Infostrady i los podwykonawcy
Rys. Marta Kopytz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 1/2016 (4)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Załamanie w budownictwie to już podobno historia. Tak przynajmniej wynika z wszelkich danych statystycznych, a także opinii analityków i ekspertów. Jak donosi październikowy raport firmy doradczej Deloitte, przychody spółek budowlanych pną się w górę, liczba upadłości idzie w dół i widać stabilizację zatrudnienia w branży. Autorzy raportu przewidują dalszy wzrost napędzany unijnymi pieniędzmi wydawanymi na inwestycje infrastrukturalne. Prognozują też, że budownictwo zacznie zwiększać zatrudnienie i szukać wyspecjalizowanych pracowników. Ile potrwa faza wzrostowa? Tego na razie nikt nie wie. Wiele wskazuje, że szczyt może zostać osiągnięty w 2018 r.
Regres w branży budowlanej, jaki miał miejsce w latach 2012–2013 (2014 r. przyniósł lekkie odbicie), teoretycznie powinien być nauczką zarówno dla wielkich firm, jak i dla ich podwykonawców, że kontrakty zdobywane za wszelką cenę, często dużo poniżej budżetu zamawiającego, zamiast zysków, mogą przynieść straty. Wydawać by się też mogło, że przeróżne działania prawne podjęte po tym, jak w 2012 r. wybuchł kryzys w budownictwie, powinny skutecznie zabezpieczyć podwykonawców przed nieotrzymywaniem wynagrodzenia od generalnych wykonawców. Innymi słowy, kryzys powinien mieć swe dobre strony.
Teraz, po wielkim boomie na drogi i stadiony, nastał czas budowania infostrad. A dokładniej – regionalnych sieci szerokopasmowych (RSS), dzięki którym naprawdę szybki internet przybliżyłby się do zwykłego klienta. Po tym, jak powstałyby, przy unijnym wsparciu, regionalne sieci szerokopasmowe, pozostałoby tylko dobudować nowoczesne sieci dostępowe i światłowód prowadzący do domu miałby szansę przestać być w Polsce luksusem.
RSS to wielomiliardowe inwestycje. Budowa 11 największych sieci ma kosztować w sumie ponad 3 mld zł, przy czym Unia sfinansuje przeszło 62 proc. tej kwoty. Choć o tych infostradach mówiono od lat i wiele razy ogłaszano, jakie będą z nich korzyści, ich budowa zaczęła się bardzo późno. Na tyle późno, że jeszcze latem 2015 r. istniało poważne ryzyko, iż utracimy nawet 609 mln zł unijnych dotacji, a przedstawiciele wykonawców nieoficjalnie przyznawali, że to inwestycje „na wariackich papierach”.
Mamy też powtórkę z rozrywki: zaangażowanie w infostrady okazało się bolesne dla podwykonawców. Jedni, jak Nanotel, budujący sieć regionalną w Lubelskiem, ponieśli straty, bo nie zmieścili się w budżecie. Inni, jak firmy budujące sieć na Warmii i Mazurach, musieli walczyć, by zapłacono im za zrealizowane prace. O pieniądze dobijali się w spółce Otwarte Regionalne Sieci Szerokopasmowe (ORSS), która była wykonawcą. Kłopoty z fakturami zaczęły się od tych za czerwiec 2015 r., co zbiega się w czasie z poważnymi problemami finansowymi właściciela ORSS, giełdowej spółki Hawe.
Historia podwykonawców infostrad prowokuje do zadania pytania, czy nowe inwestycje infrastrukturalne, które mają nakręcić koniunkturę w budownictwie, aby na pewno nie niosą ze sobą znajomego ryzyka. Odpowiedź poznamy za jakiś czas. Dziś wiadomo, że część z tych kontraktów zdobywana jest dlatego, że cena jest sporo poniżej budżetu zamawiającego.
Więcej możesz przeczytać w 1/2016 (4) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.