Świderek: Zamrożenie gospodarek silnie uderzyło w najmniejsze firmy [KOMENTARZ]
fot. Michał Mutorz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2020 (58)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Walcząc z rozprzestrzenianiem się pandemii COVID-19, rządy wielu państw zdecydowały się na rygory administracyjne, które w praktyce doprowadziły do zamrożenia gospodarek. O ile obostrzenia i związane z nimi zmiany w funkcjonowaniu życia codziennego można było wprowadzić z dnia na dzień, o tyle wychodzenie z zamrożenia było procesem. Jak pokazał przykład Chin, które najwcześniej, bo już z końcem lutego, zaczęły znosić obostrzenia, samo administracyjne zezwolenie na ponowne podjęcie działalności przez firmy było początkiem drogi, bo popyt nie odrodził się samoistnie.
Zamrożenie gospodarek niemal wszędzie silnie uderzyło w najmniejsze firmy. Pierwsi odczuli to chińscy i koreańscy przedsiębiorcy. Potem przyszedł czas na europejskich i amerykańskich. Wszędzie scenariusz wyglądał tak samo. Właściciele wielu najmniejszych firm stracili możliwość prowadzenia działalności (czy to z powodu ograniczeń administracyjnych takich jak zakaz działalności restauracji czy sklepów zlokalizowanych w centrach handlowych, czy to z powodu wstrzymania popytu ze strony klientów, których byli dostawcami) i zaczęli liczyć, na jak długo starczy im pieniędzy. Jednocześnie szukali wszelkich możliwych oszczędności i sposobów uzyskania wsparcia od rządu.
Pieniądze były potrzebne, żeby przetrwać. To ich brak, a nie straty, powoduje, że firmy upadają.
Z przeprowadzonego na początku lutego przez Uniwersytet Tsinghua i Uniwersytet Pekiński badań sondażowych wynikało, że 85 proc. chińskich MSP miało wówczas pieniądze pozwalające im przetrwać – opłacić czynsz, pensje, podatki, odsetki od kredytów etc. – nie dłużej niż przez trzy miesiące.
Dużo gorsze wyniki przyniosły kwietniowe badania w USA. Tam – według analiz JP Morgan Chase Institute – średni bufor finansowy wynosił jedynie 27 dni. Najkrótszy – ledwie 16-dniowy – był w branży gastronomicznej.
Sytuacja działających na świecie start- upów była statystycznie lepsza niż MSP w Chinach i USA, co nie znaczy, że dobra. Model biznesowy startupów zakłada bowiem, że kontynuowanie przez nie działalności wymaga uzyskiwania kolejnych rund zewnętrznego finansowania. A pandemia mocno ograniczyła te możliwości.
Z danych firmy badawczej Startup Genome wynikało, że w kwietniu 41 proc. startupów znalazło się w tzw. czerwonej strefie, czyli miało pieniądze pozwalające przetrwać nie dłużej niż trzy miesiące. Najgorzej było wśród firm w najwcześniejszej fazie rozwoju. Jak zaznacza Startup Genome, w końcu 2019 r. w czerwonej strefie było 29 proc. startupów.
Z badań ankietowych Startup Genome wynikało, że bezpośrednio przed pandemią ok. połowa startupów poszukiwała pieniędzy u inwestorów. Tylko nieliczne uzgodniły warunki finansowania, a spośród nich pieniądze otrzymał jedynie co czwarty. W przypadku reszty proces udostępniania finansowania albo spowolnił, albo został przerwany lub zawieszony.
Kwietniowa sytuacja w Polsce była gdzieś między Chinami a sytuacją start- upów. W badaniach przeprowadzonych przez Business Center Club 44 proc. firm deklarowało, że jest w stanie przetrwać kilka miesięcy, zaś 4 proc., że tylko kilka tygodni. W tym samym badaniu blisko 70 proc. deklarowało, że bez wsparcia państwa przetrwa nie dłużej niż dwa, trzy miesiące.
Gdy patrzy się na informacje o upadłościach i wzroście bezrobocia, widać, że choroba, która zabiła setki tysięcy ludzi na świecie, zebrała też żniwo w biznesie.
Więcej możesz przeczytać w 7/2020 (58) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.