdym rokiem stają się coraz bardziej funkcjonalne. Rośnie ich zasięg, poprawia się aranżacja kabiny, a baterie o dużej pojemności albo zajmują coraz mniej miejsca, albo umieszczane są w nadwoziu na tyle inteligentnie, że nie zajmują przestrzeni w kabinie czy w bagażniku. Nic więc dziwnego, że rośnie liczba osób, które chcą jeździć na co dzień „elektrykiem”. W większości są to jednak klienci firmowi, którzy kupują takie auta dla swoich pracowników. W sumie w 2020 r. to właśnie firmy zarejestrowały prawie 7 tys. nowych samochodów elektrycznych, do których w tej statystyce zaliczamy również hybrydy plug-in, czyli dające użytkownikowi możliwość ładowania baterii z gniazdka. Z tej liczby ponad połowa zakupów została sfinansowana przez firmy leasingowe oraz zarządzające flotami (CFM). Można zatem powiedzieć, że właśnie leasing napędza polską elektromobilność. 

Co ważne, w przypadku firm aż 85,4 proc. zarejestrowanych przez nie samochodów niskoemisyjnych to auta nowe, a tylko 18,6 proc. – używane, sprowadzone do Polski. W przypadku klientów indywidualnych zdecydowanie więcej osób decyduje się na zakup pojazdu z drugiej ręki – to aż 81,4 proc., podczas gdy nowe, ekologiczne auta to zaledwie 14,6 proc. zakupów. Klienci instytucjonalni mają więc zdecydowanie większy wpływ na realną sprzedaż nowych aut poszczególnych marek obecnych w naszym kraju.

Jak zatem najlepiej kupować nowe auta na prąd? Jeśli spojrzeć na wspomniany już rynkowy trend, to najkorzystniejszym rozwiązaniem wydaje się leasing. Pod względem ogólnych zasad, jest to oczywiście dokładnie taka sama umowa jak w przypadku każdego auta osobowego. Różnice tkwią jednak w szczegółach, dzięki którym leasing „ekoauta” może być bardzo opłacalny dla niektórych przedsiębiorców.

Leasingodawcy podkręcają oferty

Gdy w 2019 r. wprowadzono ograniczenia limitu podatkowego dla leasingowanych pojazdów, atrakcyjność zakupu drogich aut zdecydowanie spadła. Na przykład auto za 250 tys. zł można rozliczyć jedynie w 60 proc., jeśli weźmiemy pod uwagę ratę leasingową oraz ewentualną opłatę wstępną (limit to tylko 150 tys. zł). Im droższe auto, tym procent ten będzie mniejszy. Inaczej jest w przypadku samochodów elektrycznych, bo w tym przypadku limit wydatków wynosi 225 tys. zł. To oznacza, że można odliczyć więcej. Przykładowo, kupując auto za 250 tys. zł (to może być świetnie wyposażony SUV na prąd), można odliczyć 90 proc. opłaty wstępnej i raty leasingowej.

Ponadto coraz więcej firm leasingowych i banków, w ramach wspierania elektromobilności, przygotowuje oferty, dzięki którym można taniej skorzystać z leasingu. W jednym z banków prowizja od tej usługi wynosi 0 zł, a dodatkowo leasingodawca nie pobiera opłaty za rejestrację auta i umożliwia wypełnienie wniosku o leasing online. Oferta taka dotyczy również hybryd.

Na tym jednak zalety „elektryków” się nie kończą. To także niskie koszty eksploatacji, o ile korzystamy przede wszystkim z własnych ładowarek – gniazdka 230 V lub „wall-boxa” ze złączem o większej mocy (nawet do 22 kW). Wówczas cena jednej kWh energii elektrycznej jest mniejsza, a koszt przejechania 100 km bije na głowę samochody z tradycyjnym napędem. Według ekspertów uśredniony koszt przejechania „elektrykiem” 100 km to tylko 30 proc. wydatków przeznaczanych na auto spalinowe. Uśredniając, za 100 km przejechany niedużym „elektrykiem” zapłacimy ok. 8 zł, a elektrycznym SUV-em – ok. 15 zł. Wszystko zależy jednak od taryfy.Minusem jest jedynie to, że analogicznie do aut spalinowych, w przypadku „elektryków” możemy odliczyć od podatku jedynie 50 proc. kosztów prądu wykorzystanego do ich naładowania, o ile auto jest używane zarówno w firmie, jak i prywatnie. Jeśli zaś chodzi o cenę energii elektrycznej, to trzeba też pamiętać, że koszty te na pewno wzrosną, jeśli często będzie się wykorzystywać komercyjne, szybkie ładowarki. Koszt 1 kWh w tych urządzeniach może być bardzo wysoki, szczególnie jeśli nie korzystamy z abonamentu.

