Jagna ma głos

Jagna Pomorska
Historia Jagny Pomorskiej, prezeski firmy Connected Realities / Fot. Materiały prasowe
Historia Jagny Pomorskiej, prezeski firmy Connected Realities, pomagającej szkolić pracowników w środowisku wirtualnym, to opowieść o tym, że największą siłę odnajduje się nie w biznesie, lecz w sobie.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2025 (120)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Są ludzie, którzy od początku wiedzą, kim chcą być. Mają jasno wytyczoną ścieżkę, a ich życie to realizacja precyzyjnego planu. Tymczasem Jagna Pomorska wędrowała przez drogi pełne nagłych zwrotów akcji, bolesnych upadków i chwil, w których jedynym kompasem okazywała się intuicja. Żeby z lekkością poruszać się w świecie wirtualnej rzeczywistości, musiała nauczyć się być w relacji z samą sobą i z drugim człowiekiem.

Dziewczynka, która wolała śpiewać

Na początku była muzyka - Jagna wszędzie śpiewała. – Głównie kojarzę siebie ze stresem, który musiałam pokonać, śpiewając, czy to w konkursach wokalnych czy na akademiach szkolnych. W efekcie, gdy nauczycielka wywoływała mnie do tablicy, nieraz miałam kłopot z wyrażeniem myśli. Gdyby jednak kazała mi zaśpiewać odpowiedź na pytanie, myślę, że nie miałabym z tym żadnego problemu - wspomina z uśmiechem Jagna.

Talent muzyczny był jednak w domu Pomorskich czymś obcym. Wychowana przez ojca-profesora i matkę-nauczycielkę od dziecka czuła, że najważniejsza jest nauka. Nikt nie musiał jej nawet tego mówić – presję narzucała sobie sama, z uporem dążąc do świadectwa z czerwonym paskiem. – Z perspektywy czasu uważam to za absolutną głupotę, bo skupiałam się na wszystkim, tylko nie na rozwijaniu talentów, które miałam. W domu nie było przekonania, bym w stu procentach rozwijała się muzycznie i szła w występy artystyczne. Traktowano to raczej jako coś dodatkowego, nikt nie pokazał mi ścieżki rozwoju w tym kierunku. Łatwiej było mi zatopić się w świecie ocen i nauki – przyznaje nasza bohaterka.

Brak wiary we własne możliwości sprawił, że przez lata czuła się outsiderką. Wycofana, z głębokim poczuciem, że ciągle musi coś udowadniać, zwłaszcza jako córka profesora. „Musisz zbudować swoją niezależność” – ta myśl towarzyszyła Jagnie przez lata. Wyjazd na studia do Warszawy był szansą na zbudowanie własnej tożsamości. Stolica, w której zakochała się już jako dziecko, siedząc w ławach Auditorium Maximum i słuchając wykładów ojca, stała się jej miejscem na Ziemi.

Biznesowa inicjacja przez ogień

Życie szybko rzuciło młodą lubliniankę na głęboką wodę. Jeszcze na studiach, mając zaledwie 21 lat, zaczęła pomagać przyjacielowi w prowadzeniu firmy tłumaczeniowej. Szybko okazało się, że ma naturalny talent do zarządzania. Zamiast tłumaczyć, układała procesy, organizowała pracę. A potem wydarzyła się tragedia. Jej przyjaciel zmarł w dramatycznych okolicznościach, a ona została sama z firmą, zespołem i problemami, wplątana w sytuację, która przerosłaby niejednego doświadczonego przedsiębiorcę. – To była moja pierwsza, prawdziwa lekcja biznesu – wspomina Jagna. - Z dnia na dzień przejęłam firmę, zespół, odpowiedzialność. Znałam tych ludzi, wcześniej byłam jedną z nich. Nie chciałam ich zostawiać. To był niezwykle trudny psychicznie czas, a zarazem cenna lekcja. Musiałam szybko odnaleźć się w nowej roli i całkowicie skoncentrować na pracy. Zrozumiałam, że trzeba działać w zgodzie ze swoimi wartościami, ale nie zawsze oczekiwać zrozumienia od innych. Jednocześnie w tamtym czasie siłą rzeczy odcinałam się od świata, wszystko podporządkowałam firmie. Chciałam coś zbudować. Ale w którymś momencie po prostu poczułam, że choć wiele osiągnęłam, potrzebuję ludzi wokół siebie – dodaje.

