Zarabianie na wzroście inflacji lub samej jego groźbie
Jak zarobić na inflacji? fot. Adobe StockIle może zarobić inwestor z Polski na wzroście rentowności amerykańskich obligacji 30-letnich z 1,3 proc. do 2,3 proc., czyli o 1 pkt proc.? Za sprawą certyfikatów turbo na spadek cen tych obligacji notowanych na warszawskiej giełdzie całkiem sporo – opisana zmiana przyniosła zmianę wyceny tych certyfikatów o… 262 proc. Na przestrzeni lutego wycena certyfikatów na 10-letnie obligacje niemieckiego rządu wzrosła z 16 zł do 35 zł (w tym czasie rentowność samych obligacji wzrosła z minus 0,47 proc. do minus 0,22 proc.). Oto zyski z rynku obligacji, które mogą skusić inwestorów o najbardziej spekulacyjnym zacięciu. Warto przyjrzeć się temu mechanizmowi, choćby dlatego, że dla posiadaczy obligacji i funduszy w nie inwestujących wzrost rentowności oznacza straty i to bynajmniej nie kosmetyczne.
Lekcja historii i pakiet Bidena
Aby zrozumieć, co dokładnie dzieje się z cenami obligacji musimy cofnąć się o kilka dekad. W 1970 r. zadłużenie USA w relacji do PKB sięgało 35 proc., we wrześniu 2020 r. (we wrześniu kończy się w USA rok budżetowy) było to 127 proc., a na koniec września 2021 r. ma to być 140 proc. PKB. Oznacza to 4-krotny wzrost zadłużenia w relacji do PKB w ciągu 50 lat. USA mogły sobie na to pozwolić, bo w tym czasie koszty obsługi zadłużenia regularnie stawały się coraz niższe. W 1980 r. za 30-letnie obligacje rząd musiał płacić inwestorom 15 proc., ale w kolejnych latach ich rentowność spadała. Początkowo dzięki stłumieniu inflacji, a w minionej dekadzie także za sprawą bezprecedensowych działań banku centralnego polegających na utrzymywaniu realnie ujemnych stóp procentowych (stopy procentowe były i są niższe niż inflacja) i skupie obligacji skarbowych z rynku. W ubiegłym roku rentowność 30-letnich obligacji spadła poniżej 1 proc.
Spadająca rentowność obligacji oznacza wzrost ich cen na giełdzie. Im wyższa jest cena obligacji, tym mniej daje zarobić jej nabywcy. Mechanizm może być początkowo trudny do zrozumienia, ale oznacza m.in., że posiadacze obligacji kupionych wcześniej (po niższych cenach i z wyższą rentownością) zarabiają nie tylko na odsetkach, ale także na zmianie notowań obligacji. To właśnie dzięki temu mechanizmowi fundusze dłużne w ostatnich latach przynosiły systematycznie dodatnie stopy zwrotu przewyższające nie tylko oprocentowanie lokat i samych obligacji, ale także i wysokość inflacji. To naturalnie przyciągało kapitał „wypłoszony” z banków niskim oprocentowaniem lokat, kolejni chętni kupowali więc obligacje coraz drożej, przyczyniając się do dalszego spadku rentowności (wzrostu cen) i umożliwiając rządom zaciąganie coraz tańszych pożyczek na rynkach i pompować dług publiczny. Łatwiej teraz zrozumieć, dlaczego część analityków twierdzi, że na rynku długu rozwinęła się potężna bańka. Według niektórych szacunków do funduszy ETF inwestujących w dług rządu USA w ostatnich trzech latach napłynął 1 bln dol.
Napływ kapitału i spadek rentowności ma jeszcze jeden skutek – mimo że dług USA wzrósł 4-krotnie na przestrzeni pięciu dekad, koszt obsługi zadłużenia pozostał niemal taki sam i oscyluje wokół 1,5 proc. PKB, co upewnia polityków w tym, że naprawdę mogą podnosić skalę zadłużenia bez końca.
Ostatnie miesiące, a zwłaszcza wyprzedaż obligacji w lutym, przyniosły ostrzeżenie. Jeśli równowaga na rynku zostanie zaburzona, konsekwencje mogą być trudne...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 4/2021 (67) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.