Idealny dla firmy w mieście

Samochód na prąd świetnie sprawdza się w mieście, gdzie jeździ się na krótkich dystansach, a zapas prądu na setki kilometrów nie jest potrzebny. Realnie nie trzeba zatem zbyt często korzystać z szybkich ładowarek. Wieczorem wystarczy podłączyć samochód do gniazdka i rano jeździć nim od nowa. Na dłuższych dystansach, przynajmniej w Polsce, na razie będzie trochę trudniej, bo w wielu regionach naszego kraju nadal brakuje odpowiednio gęstej sieci ładowarek. Jednak ich liczba stale rośnie, więc sytuacja może się szybko zmienić.

Ważne zalety „elektryków” to także komfort jazdy (cisza, brak skrzyni biegów) oraz prosta konstrukcja (mała awaryjność i niskie koszty eksploatacji). Z punktu widzenia firm działających w dużych miasta, ważne mogą być również przywileje, jakie w tej chwili otrzymały samochody w pełni elektryczne. To możliwość jazdy po buspasach (oszczędzamy więc czas) oraz korzystanie z miejsc parkingowych za darmo (znaczna redukcja kosztów).

Jest też szansa, że jeszcze w tym roku pojawią się rządowe dopłaty do aut elektrycznych, które będą mogły trafić także do przedsiębiorców. Czas pandemii może je nieco przesunąć w czasie, ale z drugiej strony unijne środki na „rozkręcenie” polskiej gospodarki mogą być w części skierowane właśnie na rozwój ekologicznej motoryzacji. Jaka będzie wysokość ewentualnych dopłat? Tego niestety jeszcze nie wiadomo.

---------------------------------------------

ELEKTRYCZNE NOWOŚCI

Ioniq 5 – Hyundai buduje nową markę

Hyundai oficjalnie zaczyna budowę swojej nowej submarki, która zawita w tym roku także do Europy. Po nazwą Ioniq będą sprzedawane tylko samochody na prąd, a pierwszym z nich jest model 5. Niedługo wejdzie do sprzedaży w Polsce, a jego ceny już znamy.

Ioniq 5 to auto skonstruowane przez inżynierów Hyundaia, a zbudowane na platformie E-GMP, którą koreański koncern stworzył z myślą o samochodach elektrycznych. Choć auto ma długość tylko niewiele większą niż współczesne kompakty, to jednak jego cechą charakterystyczną jest wielki, niemal 3-metrowy rozstaw osi. W konsekwencji, samochód mierzący 4,65 m długości ma niespodziewane obszerne wnętrze, co docenią szczególnie osoby podróżujące z tyłu.

Od początku sprzedaży nabywcy Ioniqa 5 będą mieli do wyboru aż cztery wersje napędowe, różniące się mocą silnika elektrycznego: od 170 aż do 305 KM. W podstawowym wariancie mamy przy tym akumulator o pojemności 58 kWh – za takie auto trzeba zapłacić 189 900 zł. Duet w postaci najmocniejszego silnika i akumulatora o pojemności 73 kWh to z kolei 239 900 zł. Oczywiście koreański producent dopuszcza różne możliwe kombinacje napędu i wielkości akumulatora. Warto też dodać, że mocniejsze warianty auta mają na pokładzie dwa silnik elektryczne i napęd na cztery koła. Osiągi każdej wersji Ioniqa 5 są bardzo dobre. 

Każdy z modeli może jechać z prędkością 185 km/godz., a najmocniejszy z nich rozpędza się do 100 km/godz. w zaledwie 5,2 sek. 

Co ważne Hyundai umożliwia ładowanie swojego auta prądem 800 V, co pozwala wykorzystać ładowarki o mocy 350 kW. Takiego urządzenie naładuje baterie auta od 10 do 80 proc. w zaledwie 18 min. Tyle że na razie takich ładowarek jest jak na lekarstwo, nawet w Europie Zachodniej. W większości przypadków nie będzie jednak konieczności stosowania szybkich ładowarek, bo zasięg auta jest bardzo duży: średnio (według cyklu WLTP) wynosi 481 km, natomiast podczas jazdy po mieście – nawet 686 km. Można więc będzie poprzestać na domowym gniazdku lub „wallboxie”.

