Gospodarka z odzysku

© Forum
© Forum 86
Polskie tłumaczenie terminu circular economy, stosowane choćby przez speców od zrównoważonego rozwoju, nie brzmi najlepiej. Bo niby z czym ma się kojarzyć „gospodarka okrężna”? To określenie warto jednak zapamiętać, bo już niedługo może się okazać, że będziemy je łączyć z rewolucją w sposobie produkowania i konsumowania dóbr.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Niejeden myśli o tym, jak wiele wartościowych produktów naszej gospodarki trafia na wysypiska śmieci, gdzie bezpowrotnie ginie wśród nikomu niepotrzebnych odpadów. Chodzi nie tylko o elektronikę, papier, szkło, ale także o ogromne ilości marnowanego jedzenia. Niektórzy zdają sobie też sprawę, jak rozrzutni bywamy, produkując różne dobra czy starając się, aby codzienny biznes funkcjonował. Wiele elektrowni wytwarza prąd, tracąc ogromne ilości ciepła, fabryki pozbywają się podgrzanej brudnej wody, zamiast wykorzystać ją np. do ogrzewania budynków, a biura wyrzucają na śmietnik papier, plastik, tonery do drukarek i zużyty sprzęt elektroniczny. W skali świata to gigantyczne marnowanie zasobów, a „gospodarka okrężna”, zwana też „gospodarką o obiegu zamkniętym” lub „cyrkulacyjną”, ma temu zaradzić. 

Projektowanie

Jest to koncepcja, która zakłada wytwarzanie produktów czy świadczenie usług w taki sposób, aby zminimalizować ich negatywny wpływ na naszą planetę (w tym zmniejszyć zużycie surowców, z których niektóre, jak ropa, skończą się już za kilkadziesiąt lat). Jak to można zrobić? Weźmy produkcję. Kluczowe są tu odpowiedni dobór komponentów i projektowanie wyrobów (żeby potem łatwo było powtórnie je wykorzystać, a nieliczne pozostałości spalić w spalarniach, dostarczając alternatywne paliwo) oraz projektowanie dystrybucji, transportu i logistyki. Niektórzy szacują zresztą, że nawet 80 proc. kosztów środowiskowych związanych z wpływem produktów, usług i procesów na środowisko naturalne jest determinowanych już na etapie projektowania. 

Tego rodzaju myślenie i idące za nim działania zaczynają wdrażać nie tylko świadomi ekologicznie mniejsi przedsiębiorcy (o niektórych piszemy w niniejszym numerze w sekcji „Liderzy”), ale także międzynarodowe koncerny, co prawda, na razie na małą skalę. Weźmy Procter & Gamble. W jego fabrykach na całym świecie nie wysyła się już po prostu odpadów produkcyjnych na wysypisko, lecz, w miarę możliwości, wykorzystuje je powtórnie, m.in. przerabiając palety do składowania towaru na panele podłogowe czy przekazując odpady metalowe firmom metalurgicznym. W rezultacie w ostatnich pięciu latach Procter & Gamble zaoszczędził w skali światowej ponad miliard dolarów. 

Z kolei Unilever ma własne „podczyszczalnie”, dzięki którym ponownie wykorzystuje tę samą wodę na różnych etapach produkcji, a ze swego produktu ubocznego, czyli biogazu, pozyskuje prąd do zasilania tychże podczyszczalni, stwarzając wzorowy obieg zamknięty. Co więcej, firma poprawiła swój łańcuch dostaw, stawiając stosowne wymagania współpracującym z nią dostawcom i firmom logistycznym. W Katowicach uruchomiła centrum operacji logistycznych (nazwane UltraLogistik), zarządzające takimi operacjami w skali całego kontynentu. Chodzi o maksymalne wykorzystanie ładowności ciężarówek, które wożą komponenty do produkcji oraz wytworzone dobra, co ma zredukować liczbę koniecznych kursów, obniżając koszty transportu i emisję spalin. Już tylko w pierwszych czterech latach działalności centrum (2008–2012) pozwoliło to zaoszczędzić Unileverowi w Europie 50 mln euro. 

Dziewięć żyć

Jak twierdzą analitycy firmy Accenture Strategy, gospodarka okrężna będzie się stale rozwijać i ok. 2030 r. jej wartość powinna przekroczyć nawet 4,5 mld dol. To oznacza także rewolucję w naszym podejściu do wielu przedmiotów używanych na co dzień. Ot, taki smartfon. Dziś, gdy jego oprogramowanie systemowe staje się nieaktualne, a parametry techniczne niewystarczające, zwykle nie mamy już możliwości czegoś z tym zrobić. Chcąc wymienić telefon, większość z nas zapewne stary odkłada na półkę lub nawet – jeśli jest naprawdę leciwy – wyrzuca do kosza. 

Tymczasem takie urządzenie można wytwarzać w sposób, który pozwoli cieszyć się nim dłużej, a do tego w maksymalnym stopniu odzyskiwać komponenty lub materiały użyte do jego produkcji. Generalnie, nie tylko w przypadku smartfona, chodzi o to, żeby można było je wykorzystać w kolejnych cyklach życia produktu albo do wytworzenia innych dóbr. Niektóre składowe (jak najmniejszy ich odsetek) mogą się też po prostu nadawać do spalenia – oczywiście w ekologicznych spalarniach. 

Obecnie telefony komórkowe, monitory, telewizory, lodówki, pralki albo tusze i tonery do drukarek poddaje się recyklingowi, ale często niedoskonałemu, również jeśli chodzi o zachodnie, zmechanizowane metody odzysku. Zarazem oblicza się, że np. połowę chińskiego popytu na miedź (wykorzystywaną w energetyce, w branży IT) zaspokaja ta z recyklingu. W USA z odzysku pochodzi prawie jedna trzecia używanego w tamtejszej gospodarce aluminium (szeroko stosowanego w branży samochodowej). Wyrzucane w Europie, sprawne jeszcze telewizory trafiają masowo do Afryki (to połowa używanych tam urządzeń tego typu). Efektywne wykorzystanie odpadów i surowców wtórnych bardzo ułatwiła globalizacja – to akurat jeden z jej plusów. A wartość światowego obrotu śmieciami wynosi ok. 500 mld dol. rocznie. 

Eksperci z Accenture zwracają też uwagę na wspomnianą już konieczność przedłużania życia produktów. Ta zasada stoi w sprzeczności z powszechnymi dziś praktykami producentów, którzy starają się obniżyć trwałość wytwarzanych przez siebie urządzeń, aby psuły się po upływie gwarancji lub po kilku latach, i żeby zmusić w ten sposób konsumentów do nowych zakupów. Lub, jak to łagodniej ujęło kiedyś w swym oświadczeniu niemieckie Federalne Zrzeszenie Ochrony Konsumenta: „(...) mniej lub bardziej świadomie liczą się z możliwością awarii i przy projektowaniu nie zwracają szczególnej uwagi na długowieczność urządzeń”. 

Produkty „postarza się”, używając komponentów słabej jakości lub powodujących szybkie uszkodzenie sprzętu. W słuchawkach, wykonanych ze zbyt delikatnych materiałów, często dochodzi np. do przerwania przewodów, w zmywarkach części nieodporne na wysokie temperatury montuje się w miejscach, gdzie takie temperatury panują, drukarki po wydrukowaniu określonej liczby stron mają odmawiać posłuszeństwa itd. Instytucje Unii Europejskiej prowadziły już postępowania w sprawie produktów, które po kilku latach ulegały awarii, a potem można je było zreperować za duże pieniądze albo wyrzucić i kupić nowe. Producentom pasuje to drugie rozwiązanie, dlatego windują koszty pogwarancyjnych napraw. 

Kłopot w tym, że choć korzyści płynące z odzyskiwania produktów i materiałów są dość oczywiste, a środowisko i konsumenci przecież tylko zyskają na trwalszych wyrobach, to przejście na taki system nie jest łatwe. Z jednej strony, wielu ekonomistów wskazuje, że wzmożona konsumpcja jest podstawą wzrostu gospodarczego i zapewnia miejsca pracy. Z drugiej, większość ludzi i firm postępuje zgodnie z zasadą „weź, użyj i wyrzuć” i daleko im do wcielania w życie idei gospodarki okrężnej. Opór wobec zmian to jednak myślenie krótkowzroczne. Nie uwzględnia choćby faktu, że podaż surowców (ze złóż) spada, za to popyt na nie jeszcze wzrośnie, wraz z rozwojem gospodarczym zacofanych dotychczas rejonów świata, w tym Afryki. 

Sposobem na ostrożniejsze wykorzystywanie zasobów przez przedsiębiorstwa jest, oprócz wdrażania w nich odpowiednich rozwiązań, także tworzenie nowych modeli biznesowych, jak w przypadku gospodarki współdzielenia (więcej piszemy o niej w poprzednim artykule). W jej ramach firmy traktują swoje produkty jak usługi (np. możność współdzielenia prywatnego samochodu za sprawą firmy BlaBlaCar, co pozwala zmniejszyć liczbę pustych przewozów). Możliwe, że w przyszłości znacznie częściej niż dziś będziemy różne produkty jedynie wynajmować, gdy nam będą potrzebne, płacąc za bezproblemowe ich użycie. Wówczas w interesie wynajmującego, sprzedawcy i producenta będzie zaprojektowanie urządzeń, które będą dobrze pracować przez długie lata. Zresztą najlepiej, gdy proekologiczne działania opłacają się tym, którzy powinni je wdrożyć. O sile ekonomicznego argumentu świadczy prosty fakt, że w biedniejszych krajach odzyskiwanie surowców i komponentów jest znacznie bardziej zaawansowane i skuteczne niż w bogatych, w których na razie królują głównie argumenty etyczne. 

Przepisy i wyzwania dla producentów

Konieczność wprowadzenia w życie zasad gospodarki okrężnej skłoniła też do bardziej energicznego działania prawodawców. I tak, w grudniu 2015 r. Komisja  Europejska przyjęła pakiet rozwiązań mających zachęcać przedsiębiorców i konsumentów do rezygnacji z modelu „weź, użyj i wyrzuć” i do przestawienia się na recykling materiałów i produktów, a także na naprawę wyrobów i ich odnawianie. Zdaniem KE i wielu innych instytucji, takie podejście może nie tylko sprzyjać środowisku, ale też zwiększyć dynamikę stosującej je gospodarki (patrz ramka na poprzedniej stronie). 

Przypomnijmy, że już w 2002 r. Parlament Europejski porozumiał się z rządami ówczesnych krajów UE w sprawie dyrektywy nakazującej producentom sprzętu elektronicznego i AGD płacić za recykling swoich wyrobów (zaczęła obowiązywać w 2006 r.). Przedsiębiorcy protestowali, twierdząc, że związane z tym koszty przerzucą na konsumentów. Wspominamy o tych wytycznych przede wszystkim ze względu na pewien ich element, który przedstawiciele biznesu akurat chwalili: zagwarantowano, że każdy będzie płacił za recykling tylko swoich wyrobów (specjalnie oznaczanych), aby sprzyjać tym, którzy inwestują w badania nad produktami przyjaznymi dla środowiska i wdrażają innowacyjne rozwiązania. 

Co przed rokiem zapowiedziała w swych wytycznych komisja? Między innymi zaostrzenie prawa dotyczącego gospodarowania odpadami, aby były one w większym stopniu powtórnie wykorzystywane w produkcji. A także – zajęcie się cyklem życia produktów, od pozyskiwania surowców, poprzez inteligentne planowanie, proces produkcji, dystrybucję, po wybory konsumenckie i los wyrobu jako odpadu. Ma być wzięty pod lupę proceder celowego skracania okresu przydatności do użycia, planuje się promocję wyrobów efektywnych energetycznie i gotowych do ponownego wykorzystania, a także działania zmniejszające ilości odpadów spożywczych, zużycie wody, zaśmiecanie środowiska plastikiem itd. Dodajmy do tego, że 650 mln euro, w ramach inicjatywy „Przemysł 2020 w gospodarce o obiegu zamkniętym”, realizowanej w ogólnounijnym programie Horyzont 2020, przeznaczono na dofinansowanie projektów biznesowych zgłoszonych do stosownych konkursów. 

Nowy pakiet zawiera też prawnie wiążące, wspólne dla wszystkich członków UE cele, które należy zrealizować do 2030 r. Np. ten dotyczący recyklingu odpadów komunalnych na poziomie 65 proc., recyklingu odpadów opakowaniowych na poziomie 75 proc. czy ograniczenia składowania odpadów komunalnych do maksymalnie 10 proc. Według ekologów i zwolenników zrównoważonej gospodarki te cele, a także zaproponowane drogi ich realizacji, są jednak wciąż za mało ambitne, a same plany działania zbyt ogólnikowe. Wcześniej KE zapowiadała znacznie więcej. 