To doświadczenie było jej biznesową inicjacją. Nie poddała się, doprowadziła sprawy firmy do końca i z sukcesem ją sprzedała. Jednocześnie czuła, że potrzebuje uzupełnić wiedzę, chciała lepiej zrozumieć zarządzanie i skalowanie działań. Poszła na studia podyplomowe z zarządzania projektami, a potem zrobiła kolejny, pozornie nieoczywisty krok. Zatrudniła się w urzędzie z konkretną intencją. Chciała od podszewki poznać system funduszy unijnych, by w przyszłości skutecznie pozyskiwać dotacje na rozwój biznesu.

To jest życie

Życie Jagny to często sinusoida albo rozpędzony rollercoaster. Po pracy w urzędzie trafiła do bankowego funduszu inwestycyjnego, gdzie zarządzała grupą uzdrowisk, pozyskując środki na rozwój szpitali i infrastruktury uzdrowiskowej. Z ludźmi, których tam poznała, założyła kolejną spółkę – tym razem w branży nieruchomości. Weszła w męski świat budownictwa jako inwestor zastępczy, nadzorując wielomilionowe projekty. Czuła, że jest na szczycie. – Nieruchomości totalnie mnie wciągnęły – przyznaje. - Mieliśmy piękne biuro, miałam poczucie, że jestem już naprawdę na swoim miejscu. A potem przyszło życie... Jeden ze wspólników miał zawał, druga wspólniczka zaszła w ciążę i zostałam sama. Firma długo się wygaszała. Do dziś pamiętam, jak ją samodzielnie zamykałam. Tony segregatorów, pudła z dokumentacją techniczną. Sama nosiłam to wszystko i pakowałam do furgonetki. Przejście z eleganckiego biura do przeprowadzki przyjęłam bez żalu, ale z pokorą. Czasem życie śmieje się z najlepszych planów – mówi ze zrozumieniem i spokojem Jagna.

Gdy jeden rozdział się zamykał, na horyzoncie otwierał się już kolejny. Z potrzeby stworzenia materiałów marketingowych dla jednej z inwestycji odezwała się do kuzyna, Andrzeja Horocha. To on po raz pierwszy pokazał jej wirtualną rzeczywistość. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że ten poboczny projekt stanie się jej przyszłością zapoczątkowaną w agencji marketingowej Workroom Group.

Pandemia, długi i skok w nowe

Jako dyrektor zarządzająca w Workroom Group Jagna znów była na fali wznoszącej. Duże kampanie dla gigantów jak PZU, Energa czy Hebe, szybki rozwój, skalowanie zespołu. Pandemia okazała się brutalnym resetem. Projekty zamrożono, budżety marketingowe zniknęły, a firma stanęła w obliczu długów i widma zwolnień. Zamiast czekać aż rynek się odbuduje, Jagna wraz ze wspólnikami zdecydowała się na radykalny zwrot: z marketingu na rzecz tworzenia rozwiązań immersyjnych dla biznesu, edukacji i przemysłu. Tak narodziła się firma Connected Realities specjalizująca się w tworzeniu szkoleń i symulacji w wirtualnej rzeczywistości (VR).

Dziś Connected Realities pomaga firmom szkolić pracowników w bezpiecznym, realistycznym środowisku wirtualnym – od kompetencji miękkich przez szkolenia BHP aż po procedury techniczne i obsługę maszyn. VR pozwala trenować procedury, reagować na kryzysy, rozwijać umiejętności miękkie i techniczne. Bez ryzyka, w pełni immersyjnie, z powtarzalnością niemożliwą do osiągnięcia w sali szkoleniowej. Firmy, które korzystają z takich rozwiązań, oszczędzają czas, ograniczają koszty szkoleń, a jednocześnie zwiększają zaangażowanie i skuteczność nauki.

- Dziś organizacje nie mogą szkolić tak jak kiedyś – tłumaczy Jagna. - Pracownicy potrzebują doświadczeń, nie prezentacji. Odpowiadamy na te potrzeby, projektując środowiska edukacyjne, które łączą psychologię uczenia, technologię i konkretne cele biznesowe – dodaje.

Kobieta na misji

Gdy rozmawiam z Jagną o przyszłości, uderza mnie to, że dla niej technologia nie jest zimnym narzędziem do optymalizacji zysków. To przestrzeń, w której na nowo musimy zdefiniować, co to znaczy być człowiekiem, pracownikiem i liderem. To właśnie w tym aspekcie jej osobiste doświadczenia – samotność, walka o siebie, a w końcu siła płynąca z relacji – znajdują najgłębsze odbicie.