Mercedes EQA, czyli elektryczna wersja kompaktowego SUV-a

Po chętnie kupowanym, ale drogim i luksusowym modelu EQC, Mercedes wprowadza do sprzedaży kolejny samochód na prąd. Tym razem będzie to tańszy SUV o nazwie EQA. W praktyce to elektryczny odpowiednik popularnego, kompaktowego modelu GLA.

Mercedes właśnie zaczyna sprzedawać kompaktowy SUV na prąd, który ma bardzo dobre parametry. Nie dość, że napędza go mocny 190-konny silnik elektryczny, to na dodatek możemy liczyć na średni zasięg dochodzący do 426 km. To wielkość, jaka zwykle wystarczy w codziennej eksploatacji. Oczywiście po premierze podstawowej wersji Mercedes planuje także mocniejsze warianty, w tym z 270-konnym silnikiem. Jak przystało na SUV-a, auto ma być dostępne zarówno z napędem na cztery koła, jak i jedynie na przednią oś.

W EQA kabinie znajdziemy rozwiązania dobrze już znane z innych modeli Mercedesa, w tym panoramiczny ekran zastępujący wskaźniki, jak i drugi – stanowiący interfejs między autem a użytkownikiem. Całością zarządza kolejna wersja systemu MBUX, który Mercedes wprowadził po raz pierwszy w obecnej generacji klasy A.

Co ważne z punktu widzenia pasażerów akumulatory nie ograniczają przestrzeni w kabinie, bo umieszczono je pod podłogą. Zachowano też spory bagażnik – ma on objętość 340 l. Niestety, jest on jednak mniejszy o 100 l niż dostępny w spalinowym modelu GLA. 

Akumulatory w EQA mają pojemność 66,5 kWh, co w przypadku 190-konnego EQA 250 pozwala przejechać, według cyklu WLTP, wspomniane już 426 km. Zapas energii można przy tym uzupełnić wykorzystując prąd zmienny o mocy do 11 kW lub stały do 100 kW. 

Nowy elektryczny Volkswagen – tym razem SUV

Volkswagen, zgodnie z zapowiedziami, poszerza swoją ofertę aut na prąd. Pod kompaktowym ID.3, który z założenia odpowiada popularnemu Golfowi, teraz do oferty wchodzi ID.4, który ma bardziej rodzinny charakter. To zgrabny SUV, który nawet w podstawowej odmianie przejedzie do 346 km.

Już wcześniej Volkswagen sprzedawał, także w Polsce, premierowe wersje tego modelu z bardzo bogatym wyposażeniem, ale za duże pieniądze. Teraz ID.4 można kupić zdecydowanie taniej. W podstawowym wariancie mamy akumulator o pojemności 52 kWh (zasięg – 346 km) i silnik o mocy 148 KM, który pozwala rozpędzić auto do 100 km/godz. w 10,9 sek. Mocniejszy wariant to 170 KM i przyspieszenie do setki w 9 sek. (w tym przypadku cena 169 790 zł). Odmiany z większym akumulatorem, o pojemności 77 kWh, kosztują co najmniej 190 890 zł, ale wówczas mamy do dyspozycji 204 KM i zasięg do 523 km.

Nissan Ariya – czy powtórzy sukces Leafa?

Japońska marka twierdzi, że to jedna z najważniejszych premier Nissana w ostatnich latach. Ariya to crossover zaprojektowany od początku jako auto na prąd, a jego zadanie to rywalizacja z takimi modelami, jak Volkswagen ID.4 czy Škoda Enyaq iV. Nowy Nissan właśnie został pokazany w Polsce.

Nissan nie ukrywa, że docelowo w Europie chce się skupić na segmencie aut na prąd oraz SUV-ów i crossoverów. Ariya łączy te dwie strategie: będzie to przecież elektryczny crossover o kompaktowych rozmiarach. Jego długość to niespełna 460 cm, ale mimo to w kabinie miejsca jest pod dostatkiem. Elektryczny napęd pozwala ją efektywnie wykorzystać. Co więcej, do dyspozycji mamy też bagażnik o objętości 468 l (w wersji z napędem na jedną oś) lub 415 l (w odmianie 4x4).

W najmocniejszej odmianie Nissan Ariya będzie wyposażony w dwa elektryczne silniki o łącznej mocy 394 KM – dzięki nim rozpędzi się do setki w 5,1 sek. i będzie mógł jechać nawet 200 km/godz. W takim wariancie auto ma mieć na pokładzie baterie o pojemność 90 kWh, które pozwolą przejechać 400 km.

Nissan zapewnia, że auto w podstawowej wersji nie będzie kosztować więcej niż 200 tys. zł.

My Company Polska wydanie 5/2021 (68)

Więcej możesz przeczytać w 5/2021 (68) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