Polski startup ułatwia naukę i rusza w Europę. "Przygotowujemy dzieciaki na przyszłość" [WYWIAD]
Dorota Ossowska i Joanna Ossowska-RodziewiczSmarteBee Club - jak mówią o nim twórcy - to świat domowych eksperymentów. - Tłumaczymy zjawiska, z którymi dzieci spotykają się na codzień. Ale nie na zasadzie podsuwania regułek czy wkuwania definicji. Dziecko wykonuje eksperyment oraz dowiaduje się, jaki ma on wpływ na otaczający je świat - mówi Joanna Ossowska-Rodziewicz, CEO SmartBee Club.
Usługa działa w modelu subskrypcyjnym, użytkownicy regularnie otrzymują boxy z eksperymentami przede wszystkim z dziedzin science and technology. Od jakiegoś czasu startup oferuje również m.in. tzw. Party Box przeznaczone na dziecięce imprezy oraz Smart Camp, czyli warsztaty naukowe w trybie online.
Więcej o inicjatywie piszemy TUTAJ.
Z Joanną Ossowską-Rodziewicz i Dorotą Ossowską rozmawiamy o dalszych planach SmartBee Club oraz nauczaniu najmłodszych podczas pandemii.
Dużo się zmieniło od naszej ostatniej rozmowy.
Joanna Ossowska-Rodziewicz: To prawda, otwieramy się właśnie na rynki zagraniczne. W pierwszej kolejności wybieramy się do krajów, gdzie dzieci rozmawiają w języku angielskim: Wielka Brytania, Skandynawia, Holandia oraz południe Hiszpanii, bo tam jest dużo ekspatów z Polski. Wysłaliśmy już produkty na te konkretne rynki, informacje zwrotne są bardzo pozytywne. Testujemy rozwiązania nie tylko dla klienta indywidualnego, ale również dla szkół.
To jakaś nowość?
J: Jakiś czas temu rozszerzyliśmy działalność o produkty dla sektora szkolnego. To zestawy wieloosobowe, dopasowane do programów nauczania. Mamy nadzieję, że ta propozycja sprawdzi się również na rynkach zagranicznych. W 2019 roku europejski rynek zabawek był wart ok. 1,6 mld dol. W 2025 przekroczy wartość 2,4 mld dol. To duży wzrost, ekspansja na europejskie rynki jest dla nas ogromną szansą. Jesteśmy po wstępnym etapie seedowym, do tej pory finansowaliśmy się ze środków własnych.
Przeskalowanie biznesu było dużym wyzwaniem? Naukę chyba trzeba osadzać w konkretnym kontekście kulturowym, inaczej uczą się dzieci w Polsce, a inaczej w Holandii.
Dorota Ossowska: Nauka jest wszędzie taka sama – zasady fizyczne nie zmieniają się w zależności od kraju. Staramy się przedstawiać tematy z różnych stron, tak, żeby zagadnienie było omówione kompleksowo.
J: Proszę pamiętać, że nasze rozwiązania kierujemy do najmłodszych uczniów, którzy nabywają raczej ogólną wiedzę – w Polsce np. na lekcjach przyrody. Od początku chciałyśmy zmienić sposób edukacji. Ten system nie zmienił się za wiele od czasu rewolucji przemysłowej. Na przełomie XVIII i XIX w. powstała definicja szkoły, jaką znamy w zasadzie z czasów współczesnych. Tymczasem musimy pamiętać, że rzeczywistość się zmieniła. Pożądane obecnie kompetencje są związane z kreatywnością i myśleniem analitycznym. My te kompetencje wplatamy w proponowany program nauczania. Chcemy zainteresować dzieci poprzez aktywne poznawanie świata. Rozszerzona rzeczywistość, którą stosujemy, powoduje lepsze przyswajanie wiedzy. Udowodniono naukowo, że bogate sensoryczne doznanie podczas nauczania znacznie przyspiesza zapamiętywanie informacji.
Inna sprawa, że zdaniem wielu przedsiębiorców sukcesy bez zastosowania nowych technologii – takich jak rozszerzona rzeczywistość – byłyby obecnie niemożliwe.
J: Klienci tego oczekują. Firmy, żeby nadążać za potrzebami, muszą wziąć pod uwagę aspekt technologiczny.
D: Dziecko musi mieć możliwość korzystania ze źródeł, które w danej chwili są mu potrzebne. My jeszcze wertowaliśmy encyklopedie, posiadaliśmy tony książek. Świat się zmienia, dzieciaki korzystają przede wszystkim z Internetu, ze smartfonów. Trzeba umieć dostosować się do realiów rynku.
J: Obecnie może pan wstukać datę w wyszukiwarkę i otrzymać informacje o tym, co się wówczas wydarzyło. Metoda oparta o zapamiętywanie definicji i dat jest archaiczna. Edukacja ukierunkowana na doświadczenie i zrozumienie procesów jest kluczowym elementem współczesnej nauki. Przygotowujemy dzieciaki na przyszłość.
Rozszerzona rzeczywistość to jedno, ale informowałyście też wcześniej o wprowadzeniu wirtualnej rzeczywistości. Na jakim etapie są te plany?
