Memento techno. Ostatnie słowo Zalewskiego

Igor Zalewski
Igor Zalewski. / Fot. mat. pras.
Z synem wybrałem się na weekend do Edynburga. W hotelu postanowiłem zaimponować młodemu i nauczyć go, jak się korzysta z brytyjskich gniazdek, nie mając brytyjskich wtyczek. A wiadomo, że dla każdego młodziaka naładowany smartfon to podstawa.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2022 (81)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Starym traperskim sposobem wbiłem długopis w górny otwór gniazdka, trochę się natężyłem i wepchnąłem bolce od ładowarki w pozostałe otwory. – Zobacz – pokazałem – tak to się robi!

Młody się zachwycił, a zaraz potem pokazał mi, coś co przeoczyłem. Otóż obok klasycznego gniazdka znajdowało się miejsce na USB. Wcale nie trzeba było wbijać długopisów i siłować się z wtyczką. Wystarczyło kabelek od ładowarki włożyć do USB. Ale cóż – jakoś na to nie wpadłem. Chciałem się popisać, a zrobiłem z siebie zacofanego technicznie dziadersa.

Którym skądinąd nie jestem. Bo jeszcze nadążam. Ale prawda jest taka, że nadążam z coraz większym trudem. I zdarza mi się balansować nad przepaścią technologicznego wykluczenia. Przepaścią, w którą na moich oczach wpadło wiele osób, niewiele tylko starszych ode mnie. Kiedy z nimi obcuję, nie powtarzam sobie (jeszcze) memento mori, tylko „kurczę, ja też może niedługo sobie z czymś nie poradzę”. 

Znam starszą panią, która kartę do bankomatu trzyma w pancernej kasetce w domu, niczym biżuterię. I jeszcze nigdy jej nie użyła. Po pieniądze chodzi do banku. Moja mama ma aż dwie karty, ale sama z nich nie potrafi korzystać. Ze smartfonem idzie jej nieco lepiej, ale czasem bezwiednie wyrzuca co ważniejsze aplikacje, a potem się upiera, że „nic nie robiła”. I za nic nie jest w stanie pojąć, dlaczego nie może się zalogować do Wi-Fi, skoro ma internet w telefonie. Inna bliska mi kobieta, i wcale nie taka wiekowa, gubi się w nadmiarze loginów i haseł, którymi inkrustowane jest jej życie. Mogłaby korzystać z tego czy tamtego, ale nie wie, jak się zalogować. Czasem ją zresztą rozumiem, zwłaszcza gdy przychodzi mi zalogować się na swoim koncie Microsoft. Przyznam, że wolę od tego wizytę u dentysty.

Znam też bardzo wpływowego polityka, który ma poważne problemy z obsługiwaniem e-maila. Ma go ustawionego w swoim komputerze i wtedy wszystko hula. Ale za nic nie jest w stanie pojąć, że do swojej poczty może wejść także z innego komputera. I jest to dla niego mocno podejrzane. Woli się nie wgłębiać w to, jak to jest możliwe, tak jak inni ze strachu przed przegrzaniem zwojów starają się nie zgłębiać, co to właściwie znaczy, że wszechświat jest nieskończony.

W każdym razie niebawem nadejdzie taki dzień, że albo ja zwolnię, albo technika znowu przyspieszy i tym razem nie nadążę. I myślę, że to nie tylko mój problem. Zapewne całe stada dziarskich 50-latków podświadomie obawiają się tego momentu, kiedy odbiją się od ściany i coś, co powinno im ułatwić życie, doprowadzi ich do szału, bo nie będą w stanie tego rozgryźć. Internet pełen jest zdjęć ludzi rozwalających komputery oraz – zwłaszcza! – drukarki, które są wyjątkowo złośliwymi bydlętami. Każdy z nas może stać się bohaterem takiego filmiku.

Tak oto dochodzimy do zupełnie nowego argumentu za posiadaniem dzieci. Ich szczęśliwi posiadacze mogą liczyć na wsparcie techniczne. Ci, którzy się nie rozmnożyli albo skłócili z latoroślami, pewnie prędzej czy później będą musieli płacić za taki technologiczny help desk, który będzie ratował dziadersów przed wykluczeniem.

My Company Polska wydanie 6/2022 (81)

Więcej możesz przeczytać w 6/2022 (81) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