Powrót łowcy-zbieracza
fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 10/2019 (49)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Doprowadziło to radykalnego zmiany stylu życia. Wcześniej zbieracze-myśliwi wiedli beztroskie życie. Nie wybiegali daleko w przyszłość, bo nie mieli takiej potrzeby. Wędrowali w poszukiwaniu ziem obfitych w zwierzynę oraz owoce i mieli mnóstwo wolnego czasu. Wypełniali go malowaniem ładnych obrazków w jaskiniach oraz plotkowaniem o członkach swych społeczności. To zdaje się z potrzeby plotkowania wyłonił się język, który popchnął nas mocno w górę na ewolucyjnej drabinie. Warto o tym pamiętać kiedy się krytykuje Pudelka.
Warto też przy okazji zauważyć, że łowcy wcale nie byli takimi niewiniątkami za jakich ich postrzegamy od czasów Jana Jakuba Russeau. I dzisiaj często przeciwstawiamy niszczycielską cywilizację naszym przodkom rzekomo żyjącym w zgodzie z naturą. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że łowcy w okresie niemowlęcym człowieczeństwa wytrzebili dzidami i ogniem znacznie więcej gatunków niż nowoczesny człowiek wyposażony w broń palną i zanieczyszczający planetę przemysłem. Na Ziemi żyło prawdopodobnie około 200 gatunków ssaków lądowych o masie przekraczającej 45 kilogramów. Do naszych czasów dotrwało 100 gatunków. Za sprawą naszych przodków nie spotkamy już mamutów, diprododonów (torbaczy rozmiarów nosorożca) czy leniwców olbrzymich. Na Madagaskarze ci killerzy wytłukli doszczętnie mamutaka, nielotnego ptaka ważącego blisko pół tony. Tak że drodzy ekolodzy – nie ma co idealizować człowieka pierwotnego.
Ale do rzeczy. Łowcy-zbieracze mieli mnóstwo czasu. I zasadniczo żyli lepiej od rolników, którzy ich zastąpili. Nie stresowali się pogodą i poborcami podatkowymi, mieli znacznie bogatszą i różnorodną dietę, a przede wszystkim – nie pracowali tak ciężko. Rolnicy bowiem, żeby przetrwać, żyli w prawdziwym kieracie. Rewolucja agrarna przyniosła boom demograficzny – ludzie jedli gorzej niż kiedyś, ale wyżywić się mogła większa populacja.
Rewolucja agrarna zrodziła to, co nazywamy dziś cywilizacją. Pojawiły się wsie a potem miasta i państwa. Jednak przez całe tysiąclecia sensem i istotą życia stała się ciężka, bardzo ciężka praca. My w Europie z naszą pszenicą i tak mieliśmy całkiem znośnie. Azjatyckie społeczeństwa oparte na ryżu musiały tyrać jeszcze bardziej. Jeśli dziś zastanawiacie się skąd się wzięła mrówcza pracowitość Japończyków czy Chińczyków to właśnie stąd. Z uprawy ryżu.
Oczywiście nasi przodkowie nie zakładali tego, że po wsze czasy skażą się na ciężką pracę. Byli raczej jak współczesny absolwent dobrej uczelni, który idzie do korporacji w nadziei, że się dorobi i przed 40. przejdzie na emeryturę. Potem jednak zakłada rodzinę, płodzi dzieci, bierze kredyt i wpada w tak zwaną pułapkę luksusu – trudno mu zrezygnować z przedmiotów do których się przyzwyczaił. Tyra zatem do emerytury.
Ostatnio dostrzegam, że łowcy-zbieracze znowu się pojawili. I to nie w dorzeczu Amazonki, lecz dużych miastach Zachodu. Są to młodzi ludzie, którzy pracują dorywczo, nie wiążą się na lata z korporacjami i – szczerze mówiąc – często mają kompletnie wywalone na robotę, której się podejmują. Często słyszę jęki znajomych przedsiębiorców, których do szału doprowadza brak zawodowych ambicji najmłodszego pokolenia. Ci współcześni zbieracze-łowcy pracują tylko tyle, żeby przetrwać i mieć odrobinę pieniędzy na smartfona, internet oraz mnóstwo czasu na realizację swoich pasji (to ci mądrzejsi) czy oglądanie głupawych podcastów na YouTube (to ci mniej ambitni).
Ja tych nowych łowców-zbieraczy nie potępiam. Po 1989 roku wbijano nam do głowy, że ciężka praca, dorabianie się i konsumowanie to sens życia. Nie powiem, jako społeczeństwo wyszliśmy na tym całkiem dobrze. Polska kwitnie, żyjemy coraz dostatniej. Wszystko to efekt naszej pracy. Natomiast nigdzie nie jest zapisane, nawet w konstytucji, że ciężka praca jest jedyną akceptowalną drogą przez życie. Jeśli ktoś woli cieszyć się liczbą przeczytanych książek, zbudowanych modeli Lego czy wypitych flaszek piwa nad Wisłą, nie zaś nieruchomościami, które może zostawić dzieciom, to jego wybór. Nie każdy musi być rolnikiem.
Więcej możesz przeczytać w 10/2019 (49) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.