Jedziesz na narty – ubezpiecz się
© Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2016 (14)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Na początek dobra wiadomość. Wypadków na nartach czy desce jest, statystycznie rzecz biorąc, mniej niż drogowych. A śmiertelne należą naprawdę do rzadkości. Austriacka policja alpejska, która skrupulatnie analizuje te sprawy i – w ramach prewencji – publikuje doroczne raporty, podała, że w ostatnim sezonie zimowym, czyli od 1 listopada 2015 r. do 28 marca 2016 r., w związku z rekreacyjnym uprawianiem sportów zimowych, na terenach narciarskich doszło w Austrii do 4245 wypadków. W tym na przygotowanych trasach do 3312. Śmierć poniosły w sumie 102 osoby, z czego na trasach – 29. Najwyższy odsetek wypadków (we wszystkich kategoriach) odnotowano w Tyrolu. Nic dziwnego, skoro to najczęściej odwiedzany przez miłośników białego szaleństwa kraj alpejski. Gości stacji narciarskich liczy się tam w milionach. Polacy stanowią wśród nich jedną z najliczniejszych nacji, przy czym ok. 60 proc. naszych rodaków jeździ właśnie w Tyrolu.
Ryzyka i rozszerzenia
O ile dane z terenów alpejskich wskazują, że wypadków jest z roku na rok mniej, o tyle na stokach w Polsce dzieje się na razie odwrotnie, choć przyczyn tego zjawiska należy upatrywać przede wszystkim w znaczącym nasileniu zainteresowania ofertą krajową. Na niezbyt rozległych, rodzimych terenach narciarskich objawia się to mającym przykre konsekwencje tłokiem. Tylko TOPR, a więc na trasach tatrzańskich i na Gubałówce, interweniuje zimą ok. 2 tys. razy!
Być może dlatego, że w mediach mówi się o tym najwięcej, panuje przekonanie, że przyczyną wypadków narciarskich, zwłaszcza śmiertelnych, są głównie lawiny i zderzenia na trasach. Otóż nie! Jak wynika ze wspomnianego austriackiego raportu, przyczyną 48 proc. wypadków śmiertelnych były zaburzenia krążenia, a 28 proc. to efekt upadku. Zderzenia z inną osobą lub przeszkodą zajmują ostatnie miejsca na liście. A „śmierć w lawinie” to zaledwie promil takich nieszczęśliwych zdarzeń. Na przygotowanych trasach niebezpieczeństwo zejścia lawiny jest minimalizowane przez gospodarzy terenu, zaś uprawiający freeride lub skitouring, o ile mają olej w głowie, w razie takiego zagrożenia w góry się nie zapuszczają.
Statystyka przyczyn wszelkich wypadków na stokach, nie tylko śmiertelnych, wygląda podobnie. Co do ich skutków, to na nartach najczęściej odnosimy poważne kontuzje kolan i głowy (pomimo kasków), a na desce – nadgarstków i barków. Przy zderzeniach zaś najechany odnosi zawsze większe obrażenia niż najeżdżający.
Nawet jeśli generalnie ogromna większość z nas zaliczy udany wyjazd, z ubezpieczenia lepiej nie rezygnować. Co bowiem, jeśli doznamy kontuzji i będzie potrzebna pomoc, do której służby ratownicze użyją specjalistycznego sprzętu, a w skrajnych przypadkach śmigłowca? Albo gdy pobyt w szpitalu okaże się konieczny lub trzeba będzie odstawić nas do kraju np. lotniczym ambulansem w asyście medycznej? Wtedy okaże się, że urlop – nie dość, że nieudany – kosztował fortunę.
Jak czytamy na stronie www.rf.gov.pl, na polskim rynku ubezpieczeń oferty są bardzo zróżnicowane. Niektóre z polis ograniczają zakres udzielanej ochrony do podstawowych zagrożeń (czyli, jak się je fachowo określa, ryzyk). Inne są z kolei rozszerzone o dodatkowe i wariantowe możliwości ubezpieczenia się od poszczególnych zdarzeń. Oferty dla aktywnie wypoczywających są zazwyczaj pakietowe i obejmują różne ubezpieczenia powiązane z uprawianiem sportów i zimowym wypoczynkiem. Ich wersje standardowe nie zawierają rozszerzeń przeznaczonych dla osób uprawiających zimowe dyscypliny, zwłaszcza na ekstremalnym poziomie. Chociaż umowy są długie, pełne niuansów i zagmatwane, trzeba się z nimi dokładnie zapoznać.
