Raport Finansowanie przedsiębiorstw. Elastyczność lekiem na trudne czasy
Magdalena Zmitrowicz, fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2022 (79)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Wojna w Ukrainie i sankcje nałożone na Białoruś i Rosję to cios także w polskie firmy i naszą gospodarkę. Na ile pani zdaniem poważny?
Według wstępnych szacunków wojna może obniżyć wzrost polskiego PKB o 1 pkt proc. Tym bardziej że inwazja wpływa na polską gospodarkę w wielu aspektach. Przykładowo, duży napływ uchodźców szybko poprawi popyt na dobra żywnościowe, ale z drugiej strony ograniczy zakupy w kategorii droższych dóbr luksusowych jak samochody czy meble. Zarówno konsumenci, jak i przedsiębiorcy, wciąż nie wiedzą, co się dalej wydarzy. Wszyscy czekają z decyzjami – także przedsiębiorcy, którzy przynajmniej chwilowo wstrzymają się z inwestycjami.
Szczególnie trudne chwile przeżywają te firmy, które miały relacje biznesowe z Ukrainą, Białorusią czy z Rosją.
Te trzy państwa wpływają w największym stopniu na nasz przemysł skórzany, tekstylny, motoryzacyjny, chemiczny czy spożywczy. Nasz zespół zbadał dokładnie te sektory gospodarki. Do Polski z tych trzech krajów dociera 58 proc. naszego importu ropy naftowej, 53 proc. węgla, 50 proc. surowców pochodzących z górnictwa metali czy 35 proc. produktów przemysłu drzewnego. Z Ukrainy importujemy także minerały, chemię i surowce naturalne.
Branża spożywcza może być najbardziej dotknięta przez wojnę. Zresztą wojna to kolejna zła informacja dla tych firm. Jesienią mieliśmy rekordowe ceny gazu, które doprowadziły do wzrostu cen nawozów. Teraz podrożały paliwa. Czekają nas rekordowe ceny żywności?
Ceny będą rosły, ale na ich ostateczny poziom wpływ będzie miało to, jak długo potrwa wojna. Jest wiele niepewnych elementów. Na przykład jest wiele rosyjskich firm, które dzierżawią pola w Ukrainie. Czy zostaną zebrane plony? Pamiętajmy, że jednym z najważniejszych produktów, które polskie firmy eksportują na Wschód, są obok nawozów także maszyny do przetwórstwa spożywczego. Sprzedaż tego sprzętu też wyhamuje. Mamy także kilka polskich firm w Ukrainie, m.in. handlowych i producentów. One będą miały problemy. Nasze firmy produkcyjne muszą również szybko szukać alternatywnych źródeł surowców.
Będą wyższe koszty.
Nie ma innego wyjścia. Jesteśmy w takiej, a nie innej sytuacji. Z Rosji importujemy surowce energetyczne, z Ukrainy metale. Musimy szukać innych źródeł, co doprowadzi do wzrostu cen. Poza tym nie tylko Polska kupuje produkty ze Wschodu. To ogólnie wpłynie na wzrost cen tych towarów i półproduktów, które wytwarzane są, opierając się na imporcie z tych krajów.
Mimo tych komplikacji i wielkiego znaku zapytania, jakim są dostawy ropy i gazu, sytuacja chyba nie jest tragiczna. Od 2014 r. mocno uniezależniliśmy się od eksportu do Rosji.
Nasz eksport do tych trzech krajów to 4 proc. wolumenu. Nie ma dramatu. Musimy także pamiętać, że kryzys, który doprowadził do mocnego osłabienia złotego, jest sprzyjający dla eksporterów. Mam nadzieję, że wiele naszych firm ruszy ze sprzedażą towarów za granicę. Paradoksalnie to w dłuższej perspektywie dobra wiadomość. Z kolei słaby złoty pogorszy wyniki importerów. Sytuacja jest skomplikowana.
Pod koniec 2021 r. polskie firmy gromadziły sporo zapasów, głównie dzięki stopniowemu odblokowywaniu łańcucha dostaw. Teraz z tego skorzystają?
Nie wszystkie firmy tak robiły. Poza tym nie da się zbudować zapasów w przypadku żywności czy handlu detalicznego. Rosjan już teraz, zaledwie po kilkunastu dniach od rozpoczęcia wojny, nie stać na kupno importowanych pomidorów czy papryki.
Czy pani zdaniem słaby złoty z nami zostanie na dłużej?
Nikt dziś tego nie wie. To obecnie wróżenie, ale jeśli tak się stanie, to pomoże eksporterom.
Jest jeszcze inny problem. Volkswagen wstrzymał produkcję we Wrześni, bo wiązki do samochodów pochodzą z dwóch fabryk położonych na terenie Ukrainy i Rosji. Czy takie problemy mogą sparaliżować naszą branżę produkcyjną?
