Menedżer spod „ciemnej triady"
fot. Adobe Stockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2019 (47)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Kim jest menedżer spod „ciemnej triady”?
Zdefiniujmy najpierw „ciemną triadę”. To zestaw trzech stosunkowo podobnych i silnie ze sobą związanych cech: narcyzmu, psychopatii i makiawelizmu.
Ta ostatnia pochodzi od nazwiska Niccolo Machiavellego, autora „Księcia”, opisującego mechanizmy dochodzenia do władzy dzięki podejściu „cel uświęca środki”. Generalnie można przyjąć, że menedżer spod „ciemnej triady”, jak go pani nazwała, bez względu na to, czy jest bardziej narcystyczny czy psychopatyczny, ma szkodliwy wpływ na otoczenie. Co ciekawe, Polacy – jak wykazuje część badań – są nastawieni bardziej rywalizacyjnie niż reszta Europejczyków, a to stwarza podatny grunt dla jednostek spod „ciemnej triady”. Można to tłumaczyć między innymi zmianami systemowymi. Wychodząc z komunizmu, próbowaliśmy dogonić zachodnią Europę, zaspokoić głód osiągnięć. Trudne warunki sprzyjają drastycznym strategiom radzenia sobie „za wszelką cenę” i torowaniu drogi łokciami.
Takie podejście jest bardziej opłacalne?
Pyta pani, czy „ciemna triada” ma związek z wysokością wynagrodzenia, pozycją w hierarchii, stanowiskiem? Wśród naukowców nie ma co do tego zgodności, ale wielu uważa, że tak, że narcyzm przekłada się na obiektywne wskaźniki sukcesu.
Myślę, że to zależy od wielu czynników, w tym od organizacji, w jakiej się działa i jej klimatu etycznego. Są takie firmy, w których autopromocję, umiejętność robienia szumu wokół siebie, zdolność przyciągania uwagi ceni się wyżej niż odnalezienie swojego miejsca w zespole. Nie ma tam ściśle określonych zasad etycznych, a zamiast kłaść nacisk na współpracę, lojalność, życzliwość, premiuje się gwiazdorstwo. Ludzie z cechami „ciemnej triady” lepiej sobie poradzą w takich branżach jak show-biznes, moda, media czy polityka, ale to może dotyczyć też środowiska akademickiego czy lekarskiego.
Po czym na pierwszy rzut oka rozpoznać menedżera z rozbuchanym ego?
Można przyjąć, że ludzie z wysokim poziomem narcyzmu bardziej dbają o swój wygląd. Mają zamiłowanie do ozdób, modnych fryzur i ubrań czy tatuaży, co wiąże się z chęcią przyciągnięcia uwagi.
Kilka lat temu głośna była książka walijskiego dziennikarza Jana Ronsona „Czy jesteś psychopatą. Fascynująca podróż po świecie obłędu”. Pisał tam, że psychopaci stanowią 1 proc. społeczeństwa, ale wśród kadry zarządzającej jest ich więcej.
Potwierdza to znany badacz psychopatii, kanadyjski psycholog Robert Hare, który szacuje, że wśród menedżerów i kadry zarządzającej jest nawet do 4 proc. psychopatów. Napisał o nich książkę „Węże w garniturach”. Sugeruje, że wysokie stanowiska przyciągają osoby o tym zestawie cech.
Bo nie mają zahamowań?
Mają mniej zahamowań, zwłaszcza natury moralnej. Jeśli zagłębimy się w psychologię władzy, to odkryjemy, że ona zmienia człowieka właśnie w kierunku psychopatycznym. Wysokie stanowiska są więc wygodną niszą, do której pasują ludzie z zestawem cech „ciemnej triady”, zwłaszcza z wysokim poziomem narcyzmu. Nie interesuje ich tkwienie w miejscu, spełnianie czyichś poleceń, podporządkowanie się. Owszem, godzą się być podwładnymi i stać niżej w hierarchii służbowej, ale tylko w sytuacji, gdy wiedzą, że dzięki temu awansują. Akceptują to jako środek do celu. Zależy im na samej władzy.
Kto się odnajdzie w relacji z menedżerem spod „ciemnej triady”?
Ludzie, którzy mają dużą odporność wynikającą z wysokiej samooceny, a nawet sami przejawiają narcystyczne cechy, chociaż to też jest kontrowersyjne, bo czy dwóch narcyzów się ze sobą dogada? Na pewno taka osoba będzie mniej cierpieć w relacji z narcystycznym szefem niż ktoś o niskiej samoocenie.
Dlaczego mając niską samoocenę, jest się bardziej poszkodowanym?
