Leki z pracowni alchemika
Twórcy PioLigOn / Fot. materiały prasowePiotr Liguziński na miejsce naszej rozmowy wybiera jedno z pomieszczeń firmowego laboratorium. Zamiast biblioteczki z encyklopediami, często zdobiącej gadające głowy ekspertów w telewizji, są tu dowody pracy startupu PioLigOn. Na półkach za jego założycielem stoją: szklane buteleczki, probówki, końcówki do pipet, odczynniki, chemikalia i chromatograf cieczowy. Kartony z niepewną zawartością pobudzają wyobraźnię, gdy zaczyna wywiad od stwierdzenia: „Zawsze chciałem być wynalazcą”. I już na pierwszy rzut oka wiadomo, że mu się udało.
Pracownia alchemika
Laikowi ten widok może skojarzyć się z pracownią współczesnego alchemika. Zwłaszcza że to, co robi PioLigOn, przypomina zamienianie różnych rzeczy w złoto. Dzięki metodom opracowanym przez Piotra Liguzińskiego jego firma jest w stanie znacząco skrócić czas od pomysłu na nowy lek do badań przedklinicznych. Co to oznacza dla branży Big Pharma i osób chorych? Przyspieszenie wprowadzenia potrzebnego leku na rynek nawet o rok w stosunku do tradycyjnych metod badawczych. Jak można sobie wyobrazić, ten czas to nie tylko miliony dolarów ze sprzedaży medykamentu, ale przede wszystkim możliwość szybszego dostarczenia ludziom antidotum na schorzenia oporne w leczeniu.
Za pomysłem, którym interesują się przedstawiciele dziesięciu największych firm farmaceutycznych na świecie, stoi biotechnolog i chemik z Krakowa. Piotr Liguziński, rocznik 1981, świetną kondycję zawdzięcza swojej pasji do współzawodnictwa. Od dziecka trenował taniec towarzyski, przez kilkanaście lat był też rugbystą, co doprowadziło go do gry w Polskiej Reprezentacji tej dyscypliny. - Zawsze starałem się być najlepszy w tym, co robię. Uwielbiam współzawodnictwo i z jednej strony ono odpala mnie w dobrą stronę, a z drugiej, jest trochę dla mnie samego niebezpieczne – żartuje Piotr. I wspomina, że początkowo nic nie zapowiadało jego pasma sukcesów. Przede wszystkim rozwoju ścieżki naukowej.
Moje laboratorium
Gdy był dzieckiem nie lubił czytać. Próbował lektur dostosowanych do wieku, jednak bajki i baśnie nie do końca przekonywały go do literatury. W tamtym czasie jego mama Elżbieta pracowała jako towaroznawczyni, przynosiła więc do domu książki z dziedziny chemii. Jedna z nich pochłonęła go bez reszty. Mama szybko wychwyciła zainteresowania syna, podsuwając mu lektury takie jak „Tajemnice kropli wody” czy „Moje laboratorium” Stefana Sękowskiego. To na podstawie tej ostatniej książki Piotr zdobył warsztat młodego chemika. Skompletował skromne domowe laboratorium z odczynnikami takimi jak kwas solny czy azotowy.
– Miałem też sporo szczęścia – opowiada. - W podstawówce moją wychowawczynią została nauczycielka chemii, tak samo było w liceum. Obie widziały, że chemia mnie bardzo interesuje, dały mi więc wolną rękę z dostępem do szkolnego laboratorium – dodaje.
Dzięki...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 12/2023 (99) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.