Przypomnę początek kryzysu wywołanego COVID-19. Mieliśmy wówczas całkowicie zerwane łańcuchy dostaw z Azji. Nasze firmy szybko sobie z tym poradziły i odbudowały źródła dostaw. Dowodem na to jest chociażby 20-procentowy wzrost kredytów, jakie w ubiegłym roku udzielił nasz bank sektorowi MSP. Teraz zostały zerwane łańcuchy dostaw ze Wschodu. Myślę, że i obecnie sobie z tym poradzimy. Wiązki da się produkować w innych miejscach.
COVID-19 sprawił, że firmy lepiej potrafią odpowiedzieć na takie niespodziewane wydarzenia?
Tak. Są bardziej elastyczne. Zresztą, to już widać po wojnie w Ukrainie. Mamy sygnały, że wiele firm z tego kraju chce przenieść się do Polski. Wspierają ich w tym nasi przedsiębiorcy, ich kontrahenci. Szybko uruchomiliśmy specjalną ofertę dla takich firm, wspierając ich w przeniesieniu biznesu. Poza tym mamy inne pomysły. Podpisaliśmy umowę z Paneuropejskim Funduszem Gwarancyjnym, dzięki czemu udostępniamy gwarancje o wartości 4,7 mld zł. Widzimy duże zainteresowanie ze strony przedsiębiorców. To oferta dla polskich firm, ale Ukraińcy, którzy tu otworzą działalność, będą mogli korzystać z takich produktów. Mam nadzieję, że ci przedsiębiorcy będą mogli tu zostać i rozwijać działalność. Zresztą wiele takich biznesów w branży technologicznej wystartowało u nas w ostatnich latach. Dziś odnoszą sukcesy.
Wojna to też wielkie zmiany dla rynku pracy. Mamy już ponad 2 mln uchodźców…
Tak, ale w większości to matki i dzieci. A polskie firmy mają problem już teraz. Z naszego kraju wyjechały dziesiątki tysięcy Ukraińców. Po prostu spakowali plecaki i wrócili do siebie.
Według różnych danych wyjechało kilkadziesiąt tysięcy pracowników. Są firmy, które straciły z dnia na dzień nawet 10 proc. stanu zatrudnienia…
Trzeba ich szybko zastąpić, a to nie jest łatwe. To pokazuje, że inwestycje firm w automatyzację i cyfryzację były potrzebne. Bo te przedsiębiorstwa dziś są w stanie dalej realizować zamówienia. Takie inwestycje oczywiście kosztują, ale wzrost zamówień zwraca te koszty.
Czyli dramatu nie będzie?
Kiedy odwiedzam klientów, widzę najczęściej fabryki zastawione sprzętem. Wojna na pewno spowolni podejmowanie strategicznych decyzji, ale nasza gospodarka jest silna. Nasi przedsiębiorcy nie boją się tego, że stracą zlecenia, tylko szukają sposobów, jak je wypełnić. Bo jest problem z pracownikami, chwilowo będzie problem z dostawami z Rosji czy Ukrainy. Popyt na ich usługi będzie jednak silny. W czasie covidu dali radę. Teraz też tak się dzieje. Firmy muszą jednak inwestować, rozwijać automatyzację procesów.
Czy zagrożeniem będą inne czynniki, np. wzrost WIBOR-u? To mocno podnosi koszty finansowania.
Rosnące stopy procentowe, trudności ze znalezieniem pracowników i wojna to rzeczywiście czynniki, które mocno wpływają dziś na polskie firmy. Jeśli chodzi o WIBOR, nie ma co ukrywać, w najbliższych miesiącach sytuacja będzie trudniejsza i firmy, szczególnie w III kwartale, odczują te dodatkowe koszty. Wielką popularnością cieszą się gwarancje, ale także np. pożyczki z POIR. Uruchamiamy kolejne takie produkty – teraz przykładowo dla firm z województwa mazowieckiego. Trzeba jednak myśleć o przyszłości. Rosną koszty działalności – i finansowe, i osobowe. Jedynym ratunkiem są inwestycje w innowacyjność i automatyzację. To się powoli dzieje, chociaż wciąż nakłady inwestycyjne na działalność B+R pozostawiają wiele do życzenia. W Polsce tylko 1,4 proc. PKB idzie na działalność badawczo-rozwojową. Polskie firmy w przeliczeniu na milion mieszkańców składają rocznie tylko 13 wniosków patentowych do europejskiego urzędu. Średnia unijna to aż 150! Musimy zachęcać firmy do tego, by inwestowały w nową myśl technologiczną. Musimy gonić Zachód. Bo konflikt w Ukrainie kiedyś się skończy, łańcuchy dostaw zostaną odbudowane.
Przyjaźń i wsparcie, które dziś oferują Polacy, zaprocentują w przyszłości?
Z pewnością. Dobro zawsze wraca, a współpraca jest lepsza niż konflikt.
Więcej możesz przeczytać w 4/2022 (79) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.