Dlatego, że narcystyczni ludzie nie liczą się z innymi, potrafią być autokratyczni, upokarzają, krytykują, mają tendencję do dewaluowania podwładnych bez względu na ich autentyczną wartość i dokonania. A taki pracownik nie zaprotestuje, ponieważ nie zdobędzie się na to, by podważyć autorytet władzy. Łatwiej mu wmówić, że nie jest wystarczająco dobry, że musi się bardziej starać. Może wręcz pracować coraz więcej, wydajniej, a jego wysiłki i tak się nie przełożą na uznanie w oczach szefa. Sytuacja bez wyjścia. Jest też model teoretyczny, który się nazywa „narcissistic leaders and dominance complementarity model” (tłumacząc luźno – model komplementarności narcystycznych szefów i ich podwładnych). Opracowali go Amerykanie – Emily Grijalva i Peter Harms z uniwersytetów w Buffalo i w Alabamie. I ten model sugeruje, że podporządkowani, skromni ludzie lepiej pasują do narcystycznych szefów. Wydaje mi się jednak, że to dopasowanie wynika tylko z tego, że łatwiej się nimi zarządza i uzyskuje to, czego oczekuje szef.
Na kogo poluje taki społeczny drapieżnik?
To pytanie, które należałoby przeformułować, bo menedżera spod „ciemnej triady” nie interesują ludzie. On nie poluje „na kogoś”. On poluje na coś. A tym czymś jest podziw, status, wyróżnienia. Nieważne, z czyich ust i rąk. W pogoni za uznaniem często zmienia środowiska, przenosi się z jednej pracy do następnej. Pozbawiony empatii, ma tendencje do nadmiernej eksploatacji ludzi, co przyczynia się do załamań nerwowych i wypalenia zawodowego, w szczególności u pracowników, którzy nie posiadają cech z „ciemnej triady” i są łatwiejszym celem do wykorzystania. Z teorii dopasowania pomiędzy liderem a podwładnym wynika, że najwyższe koszty takiej relacji pracowniczej płacą, jak wspomniałam, ludzie potulni i mniej nastawieni na osiągnięcie wysokiego statusu w pracy, bo są bardziej wrażliwi i krusi.
Czym jeszcze się żywi ten drapieżnik? Czyjąś słabością?
Niektórzy badacze rzeczywiście określają taką osobę mianem drapieżnika społecznego, ale Linda Mealey, wybitna znawczyni tematu i profesorka psychologii ewolucyjnej, która pisała głównie o psychopatach, doszła do wniosku, że niesłusznie. W zamian zaproponowała nazwę pasożyt społeczny, ponieważ taka osoba nie respektuje zasad sprawiedliwej wymiany międzyludzkiej.
Współpraca, zaufanie, reguła wzajemności są domyślnie oczekiwane i wyłoniły się w procesie ewolucji. Natomiast ludzie z cechami „ciemnej triady” grają według swoich reguł, wykorzystują kredyt zaufania do własnych zysków, przy czym od otoczenia wymagają więcej niż od siebie. Żądają perfekcji od podwładnych, ale swoimi błędami już się nie przejmują, może ich już nie zauważają? To się ujawnia dopiero z czasem, bo „pasożyt społeczny” szybko awansuje. Są bardzo ciekawe badania Barbary Nevickiej z uniwersytetu w Amsterdamie, która wykazała, że ludzie z wyższym poziomem narcyzmu częściej awansują na liderów w sytuacji niepewności w organizacji. Zakładamy, że ktoś, kto sam siebie wysoko ceni, najwidoczniej na to zasługuje, bardziej mu ufamy, jesteśmy skłonni uwierzyć, że jest silnym człowiekiem. Narcystyczni menedżerowie zdobywają poparcie dzięki gigantycznej samoocenie.
Rozczarowanie, rozliczenie ich działań następuje dopiero wówczas, kiedy powstaje konflikt, co prowadzi do kryzysu w organizacji.
Jakie szkody potrafi wyrządzić firmowy pasożyt?
Szacuje się, że 30 proc. tak zwanych zachowań kontrproduktywnych, hamujących rozwój organizacji, jest właściwe dla ludzi z ciemnymi cechami osobowości. To działania, które szkodzą interesom pracowników, klientów czy pacjentów. Począwszy od notorycznego spóźniania się, nieobecności w pracy, przez brak rzetelności, pobieranie nienależytego wynagrodzenia, a skończywszy na nietrzeźwości czy kradzieżach. To także nadużycia w stosunku do podwładnych, jak mobbing czy molestowanie seksualne. Na tym nie koniec listy.
Nieprawidłowości księgowe, podatkowe, defraudacje czy wreszcie straty finansowe w wyniku chybionych inwestycji i konieczności wycofania produktu z rynku… Długo można by wymieniać. Dopiero wtedy przychodzi refleksja: co dalej? Czy przesunąć menedżera spod „ciemnej triady” na inne stanowisko? Dostosować się do jego metod? A może zwolnić? Zazwyczaj do tego momentu „wąż w garniturze” sam zmieni już terytorium łowieckie.