J: Przygotowaliśmy już „prototyp” wirtualnej lekcji historii. Użytkownik może wejść do starożytnego Rzymu, zobaczyć budynki, zaznajomić się z architekturą. To wczesny etap. Z całą pewnością VR jest przyszłością edukacji. Na razie – przede wszystkim z biznesowego punktu widzenia – skupialiśmy się na rozwoju AR.
A co z zagrożeniami? Nowe technologie przynoszą ich wiele.
D: Trzeba brać pod uwagę to, ile czasu dziecko spędza z smartfonem czy tabletem. Rola rodzica jest kluczowa.
J: Wiele osób bije na alarm, że przez naukę zdalną dzieciaki doświadczają ogromnej izolacji. Ja – powiem szczerze – nie widzę tego zagrożenia. Nasze pokolenie jest przyzwyczajone do tego, żeby się spotykać. Obecne pokolenie niekoniecznie, dzieciaki są przecież cały czas ze sobą w kontakcie – dla nich Zoom czy jakakolwiek inna forma wideokonferencji jest zupełnie naturalna. Jedynym aspektem negatywnym nauki zdalnej jest brak ruchu.
D: Budowanie kontaktów społecznych się zmieniło, proces mocno ewoluował z powodu pandemii. Wszystko sprowadza się do odpowiedniego wykorzystania możliwości, jakie daje nam technologia.
No właśnie, pandemia... Rozmawialiśmy niemal dokładnie rok temu, a przez te dwanaście miesięcy życie wywróciło się do góry nogami.
D: Zdecydowanie, jednak my nie zwalniamy tempa. Większość naszych pracowników jest na home office, ale jesteśmy w kontakcie na bieżąco. W ostatnim czasie zwiększyliśmy liczbę naukowców, z którymi współpracujemy. Staramy się dostosowywać do sytuacji.
J: Paradoksalnie pandemia nam pomogła – zarówno od strony przychodowej, jak i wizerunkowej. Uważam, że my Polacy – pod względem pracy czy nauki zdalnej – zrobiliśmy ogromny krok do przodu. Obserwujemy drastyczną digitalizację szkół w stosunku do analogicznego okresu w zeszłym roku. Wiadomo, że nie jest idealnie, ale zmierzamy w naprawdę właściwym kierunku.
D: Szkoły wcześniej nie miały za bardzo doświadczeń w dziedzinie nauczania zdalnego. Edukację czekają teraz ogromne wyzwania. Nie ma innego sposobu, żeby przystosować się do nauki zdalnej jak tylko próbować uczyć zdalnie.
J: Postęp widzę na przykładzie moich córek. One – pod względem technologicznym – potrafią robić już takie rzeczy, których normalnie by nie umiały, bo albo pisałyby w zeszycie albo opracowywały prezentację w PowerPoincie. Tymczasem one tworzą blogi, wirtualne pokazy z filmikami i dźwiękiem. Przewidując, jakie wymogi będą stawiane w przyszłości przed obecnym pokoleniem, takie kompetencje okazują się niezwykle potrzebne. Dzieciaki nabywają umiejętności, które wcześniej nabyłyby na studiach czy w pracy, w najlepszym razie w szkole średniej.
Jakie więc wyzwania stoją teraz przed polską edukacją?
J: Wciąż pojawiają się nowe pomysły, firmy jak nasza, które starają się ułatwiać proces nauczania. Nawet Centrum Nauki Kopernik prowadzi różnego rodzaju zajęcia online – jako alternatywę dla zwiedzania.
D: Myślę, że technologie w końcu zostaną być doceniane przez szkoły. Wcześniej zwykle zrzucało się je na dalszy plan, informatyka była bardziej zabawą, niż rzeczywistym uczeniem się. Nauczyciele zaczną w pełni wykorzystywać możliwości, jakie dają działania online. Będziemy podążać w kierunku nowych technologii i to nie tylko w obszarze nauk ścisłych.
J: Ostatnio czytałam raport Komisji Europejskiej dotyczący tego, co pandemia zmieniła w edukacji. Wyszczególniono oczywiście problemy w postaci braku sprzętu czy dostępu do Internetu szerokopasmowego. Ale z drugiej strony badani deklarowali, że chcą, aby jakaś forma nauczania zdalnego została po pandemii. Przećwiczono w ostatnich miesiącach tyle rozwiązań, że aż szkoda byłoby zmarnować takie doświadczenia.
D: Zapewne wiele zmieni się na wyższych szczeblach – mam tu na myśli nauczanie akademickie. Na uniwersytetach forma online'owa ewoluowała jeszcze bardziej. Zdalne zajęcia staną się regularną częścią oferty uczelni – do tej pory traktowano je raczej po macoszemu. Takie uczelnie jak Harvard mocno promują zdalny sposób nauczania.
J: To musi być jednak prowadzone z głową. Nie może być tak, że student uczestniczy w webinarze i na tym jego rola się kończy. Cały proces sprawdzenia wiedzy, kontrolowanie jej, musi być bardzo dokładnie opracowany.