Jednocześnie różne kraje wprowadzały w minionych latach lub wprowadzają przepisy zachęcające do pozbywania się starych produktów, np. samochodów. W USA dopłaty dla nabywców nowych wozów, którzy zezłomowali stare auto, miały wesprzeć tamtejszą branżę samochodową. Nie spełniły swojej roli, za to motoryzacyjne odpady dodatkowo zanieczyściły środowisko. W państwach rozwiniętych producenci lobbują też, by ograniczać eksport śmieci (bo wtedy może to zaważyć na ich eksporcie i cenach), a np. tych, którzy dostarczają z UE wyrzucone telewizory do Afryki, ściga Interpol. 

Jeszcze przyjdzie nam trochę poczekać, nim ekonomia i etyka sprawią, że zaczniemy faktycznie funkcjonować w gospodarce o obiegu zamkniętym. Mimo potknięć, zmierzamy w tym kierunku. W ciągu najbliższych lat producenci, także w Polsce, muszą się zatem przygotować na to, że zostaną wprowadzone regulacje dostosowujące nas do unijnych wytycznych. Na przykład jeśli do 2030 r. recykling odpadów ma sięgnąć 65 proc., trzeba będzie go u nas zwiększyć ponadpięciokrotnie. To pociągnie za sobą wzrost wydatków, choćby na selektywną zbiórkę śmieci, ich transport, utylizację. W przypadku odpadów komunalnych dziś płacą za to mieszkańcy i właściciele nieruchomości. Bardzo możliwe, że model finansowania tej zbiórki zostanie zmieniony na taki, by producenci ponosili rozszerzoną odpowiedzialność za środowisko, np. system selektywnej zbiórki opakowań finansowaliby wspólnie ich wytwórcy. Jakkolwiek będzie, zyska na tym biznes zajmujący się zagospodarowaniem odpadów i stosowanymi tu technologiami, a na dłuższą metę – my wszyscy. 


Korzyści z gospodarki o obiegu zamkniętym

Wzrost gospodarczy

PKB może wzrosnąć, bo pojawią się przychody z nowych rodzajów działalności i obniżą się koszty produkcji, co będzie wynikiem bardziej efektywnego wykorzystania materiałów. Długofalowym skutkiem może być obniżenie cen produktów i zwiększenie oszczędności w gospodarstwach domowych. To z kolei pozwoli konsumentom wybierać i nabywać lepszej jakości produkty i tą drogą (a także poprzez ich naprawianie u fachowców) wpływać na zwiększenie PKB. 

Oszczędności materiałowe

Fundacja Ellen MacArthur – zaangażowana w promocję gospodarki o obiegu zamkniętym – szacuje, że po wprowadzeniu w życie tego modelu ekonomicznego oszczędności materiałowe w Unii Europejskiej mogą sięgnąć nawet 600 mld euro. Fundacja wyliczyła też korzyści, jakie mogłaby  odczuć Wielka Brytania. Otóż koszty składowania odpadów mogłyby tam spaść o ok. 1 mld euro rocznie, a równolegle powstałyby dodatkowe 2 GWh energii elektrycznej. 

Więcej miejsc pracy

Firma McKinsey podaje, że wprowadzenie gospodarki o obiegu zamkniętym zwiększy liczbę miejsc pracy – potrzebnych będzie bowiem więcej wykwalifikowanych pracowników do recyklingu i przerabiania produktów. W Danii zatrudnienie mogłoby wzrosnąć np. o ponad 10 tys. osób do 2035 r. Co więcej, pozytywne zmiany na rynku pracy związane z rozwojem circular economy nie dotyczyłyby jedynie korporacji, ale też – a może nawet szczególnie – małych i średnich przedsiębiorstw stawiających na innowacje. 

Wdrażanie innowacji

Gospodarka o obiegu zamkniętym to wielka szansa dla firm, które nie dysponują ogromnym kapitałem inwestycyjnym, gdyż bardziej niż gigantyczne pieniądze liczą się tu pomysły i innowacje. Kraje, decydujące się na ten model ekonomiczny, dają więc szansę zaistnienia nowym graczom, słabszym niż duże przedsiębiorstwa i globalne koncerny. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