"The Office" najchętniej oglądanym serialem. "To idealny serial na czas pandemii"

The Office serial
The Office to jeden z najsłynniejszych seriali w historii telewizja. Pracownicy firmy papierniczej Dunder Mifflin podbili serca widzów na całym świecie, a Steve Carrell stworzył najlepszą kreację w swojej karierze
Z danych Nielsena wynika, że "The Office" - kultowy już serial ze Stevem Carellem w roli głównej - był w minionym roku najchętniej oglądanym serialem przez Amerykanów. - Seria zawsze balansowała na granicy akceptowalnych dowcipów, z czego może wynikać jej nagła popularność, bo współcześnie kręcone seriale rzadko przekraczają jakiekolwiek granice - uważa Nikodem Pankowiak, redaktor serwisu Serialowa.pl.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

UWAGA! Tekst może zawierać śladowe ilości spoilerów

Mocument "The Office" oglądano w serwisach streamingowych łącznie przez ponad 57 mld minut - to zdecydowany rekord, jeśli chodzi o zeszły rok. Trzeba nadmienić, że z pomiaru Nielsena były wyłączone platformy HBO Max oraz Apple TV, w dodatku mierzono jedynie streamy na odbiornikach telewizyjnych, ale biorąc pod uwagę przewagę, jaką w zestawieniu uzyskał serial ze Stevem Carellem, trudno spodziewać się, że przy rozszerzeniu pomiarów wynik byłby inny.

Zauważalnym trendem jest z pewnością większa popularność seriali licencjonowanych nad oryginalnymi produkcjami platform. W czołowej piątce znalazła się tylko jedna seria Netliksa - "Ozark".

TOP 10 - seriale licencjonowane w streamingu

1. Biuro (57,1 mld)
2. Chirurdzy (39,4 mld)
3. Zabójcze umysły (35,4 mld)
4. NCIS (28,1 mld)
5. Schitt’s Creek (23,8 mld)
6. Supernatural (20,3 mld)
7. Shameless (18,2 mld)
8. Jess i chłopaki (14,6 mld)
9. Czarna lista (14,5 mld)
10. Pamiętniki wampirów (14,1 mld)

TOP 10 - seriale oryginalne platform streamingowych

1. Ozark (30,5 mld minut)
2. Lucyfer (18,97 mld)
3. The Crown (16,3 mld)
4. Król tygrysów (15,6 mld)
5. The Mandalorian (14,5 mld)
6. The Umbrella Academy (13,5 mld)
7. The Great British Baking Show (13,3 mld)
8. Dzieciak rządzi: Znowu w grze (12,6 mld)
9. Longmire (11,4 mld)
10. You (10,97 mld)

"The Office" wyprzedziło swoje czasy, jeśli chodzi o cringe'owy humor"

O fenomenie serialu "The Office" rozmawiamy z Nikodemem Pankowiakiem, redaktorem serwisu Serialowa.pl.

Z danych Nielsena wynika, że „The Office” to najchętniej oglądany w streamingu serial w minionym roku. Mało tego – wygrał ze znaczą przewagą. Skąd wciąż tak duża popularność tej serii?

Ta popularność znacznie urosła od momentu premiery. Kiedy „The Office” emitowano na NBC, to serial miał swoich wiernych fanów, ale oglądalność nigdy nie była szczególnie wysoka – zwłaszcza ostatnich dwóch sezonów po odejściu Steve'a Carella. Netflix („The Office” było dostępne w USA na Netfliksie, teraz prawa do serialu przejęła platforma Peacock – red.) zdecydowanie dał drugie życie temu serialowi, co zaskoczyło nawet samych twórców, bo kiedy Greg Daniels – producent „The Office” - wypowiadał się na temat umowy z Netfliksem, to dał do zrozumienia, że nikt do końca nie zdawał sobie sprawy, jaki skarb trzymają w rękach. „The Office” to serial idealny na czas pandemii.

Dlaczego?

Jest stworzony do binge'owania – odcinki nie są długie. Ale przede wszystkim to świetna komedia. „The Office” wyprzedziło swoje czasy, jeśli chodzi o cringe'owy humor, którego w serialu jest bardzo dużo.

Wielu widzów uważa, że współcześnie ten serial nie mógłby powstać, bo wiele żartów uznano by za zbyt kontrowersyjne.