Najlepsze ubezpieczenie
Marta Joël, starszy specjalista ds. ubezpieczeń turystycznych w Signal Iduna Polska TU SA, mówi wprost, że na zimowy wyjazd należy wykupić polisę z rozszerzeniem o amatorskie uprawianie sportów zimowych. – Najważniejszym jej składnikiem jest wysokość sumy ubezpieczenia kosztów leczenia, w których zazwyczaj zawiera się również podlimit na sumę ubezpieczenia kosztów ratownictwa (w tym akcji z użyciem śmigłowca), ale również usługi assistance – tłumaczy i dodaje: – Kolejny składnik podstawy polisy to ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków, zapewniające odszkodowanie w przypadku doznania trwałego uszczerbku na zdrowiu.
Według Joël świadomy narciarz zdecyduje się na polisę zawierającą również ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej w życiu prywatnym, obejmujące go także podczas jazdy na nartach.
Ogólnie rzecz biorąc, to my musimy sobie wyobrazić, przed czym będziemy potrzebować ubezpieczeniowej ochrony, aby wykupić polisę skonstruowaną przez specjalistę w sposób adekwatny do naszych oczekiwań. Zwłaszcza w kontekście wspomnianych rozszerzeń i dodatkowych ryzyk, o ile szykujemy się na coś więcej niż rekreacyjna jazda po przygotowanych trasach.
Dotyczy to również sytuacji, gdy wyjeżdżamy z biurem podróży. Organizator wypoczynku ma obowiązek ubezpieczyć uczestników, ale znowu – to my, klienci, powinniśmy sprawdzić, czy polisa biura zawiera elementy, na jakich nam zależy, a także jakie są wysokości kwot, na które w razie czego możemy liczyć. Jeśli warunki nas nie satysfakcjonują, trzeba będzie dokupić indywidualny pakiet. Może to dotyczyć tylko wysokości gwarantowanych kwot, więc sprawdźmy je w pierwszej kolejności.
Buchalteria „przed”, przytomność umysłu „po”
Przed urlopem warto się także zorientować, czym już dysponujemy, aby w przypadku ewentualnej dodatkowej polisy zadbać w pierwszym rzędzie o te elementy, których nam brakuje.
Jeśli zamierzamy jeździć jedynie po przygotowanych trasach i konsekwentnie się tego trzymać, pamiętajmy, że w większości karnetów narciarskich jest już zawarte ubezpieczenie, które obejmuje pomoc służb ratowniczych. Jednak kończy się ono w momencie dostarczenia rannego do punktu pomocy medycznej. Ewentualnych zabiegów, transportu do szpitala, leczenia itd. już nie obejmuje.
Ubezpieczenia związane z podróżą i różne elementy pakietowych polis oferowane są też często posiadaczom kart kredytowych. Na szczególnie atrakcyjnym poziomie w przypadku złotych kart (VIP-owskich itp). Może się zatem okazać, że większość z tego, co chcielibyśmy ubezpieczyć, mamy już w ramach karty.
Wyjeżdżając do krajów Unii Europejskiej, zabierzmy też EKUZ – europejską kartę ubezpieczenia zdrowotnego, która stanowi podstawę refundacji kosztów leczenia. W przypadku pospolitych dolegliwości będziemy mogli udać się do odpowiednika polskiej przychodni.
A jeśli już dojdzie do wypadku, pamiętajmy o zaleceniu Marty Joël z Signal Iduna, by, jeżeli będziemy musieli skorzystać z pomocy medycznej w ramach polisy, skontaktować się z centralą alarmową ubezpieczyciela. To jej konsultanci i lekarze będą koordynować i organizować pomoc, a także potwierdzać z placówką medyczną zakres leczenia.
