Dopalacze rumuńskiej gospodarki

© Shutterstock
© Shutterstock 68
W zeszłym roku nastąpił w Rumunii znaczący zwrot, o którym niektórzy mówią jak o „ekonomicznym cudzie”, ale większość ekspertów zastanawia się, jakie będą jego dalsze konsekwencje. Czy najszybsza dziś w Europie gospodarka nie pogna na złamanie karku?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2017 (17)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W połowie listopada, trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi w Rumunii, które odbyły się 11 grudnia, zatrzymano pod zarzutem korupcji szefową tamtejszej centralnej komisji wyborczej Anę Marię Patru. Jest podejrzana o to, że w 2011 r. wzięła od pewnego biznesmena 50 tys. euro za załatwienie mu rozmowy z ówczesnym ministrem gospodarki, a wcześniej przyjęła 210 tys. euro od firmy informatycznej, której przyznała kontrakt na świadczenie usług dla komisji wyborczej. 

Dla Rumunów nie było to szokiem. Lista polityków aresztowanych lub odsuniętych od władzy z uwagi na oskarżenie o korupcję jest tam długa. Przed rokiem z urzędu premiera musiał zrezygnować Victor Ponta. Katalizatorem zmian był tragiczny w skutkach pożar w klubie nocnym w Bukareszcie, w którym śmierć poniosło kilkadziesiąt osób. 

Pontę zastąpił Dacian Cioloș, który przez kilka lat był komisarzem Unii Europejskiej ds. rolnictwa. Miał być premierem technicznym, zarządzać krajem do wyborów. Ale w ciągu roku dokonał znaczącego zwrotu w polityce gospodarczej. Jego efekty nie są jednoznaczne, podobnie zresztą jak prognozy na najbliższe lata. 

„Druga Polska”

W europejskich mediach Rumunię porównywano w ostatnich latach do Polski. Nie było to dla naszych południowych przyjaciół porównanie niepochlebne. Rumunii, podobnie jak Polsce, daleko do poziomu życia społeczeństw zachodnioeuropejskich, nie słynie z dobrze działających instytucji, ale na tle pogrążonych w stagnacji gospodarek zachodniej Europy – imponuje dynamizmem. Przyciąga zagraniczne inwestycje i unijne fundusze. Stara się zasłużyć na miano wiarygodnego sojusznika USA w regionie. 

Po socjalizmie odziedziczyła duży sektor przemysłowy i energetyczny, który został unowocześniony przez inwestorów zagranicznych. Przemysł motoryzacyjny wytwarza 300 tys. aut rocznie. Rozbudowany przemysł rafineryjny ma zdolności produkcyjne przekraczające możliwości rumuńskiej gospodarki. 

Od 2013 r. kraj ten utrzymuje tempo wzrostu gospodarczego wyraźnie przekraczające 3 proc. rocznie, plasując się w europejskiej czołówce. Według jesiennych prognoz Komisji Europejskiej w 2016 r. wzrost PKB Rumunii przekroczył 5 proc. i było  to zdecydowanie najwyższe tempo wzrostu w UE.  Irlandia, która w ostatnich latach była liderem, zanotowała wzrost nieco przekraczający 4 proc., a Polska prawdopodobnie nie osiągnęła 3 proc. 

Światowy kryzys finansowy był dla Rumunii znacznie większym szokiem niż dla nas, z uwagi na finansowanie jej gospodarki w latach 2004–2008 krótkoterminowym kapitałem zagranicznym. Wraz z wybuchem kryzysu strumień pieniędzy wysechł i Rumunia doświadczyła w 2009 r. spadku PKB o 7,1 proc. Gospodarka ruszyła dopiero w połowie 2012 r. Bezrobocie zaczęło maleć i w 2016 r. wyniosło ok. 6,5 proc. Poprawiała się też równowaga budżetowa. W 2015 r. deficyt fiskalny (liczony metodami UE) wyniósł -0,8 proc., a w 2016 r. – 2,8 proc. Inflacja nie jest problemem. W 2015 i 2016 r. średnie ceny dóbr konsumpcyjnych spadły. 

Od 2005 r. podatek dochodowy od osób fizycznych jest płaski i wynosi 16 proc. 

Atutem Rumunii, tak jak i Polski, była tania siła robocza oraz stosunkowo duży rynek wewnętrzny. Kraj ma 20 mln ludności. Przez kilka ostatnich lat wydajność pracy zwiększała się tu wyraźnie szybciej niż jej koszt – w 2015 r. realne wynagrodzenia poszły w górę zaledwie o 1,3 proc., mimo dość szybkiego wzrostu gospodarczego. 

