Wyspy przetrwania

Usterka w moim ponad 20-letnim Land Roverze okazała się na tyle poważna, że naprawiałem go niemal przez cały 2024 r. W końcu się udało, ale było już za późno, by przygotować jakąś poważniejszą wyprawę na koniec roku i początek nowego. Trzeba było wymyślić coś innego. Padło na wyspy.
W podróż wybieramy się z głową pełną skojarzeń, wspomnień i oczekiwań. W tę na wyspy również, o ile nie bardziej. Ta ich niedostępność i oddalenie. I inność, w porównaniu ze „stałym lądem”. Miejsca kreatywne, bo skoro człowiek jest w pewnym sensie odcięty od świata, to musi się adaptować. Tak było z kolonistami w „Tajemniczej wyspie” Vernego, z piratami w „Wyspie skarbów” Stevensona z Tomem Hanksem w „Cast Away”, nie mówiąc o archetypicznych „Przypadkach Robinsona Crusoe”. To powieść Defoe zrodziła w kulturze bohatera walczącego o przetrwanie, a następnie organizującego swe życie w mikroświecie. Nie wiem, czy są inkubatory startupów lub klastry przedsiębiorczości zlokalizowane na wyspach. Powinny być, bo to środowisko sprzyjające innowacyjnemu myśleniu. Nawet dzisiaj, gdy internet i środki komunikacji redukują poczucie odosobnienia.
W koncepcji wyjazdu chodziło nie o jedną wyspę, lecz kilka. To miał być w końcu substytut wyprawy na piaski Bliskiego Wschodu, którą musiałem przełożyć z powodu perypetii z terenówką. I nie miałem zbyt wiele czasu. Założyłem, że wyjadę w czasie świąt, a wrócę w połowie stycznia, kiedy w Warszawie zacznie się business as usual.
Plan iście europejski
Tak powstał plan: najpierw jadę do Calais, potem przez tunel pod La Manche wjeżdżam do Anglii, cisnę kilkaset kilometrów do Heysham, tam wsiadam na prom (zabierając ze sobą auto) do Douglas, stolicy Isle of Man (Wyspa Man). Po kilku dniach ją opuszczam, wracam na kontynent, jadę przez Bretanię (tam ostrygi w wieczór sylwestrowy, nazwa miesiąca – décembre – zawiera literę „r”, a więc zgodnie ze szkołą francuską jest to sezon na ostrygi), Kraj Loary, Akwitanię i Hiszpanię tak, aby dojechać do Nazaré w Portugalii. Popatrzeć tam na najwyższe fale na świecie (zima jest najlepszym okresem do ich oglądania) i zdążyć do Lizbony. W Lizbonie zostawiam auto na parkingu przy terminalu, wylot na Maderę, po niej lot na Azory, z Azorów wracam do Lizbony, ale tylko na dwie godziny, by wsiąść do samolotu na Cabo Verde, czyli Wyspy Zielonego Przylądka. Potem znowu do Lizbony i jazda do domu.
W sumie zakrawało to na podróż niemal europejską. Madera i Azory to regiony autonomiczne Portugalii, a Isle of Man leży na Morzu Irlandzkim. I tylko Wyspy Zielonego Przylądka są zdecydowanie gdzie indziej, bo na szerokości geograficznej Senegalu. Liczyłem na to, że każdy archipelag będzie inny, a zarazem każdy da to wrażenie, którego poszukiwałem – zagubienia pośród fal Atlantyku.
Zacząłem zatem od Isle of Man. To terytorium zależne Zjednoczonego Królestwa. Król...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Więcej możesz przeczytać w 3/2025 (114) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.