Żeby mieć pewność, że niczemu w procedurze nie uchybimy, należy stosować się do poleceń centrali. Nie zapomnijmy też zabrać z placówki medycznej, do której trafiliśmy, całej dokumentacji leczenia, wyników badań, protokołu powypadkowego, jeśli był sporządzony, i wszelkich związanych z całą tą sytuacją rachunków.
Figa z makiem
Firmy ubezpieczeniowe, zanim wypłacą poszkodowanemu pieniądze, bardzo wnikliwie sprawdzą, czy po jego stronie wszystko było jak należy.
Na stronie www.rf.gov.pl zamieszczona jest lista zatytułowana „Wyłączenia ochrony ubezpieczeniowej”. Chodzi o przypadki, w których zakład ubezpieczeń nie „uruchomi polisy”, czyli niczego nam nie wypłaci. Wykupując ją, musimy o wyłączeniach pamiętać i respektować związane z nimi zasady, opisane w umowie.
Na czele listy wyłączeń są sytuacje, w których poszkodowany był pod wpływem alkoholu, narkotyków lub innych środków odurzających. Kolejną pozycję zajmują działania wbrew miejscowemu prawu i zakazom władz lokalnych. Jeżeli wjedziemy np. na teren zamknięty, ignorując tablice ostrzegawcze, i przedostaniemy się na obszar narażony na lawiny, z otwartymi szczelinami lodowcowymi czy po prostu z wystającymi spod śniegu kamieniami i ulegniemy wypadkowi – nie dostaniemy nic. Zasada ta dotyczy także jazdy poza wyznaczonymi trasami. Jeśli więc chcemy uprawiać freeride, musimy wykupić rozszerzoną o takie „ryzyko” polisę. W standardowej tej opcji nie ma.
Rażące niedbalstwo lub szkody wyrządzone umyślnie przez ubezpieczonego oraz transport w warunkach niezapewniających bezpieczeństwa – to bardzo szeroka formuła. Zmusza nas do przemyślenia kwestii doboru i serwisowania sprzętu, używania kasku itd., a także korzystania z pomocy wyspecjalizowanych służb, a nie np. życzliwego gospodarza, który pomoże nam w transporcie, nie mając ku temu stosownych środków.
Nie dostaniemy też pieniędzy, jeśli okaże się, że nasze dolegliwości były konsekwencją chorób przewlekłych, operacji plastycznej, ciąży czy zabiegów protetyka, a ubezpieczenia od ich następstw nie mieliśmy w polisie. I na koniec – choć to uwaga raczej do poszukiwaczy szczególnie mocnych wrażeń – jeżeli zapragniecie zimowego wypoczynku na terenach zagrożonych działaniami wojennymi, polećcie duszę i ciało niebiosom, zamiast zawracać sobie głowę odpowiednimi polisami, bo takich po prostu dla was nie będzie.
Pakiet w polisie
Pakietowe ubezpieczenia związane z zimowym wypoczynkiem składają się dziś najczęściej z ubezpieczeń NNW (od następstw nieszczęśliwych wypadków), KLZ (od kosztów leczenia za granicą), assistance (różnorodnych czynności pomocowych na rzecz poszkodowanego i jego bliskich), a także z ubezpieczenia od kosztów akcji poszukiwawczej i ratowniczej (w tym z użyciem specjalistycznego sprzętu) oraz OC (od odpowiedzialności cywilnej). Coraz częściej pakiety obejmują również ubezpieczenie sprzętu i bagażu, a także – co przydaje się przy losowych wydarzeniach, zmuszających nas do zmiany planów – od kosztów rezygnacji z wyjazdu w ostatniej chwili lub wcześniejszego powrotu.
Profity z członkostwa w Alpenverein
Stając się członkiem wiedeńskiego oddziału Alpenverein (składka roczna wynosi ok. 50 euro), mamy wśród wielu różnych przywilejów zagwarantowane także ubezpieczenie związane z konsekwencjami wypadków w górach, włącznie z kosztami akcji ratunkowej. Obejmuje ono także okres dojazdu w góry i powrotu do domu.
Więcej możesz przeczytać w 11/2016 (14) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.