Rumunia, tak jak Polska, jest wielkim beneficjentem funduszy unijnych. Wraz z Bułgarią dołączyła do UE 1 stycznia 2007 r. Od tego czasu napłynęło do niej 39 mld euro, a wkład Rumunii do budżetu Unii wyniósł 13 mld euro. W ciągu niespełna 10 lat od przystąpienia tego kraju do UE jego PKB wzrósł o ok. 60 proc., z 98 mld euro w 2006 r. do 158 mld euro w 2015 r. Podwoiła się w tym czasie liczba bezpośrednich inwestycji zagranicznych – ich wartość zwiększyła się z 34,5 mld euro w 2006 r. do 64,4 mld euro w 2015 r. Z budżetu UE finansuje się rozwój obszarów wiejskich i ochronę środowiska, budowę infrastruktury, tworzenie nowych miejsc pracy, ochronę granic zewnętrznych. 

Turbodoładowanie

Rząd Daciana Cioloșa, mający wsparcie socjaldemokratów, złagodził politykę fiskalną i tym samym pogorszył równowagę w sektorze finansów publicznych, którą wypracował poprzedni rząd. Od 26 marca 2016 r. stawki VAT zostały obniżone z 24 do 20 proc. Kolejna redukcja, o 1 pkt proc., nastąpiła 1 stycznia 2017 r. W ten sposób stawki VAT wróciły do poziomu sprzed 2010 r., gdy zostały podniesione w reakcji na rosnącą dziurę w budżecie. Zostaną zniesione też dwa kolejne podatki: „pogłówne” oraz specjalna opłata obciążająca ceny paliw. 

Obniżka VAT-u spowodowała spadek cen, co przełożyło się na wzrost sprzedaży. Rumuński parlament zaczął też w ciągu minionego roku upraszczać przepisy podatkowe. Podatek dla mikroprzedsiębiorstw został obniżony do zaledwie 3 proc. Jeśli jednak przedsiębiorca zatrudni pracownika, to zapłaci 2 proc., a gdy zatrudni dwóch – 1 proc. Zmniejszono do 5 proc. podatek od dywidend. 

W listopadzie rumuńska Izba Deputowanych jednogłośnie przegłosowała likwidację 102 rozmaitych drobnych danin i opłat administracyjnych (np. podatek od psów). Zlikwidowano także abonament radiowo-telewizyjny. Projekt ustawy złożył 10 października lider PSD Liviu Dragnea, zwycięzca grudniowych wyborów parlamentarnych, który tłumaczył, że zlikwidowane podatki oznaczały stracony czas i pieniądze Rumunów. Pragnie on, aby więcej obywateli znalazło się w klasie średniej i dlatego trzeba wyeliminować biurokrację. Popierają go w tym wszystkie partie obecne w rumuńskim parlamencie. 

Obniżki podatków pobudzają wzrost gospodarczy na dwa sposoby. Po pierwsze – pozostawia się więcej pieniędzy przedsiębiorstwom, które mogą je inwestować, a tym samym zwiększać swoje moce wytwórcze. Mówimy wówczas o pobudzeniu strony podażowej gospodarki. Po drugie – stanowią impuls popytowy: zwiększają siłę nabywczą konsumentów. Na krótką metę to rozróżnienie nie jest istotne, ale na dłuższą ma zasadnicze znaczenie. Obniżki podatków w Rumunii pobudziły konsumpcję, która stała się najważniejszym motorem wzrostu. Polityka rządu Cioloșa włączyła w gospodarce turbodoładowanie, zwiększając jednak jednocześnie ryzyko wzrostu nierównowagi. 

Wzrost konsumpcji

Rząd podwyższył najniższe wynagrodzenia z 1050 lei do 1250 lei, czyli aż o 19 proc. 1 leja rumuńska (RON) warta jest ok. 1 zł. 

W Rumunii odsetek osób pobierających minimalne wynagrodzenie jest wyższy niż w innych krajach regionu (podobnie jak rozmiary szarej strefy), zaś sama płaca idzie w górę szybciej niż produktywność pracowników. W efekcie wzrost kosztów pracy wyprzedził w 2016 r. wzrost produkcji. Podwyżka płacy minimalnej zapewne spowoduje rozszerzenie się szarej strefy i osłabienie pozycji kraju w oczach zagranicznych inwestorów, bez których modernizacja Rumunii będzie bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. 