Bo został zdemaskowany?
Tak, albo znalazł lepszą ofertę pracy i możliwości wyższego awansu. Menedżer spod „ciemnej triady” jest często zatrudniany nawet przy niższym poziomie kwalifikacji niż konkurenci – co udowodniła wspomniana Barbara Nevicka – bo ma „to coś”, co sprawia, że potrafi olśnić. Urok, pewność siebie, charyzmę, energię. Cały czas mówimy o jego osobowości jak o pewnej całości, ale naukowcy starają się wydestylować każdą z cech „ciemnej triady” osobno, żeby zobaczyć jej specyfikę. Cechy psychopatyczne związane są głównie z brakiem empatii, impulsywnością, niskim poziomem sumienności. Makiawelizm to cynizm, pogarda dla innych i nieufność. Natomiast narcyzm jest traktowany zarazem jak przekleństwo i błogosławieństwo. Bo jeżeli tacy ludzie, jak mówiłyśmy, zarabiają zazwyczaj lepiej niż inni, to komu ja będę wmawiać, że to się nie „opłaca”? Zwłaszcza że w pewnych kontekstach jego działalność może być korzystna dla organizacji na przykład, kiedy trzeba wprowadzić radykalne zmiany. Menedżer spod „ciemnej triady” z reguły przechodzi jak burza. Potrafi zarazić entuzjazmem, dzięki czemu ludzie chętniej poddają się reorganizacji. Ma odwagę, żeby ze swobodą zwalniać albo przyjmować, dokonywać wrogich przejęć, inwestować z rozmachem, podejmować ryzyko. Robi dużo szumu, z którego wynikają krótkoterminowe korzyści, ale długoterminowe straty, bo złe relacje interpersonalne psują atmosferę w środowisku pracy – stąd częste rotacje. Weźmy przykład takich liderów jak Steve Jobs, krytykowany za znęcanie się nad swoimi podwładnymi, czy Elon Musk, który sam zdefiniował siebie jako narcyza, dodając „ale przynajmniej jestem przydatny”.
W obu przypadkach są to osoby, które miały lub mają wizję i gdyby nie ich miłość własna czy też głębokie przekonanie o wyższości, to prawdopodobnie nie osiągnęłyby sukcesu. Musk prze do celu bez oglądania się na innych. Ale kiedy spojrzymy na jego profil na Twitterze, to wielu ludzi zarzuca mu, że to, co rzekomo wymyślił, zostało już rozpracowane przez innych.
Nie przeszkadza mu to sięgać po cudze pomysły?
Oczywiście, przy czym to on ostatecznie, mówiąc kolokwialnie, zrobi na tym kasę. Osoby z wysokim poziomem narcyzmu chętnie przypisują sobie zasługi innych i nie ma dla nich znaczenia, jak bliska relacja wiąże je z pomysłodawcą. Są pozbawione skrupułów.
Manipulują? Węszą spiski?
W przeciwieństwie do psychopatów, którzy wolą twarde strategie manipulacyjne – zmuszanie, grożenie czy stosowanie szantażu, narcystyczni przywódcy są bardziej skłonni do stosowania miękkich technik. Manipulują intuicyjnie i tylko w kontekście, w którym mogą coś zyskać. W nikłym stopniu w kierunku podwładnych. Raczej ku górze.
Makiawelizm wiąże się z brakiem zaufania, a to z kolei z paranoicznym myśleniem. To są ludzie, którzy nie wierzą w czyste intencje. Dla nich świat to gra o sumie zerowej. Jeśli ja wygrywam, to ty przegrywasz, a jeśli ty wygrywasz, to ja przegrywam. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy oboje wygrali.
Jaka jest instrukcja obsługi menedżera spod „ciemnej triady”?
To trudne pytanie. Najwięcej może tu zdziałać firma, czyli zwierzchnicy – dzięki systemowi ścisłego nadzoru czy szkoleniom. Zwykły szeregowy pracownik nie ma takiej władzy. Ja bym radziła podejść do tego zdroworozsądkowo: zmieniać to, co się da, a jeśli się nie da, to zmienić pracę. Nie sądzę, żeby istniały proste, uniwersalnie skuteczne rozwiązania. Warto znać swoje prawa, żeby móc się bronić. Natomiast czy iść „na wojnę”, np. donosząc na kogoś? Nie wiem. Ludzie narcystyczni i psychopatyczni są znani z mściwości. Ta ich skłonność jest dobrze udokumentowana.
A co sobie cenią?
Lojalność, choć nie wiem, czy to najlepsza rada – być lojalnym w stosunku do takiego człowieka? Bo prawda jest taka, że większość osób, zwłaszcza tych mniej pewnych siebie, będzie cierpieć pod taką władzą. Nie bez powodu mówiłam, żeby uciekać. Ludzie, którzy podlegali pod narcystycznych przełożonych, jak wynikało z badań przeprowadzonych w środowisku akademickim, woleli w odruchu obronnym skrócić czas stażowania u nich do minimum. Oceniali zwierzchników jako „złych mentorów”. Zapewne chodziło o przesadny perfekcjonizm, zbyt wysokie wymagania, brak dobrych relacji i eksploatowanie swoich „podopiecznych”.
Narcyz nie znosi, kiedy mu się czegoś odmawia lub krytykuje?
Uważa to za zagrożenie i kontratakuje. Dewaluuje innych, oczernia ich i publicznie poniża. Ludzie narcystyczni są zajadli, nie przebaczają, będą się mścić dopóki ich image i zranione poczucie własnej wartości nie zostaną całkowicie odbudowane. Wiem, że trochę przynudzam już z badaniami… ale Harry Wallace i Roy Baumeister obalili powszechnie przyjmowaną tezę, że agresja bierze się tylko z zaniżonej samooceny. Ona bierze się także z zawyżonej, lecz niestabilnej samooceny. Badacze wykazali, że ludzie z wysokim poziomem narcyzmu w sytuacji porażki (a taka informacja zwrotna to zawsze cios dla narcyza), za wszelką cenę próbują udowodnić swoją wartość. Zwłaszcza przy prowokacji na jaw wychodzi wściekła agresja. Ostatnio upubliczniono raport przygotowany w latach 40. na zamówienie amerykańskiego rządu, który próbował rozpracować profil psychologiczny Adolfa Hitlera. Naukowcy z Harvard University trafnie zdiagnozowali u niego patologiczne, ciemne cechy do tego stopnia, że jeden z badaczy, Henry Murray, przewidział nawet, że w razie porażki Hitler nie zniesie tego i popełni samobójstwo.
Więcej jest narcyzów wśród kobiet czy mężczyzn?
Jest bardzo dobrze udokumentowane, że wszystkie trzy cechy: narcyzm, makiawelizm i psychopatia w silniejszym stopniu występują u mężczyzn. Tak jest na całym świecie, bez względu na kulturę w danym kraju. Ma to swoje biologiczne uzasadnienie związane z kosztem inwestycji rodzicielskiej, która u mężczyzny jest mniejsza. Jeśli przyjąć teorię, że imperatywem ewolucyjnym mężczyzny jest uwodzenie jak największej liczby kobiet, by następnie przekazać dzieciom swoje geny, to tego typu cechy temu sprzyjają, ponieważ są odbierane jako atrakcyjne, przywódcze.
Czy menedżer spod „ciemnej triady” jest zawsze głodny kolejnych sukcesów?
Tak, i to jest ostatecznie przyczyną jego nieszczęścia. Nie jest w stanie udowodnić sobie własnej wartości, ponieważ zawsze mu mało, zawsze marzy o kolejnym zwycięstwie. Chce więcej i więcej. W języku angielskim jest słowo imposter, tłumaczone jest na język polski jako oszust, hochszapler albo szarlatan. Ono dobrze tłumaczy odczucia menedżera spod „ciemnej triady”, który umie przekonać o swojej wiedzy i profesjonalizmie wszystkich, tylko nie siebie.
Wpada we własną pułapkę?
Narcyzm to cecha, która fluktuuje. Na wysokim poziomie gwarantuje niemal narkotyczny stan. Tak, jak by ktoś był odurzony pozytywnym mniemaniem o sobie. Jest i druga strona medalu – załamanie, dół, do którego spada się z wysokiej fali. Przekonanie o swojej wyższości i lepszości ma koszty – pewnego dnia człowiek uważa siebie za znacznie gorszego niż inni. Lęk i wątpliwości biorą górę. Przychodzi moment płacenia ceny za wielkościową manię. Nadmuchiwana bańka pęka.
Jako alternatywę dla narcyzmu proponuje pani „ciche ego”. To dobra propozycja dla menedżera?
Stabilność emocjonalna i poczucie, że wcale nie trzeba być lepszym niż inni, żeby być wartościowym człowiekiem, to dobra propozycja dla każdego. Nie oszukując siebie, oszczędzamy sobie rozczarowania. Sam termin „ciche ego” nie przebił się jeszcze w psychologii akademickiej i jest pojęciem bliższym medytacji czy nienaukowej psychologii. To stan, w którym nie mierzymy non stop swojej wartości sukcesami i porażkami, co nałogowo robią ludzie narcystyczni. „Ciche ego” sugeruje, by zyskać spokój i wyłączyć się z wyścigu, w którym nie widać mety.
Więcej możesz przeczytać w 8/2019 (47) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.