Jagna z niepokojem obserwuje narastające dysproporcje. Z jednej strony mamy wielkomiejską bańkę, w której dyskutuje się o najnowszych modelach AI, z drugiej – ogromną część społeczeństwa, która czuje się zagubiona i wykluczona. – Mówimy o nowym rodzaju analfabetyzmu technologicznego, a mimo to nasza szkoła wciąż tkwi w starych schematach. Nie wiem, czy Stany Zjednoczone są dobrym przykładem, ale tam już są programy edukacyjne, w które inwestuje się miliardy, by uczyć dzieci z wykorzystaniem AI. My, zamiast uczyć dzieci, jak krytycznie korzystać z AI, dyskutujemy o zakazie prac domowych generowanych przez ChatGPT. To iluzja kontroli. Młodzież i tak z tego korzysta, tylko że po omacku, bez zrozumienia narzędzia, bez świadomości, jak wykorzystać je twórczo – zauważa Jagna.

Dla prezeski Connected Realities odpowiedź na te wyzwania nie leży w zakazach, ale w świadomej, systemowej edukacji. Podkreśla, że dziś nie wystarczy uczyć programowania. Trzeba uczyć krytycznego myślenia, zadawania pytań i weryfikowania informacji. Bo w świecie, w którym AI może wygenerować dowolną treść, to właśnie te kompetencje stają się naszą tarczą.

– To gigantyczna praca, którą musimy wykonywać wszyscy. Traktuję swoją pracę nie tylko jako prowadzenie biznesu, ale też jako misję. Chcę jak najwięcej mówić o tym, jak wielkim wyzwaniem jest cyfrowa edukacja na każdym poziomie. Stoję po stronie tych, którzy wierzą, że nowe technologie będą nas wzmacniać, a nie osłabiać. Pytanie tylko, czy wszyscy będziemy mieli równy dostęp do edukacji – mówi Jagna.

Ciągła nauka i odwaga do zmiany

Clickbaitowe nagłówki straszą, że AI zabierze nam nawet 80 proc. zawodów. Młodzi ludzie czują się zagubieni, nie wiedząc, jaką ścieżkę kariery wybrać. Jagna podchodzi do tego ze spokojem, ale i z realizmem. – Nie ma już jednej specjalizacji na całe życie. Rozumiem, że może się to komuś nie podobać, ja też wyrosłam w czasach, kiedy jako dziecko myślałam, że będę miała jeden zawód i jedną drogę. Ale tak już nie jest. Lekarze uczą się operować w VR, rolnicy sterują maszynami z wykorzystaniem AI. Przyszłość należy do tych, którzy potrafią się stale uczyć – mówi.

Jagna podkreśla, że automatyzacja nie oznacza końca pracy, lecz koniec powtarzalności. To szansa, by budować bardziej samodzielne zespoły, w których ludzie tworzą wartość, zamiast odtwarzać procesy. To wymaga jednak zmiany mentalności zarówno u pracowników, jak i liderów. – Przez całe życie byliśmy uczeni, żeby się nie przyznawać do błędów i raczej je tuszować. Tymczasem dziś technologia momentalnie weryfikuje, co działa, a co nie. Żyjemy w procesie nieustannej zmiany i musimy być na nią przygotowani. Nie mam złotych rad, jak sobie z tym radzić. Myślę, że po prostu musimy się wspierać, uczyć od mądrzejszych i weryfikować wiedzę – radzi liderka cyfrowej zmiany.

Historia Jagny to dowód na to, że siła nie bierze się z braku upadków, ale z umiejętności podnoszenia się po nich. To dowód, jak ważne jest, by mieć plan B, ale jeszcze ważniejsze, by być otwartym na ludzi, którzy mogą ten plan pomóc zrealizować. Kiedy patrzy się na jej drogę od nieśmiałej dziewczynki przez samotną outsiderkę po liderkę, która prowadzi ludzi przez technologiczną rewolucję – widać, że największą siłą Jagny nie jest wcale znajomość technologii. Jest nią głębokie zrozumienie ludzkich lęków, potrzeb i marzeń. Bo żeby odnaleźć swój głos w biznesie, najpierw musiała odnaleźć go w sobie.

My Company Polska wydanie 9/2025 (120)

Więcej możesz przeczytać w 9/2025 (120) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