W minionym roku realne płace wzrosły tam o 7,9 proc., a w 2017 r. powinny, według prognoz, zwiększyć się o 5,8 proc. Realna konsumpcja prywatna wzrosła w 2016 r. o 9 proc., a w 2017 r. zwiększy się o 5,2 proc. To najważniejszy silnik wzrostu gospodarczego. Ale na tym silniku nie da się długo jechać. Już teraz wzrost gospodarczy jest wyższy od wzrostu potencjalnego, co oznacza, że w przyszłym roku pojawi się inflacja. Pojawią się też – co zrozumiałe – kłopoty z utrzymaniem równowagi finansów publicznych. Niepokojący jest też fakt, że powiększa się deficyt w wymianie z zagranicą. Kiedy światowy kryzys wstrzymał strumień zagranicznego kapitału, Rumunia musiała w szybkim tempie równoważyć gospodarkę, czego skutkiem była recesja. W 2014 r. osiągnęła równowagę w wymianie z zagranicą. W 2016 r. ponownie pojawił się deficyt, który w najbliższych latach będzie rósł. 

Poprzedni rząd nie zdążył przed wyborami przesłać do parlamentu projektu ustawy, nad którą pracował, o jednolitych wynagrodzeniach w sektorze publicznym. Jeśli nowy rząd utworzą socjaldemokraci, prawdopodobnie projekt będą kontynuować. Jego koszt dla budżetu wyniósłby do 2022 r. 19,5 mld lei, a średnia pensja w sektorze publicznym wzrosłaby z obecnych 2,8 tys. lei do 4 tys. w 2021 r. 

Niepokój Komisji Europejskiej

Na początku grudnia premier Dacian Cioloș przedstawił założenia budżetu na 2017 r. Budżet ma być przyjęty dopiero po wyborach, gdy powstanie nowy rząd. Cioloș zapowiedział, że wzrost gospodarczy osiągnie ponad 4 proc., zaś deficyt nie przekroczy 3 proc. PKB. W projekcie budżetu nie uwzględniono skutków ustaw, które parlament w ostatnich miesiącach uchwalił, ale które nie weszły jeszcze w życie, ustaw, nad którymi pracuje, oraz tych, do których zastrzeżenie ma Trybunał Obrachunkowy monitorujący zgodność z przepisami prawa gospodarczego, finansów państwa i podatków. Chodzi między innymi o podwyżki dla pracowników sfery publicznej, znaczące podwyżki emerytur oraz obniżenie o 5 pkt proc. składki na ubezpieczenie społeczne. Ale utrzymana zostanie redukcja VAT oraz likwidacja dwóch mniej znaczących podatków, co spowoduje spadek dochodów budżetu o 7 mld lei. 

Zdaniem niemal wszystkich międzynarodowych instytucji finansowych Rumunii nie uda się utrzymać tempa wzrostu powyżej 4 proc., zaś deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie do ponad 3 proc. 

Rumunia ma wśród krajów Unii Europejskiej najniższy po Irlandii udział dochodów sektora publicznego w relacji do PKB. W 2015 r. wyniósł 34,9 proc., a w 2016 r. spadł do 31,6 proc. W Polsce, która również uchodzi za kraj niskich podatków, relacja dochodów publicznych do PKB wyniosła w 2016 r. 39,1 proc., a średnia w Unii Europejskiej to 44,9 proc. 

Niskie podatki sprzyjają dynamice gospodarczej, pod warunkiem, że na odpowiednio niskim poziomie utrzymane są też wydatki. Jeśli chodzi o Rumunię, Komisja Europejska ma co do tego wątpliwości. Również według jej prognoz deficyt finansów publicznych przekroczy tam 3 proc. 

Wiele zależeć będzie od polityki nowego rządu. Jeśli zrezygnuje z kolejnych pomysłów uderzających w stabilność finansów państwa, gospodarka rumuńska nieco zwolni, ale odzyska równowagę. Jeśli pojawi się chęć ucieczki do przodu – jeszcze większa stymulacja wzrostu gospodarczego poprzez ekspansję budżetową, może się to skończyć kolejnym kryzysem. 

Obecnie agencje ratingowe dają Rumunii notę Baa3/BBB-, czyli zaledwie jeden poziom powyżej „ratingu śmieciowego”, który kraj ten posiadał w latach 2008–2011. Obniżka ratingu będzie dla jej rządu poważnym ostrzeżeniem. 

My Company Polska wydanie 2/2017 (17)

Więcej możesz przeczytać w 2/2017 (17) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