Nawet Steve Carell wyraził taką opinię. W jednym z odcinków Michael (główny bohater – red.) - podczas roastu – zwraca się do homoseksualnego pracownika: „Oscar, jesteś gejem. Boom, roasted!”. Dziś taki żart mógłby doprowadzić nawet do kasacji serialu. „The Office” balansowało na granicy akceptowalnych dowcipów i z tego też może wynikać jego nagła popularność – bo współcześnie kręcone seriale rzadko przekraczają jakiekolwiek granice.

No właśnie co jakiś czas słyszymy o kłótniach wokół dawnych produkcji – że są niepoprawne politycznie, że utrwalają krzywdzące stereotypy. Niektóre są nawet cenzurowane. Zamieszanie wokół „The Office” to tylko kwestia czasu?

Niedawno w mediach społecznościowych toczyła się duża dyskusja na temat „Przyjaciół” - krytycy zarzucali serialowi, że wyśmiewa osoby otyłe czy osoby LGBT. Nie do końca się pod tym podpisuję, choć wiele żartów rzeczywiście źle się zestarzało. Myślę, że „The Office” mimo wszystko uniknie takich kontrowersji, bo to jest trochę inny rodzaj humoru. Kiedy Michael rzuca niestosowną uwagą, to my śmiejemy się przede wszystkim z jego braku ogłady czy świadomości, gdzie leżą granice.

W Polsce to serial wciąż relatywnie mało znany, mimo że swego czasu pokazywało go Comedy Central, a obecnie jest dostępny w usłudze Amazon Prime.

Amazon Prime rzeczywiście jest u nas dostępny, ale w żaden sposób się nie promuje, nie oferuje tylu ciekawych nowości. Siłą rzeczy znacznie rzadziej się z niego korzysta, niż z Netfliksa. Z drugiej strony, nie wydaje mi się, że „The Office” kiedykolwiek stanie się w Polsce tak popularne jak w Stanach Zjednoczonych. Chodzi o specyfikę pracy biurowej, która jednak w Stanach jest trochę inna, więc do Amerykanów ten serial dociera bardziej.

Co jakiś czas wraca temat wznowienia „The Office”. Myślisz, że to realne?

Peacock posiada wiele dodatkowych materiałów związanych z serialem. Sceny w „The Office” często były wymyślane na bieżąco, więc oczywiście nie wszystko łapało się do serii, pokazywanie takich materiałów teraz na pewno może wzmacniać zainteresowanie serialem. Ale reboot raczej nie miałby sensu. Ewentualnemu nowemu sezonowi „The Office” groziłoby, że straci ten pazur, który serial miał kilkanaście lat temu. Natomiast chętnie obejrzałbym jakiś odcinek specjalny – John Krasinski (odtwórca roli Jima – red.) sugerował kiedyś, że fajną opcją byłby odcinek świąteczny.

Z danych Nielsena wynika, że dużo chętniej oglądamy seriale licencjonowane niż oryginalne produkcje platform streamingowych. Rozumiem, że lubimy piosenki, które znamy, ale czy ta dysproporcja się kiedyś zatrze?

Nie wydaje mi się. Zobacz na co stawia Disney – będzie produkował masę nowych seriali, ale w rozpoznawalnych uniwersach tj. „Gwiezdne wojny” czy Marvel. Netflix potrzebuje wyprodukować kilka seriali, żeby jeden z nich stał się hitem, poza tym te serie tak naprawdę żyją bardzo krótko. Przykład? „Gambit królowej”, na który był wielki szał, ale kiedy już wszyscy go obejrzeli - co większości osób zajęło pewnie weekend - to zaraz o nim zapomną. Do seriali platform streamingowych nie przywiązujemy się tak bardzo także dlatego, że seriale licencjonowane – kręcone dawniej – mają dużo więcej odcinków, mamy znacznie więcej czasu, by się do nich przywiązać. Tak więc nowym produkcjom będzie naprawdę trudno, by dobić do statusu kultowych. Moim zdaniem to się nie wydarzy, ale też nie wiem, czy np. takiemu Netfliksowi, produkującemu seriale hurtowo, zależy na tym, żeby ludzie wracali do danej produkcji nawet po 10 latach.

ZOBACZ RÓWNIEŻ