Piękne momenty są przereklamowane

Michał Sukiennik
Michał Sukiennik / Fot. materiały prasowe
Wiem, mocny tytuł jak na kogoś, komu kilka tygodni temu urodziła się druga córka, ale jako że to nie było moje pierwsze skurczowe rodeo, to i pakiet emocji inny.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 5/2025 (116)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Bo siedzi mi w głowie filmik, na który przypadkowo wpadłem w trakcie bezmyślnego przewijania rolek na Instagramie (och, słodka prokrastynacjo!). Otóż jeden z brytyjskich prezenterów telewizyjnych – jego nazwiska nawet nie chce mi się wyszukiwać – miał bardzo ciekawe przemyślenia na temat momentów właśnie. Przywołał przykład treningów w celu zbudowania sześciopaku, który potencjalnie mógłby pomóc w zwiększeniu pewności siebie anegdotycznego atlety. