Reklama

Elastyczność daje komfort

Monika Frydrych
Monika Frydrych / Fot. Kasia Hołopiak
Wydawało mi się, że aby założyć własną firmę trzeba mieć unikatowy pomysł, w pewien sposób wymyślić koło na nowo. Ale biznes tak nie działa najlepsze pomysły to te, gdzie po prostu filtrujesz swoją wiedzę i doświadczenie i odnajdujesz się w segmencie, który dobrze znasz – wskazuje Monika Frydrych (ex-L’Oréal, Douglas Polska, Zalando), założycielka marki Luare.
Reklama

Na wspomnienie o korpo oblewasz się zimnym potem czy myślisz raczej „kiedyś to było”?

W zasadzie ani to, ani to. Trafiłam do branży kosmetycznej z zupełnie innego sektora, ponieważ kończyłam nauki polityczne na UW – miałam pracować w dyplomacji, ale to było wówczas, ku mojemu zaskoczeniu, dosyć nudne zajęcie. Kiedy trafiłam do L’Oréala to zachłysnęłam się możliwościami – nagle dziewczyna z powiatowego miasta we wschodniej Polsce, znalazła się w bardzo glamour świecie. Pierwsze lata były zachwycające, natomiast z późniejszych pamiętam przede wszystkim nieustanne, nudne spotkania.

Skąd taka wolta? Dyplomacja nie kojarzy mi się z czymś nudnym.

Jeszcze jako studentka trafiłam do Ambasady Polski w Brukseli, gdzie zwolnił się wakat w attaché  prasowym. Praca na pozór wydawała się ciekawa, jednak nie do końca odpowiadał mi ten świat, całe jego środowisko – to temat na osobną rozmowę – więc nie kontynuowałam tej ścieżki. Później trafiłam na staż studencki do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, również do działu prasowego, zaliczyłam też epizod w TVN.

W pewnym momencie natknęłam się na rekrutację do L’Oréal. Moja przyjaciółka pukała się w czoło, kiedy oznajmiłam jej, że mam zamiar spróbować. „Na to stanowisko czeka co najmniej 100 osób po SGH, a ty nie wiesz nic o biznesie” – mówiła. A jednak się udało, a ja na wiele lat związałam się z firmami z branży kosmetycznej, bo zmiana pracy w ramach jednej branży jest jednak znacznie łatwiejsza.

Czym przekonałaś do siebie rekruterów?

Rozmawiałam kiedyś na ten temat z moją późniejszą szefową. Była świetnym fachowcem, takim PR-owcem starej daty, w branży każdy ją znał. Powiedziała mi, że L’Oréal to korporacja bardzo wrażliwa na detal, przywiązująca wagę do szczegółów i niuansów – w firmie utkało się nawet stwierdzenie beauty touch, opisujące specyficzne podejście do produktu. Świetnie się w ten etos wpisałam, bo potrafiłam np. wskazać różnice między poszczególnymi kremami, miałam wyczucie estetyki.

Dobrze, że nie musiałaś odpowiedzieć, jakim kremem jesteś.

Takiego pytania nie dostałam, ale podczas innej rekrutacji zadano mi podobne – czy jestem szminką czy szamponem.

Poważnie?

Poważnie, tak kiedyś wyglądały rekrutacje w branży kosmetycznej! Już nawet nie pamiętam, co odpowiedziałam, ale chyba nic mądrego, bo nie zostałam przyjęta.

Jak na zmianę branżę zareagowali najbliżsi? Z przyszłej ambasadorki stałaś się ekspertką od szminek – znając ludzi, mogły pojawić się podobne kpiny.

Jeśli ktoś miał z tym problem, to wyłącznie ja. Jakkolwiek by było, trafiłam do branży kosmetycznej poniekąd z przypadku. Pamiętam taki moment, kiedy zdałam sobie sprawę, że piąty raz w roku piszę informację prasową o nowym tuszu do rzęs – a miałam przecież zmieniać świat... Podobne myśli gromadziły się...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 11/2025 (122)

Więcej możesz przeczytać w 11/2025 (122) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

Reklama

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Reklama
Reklama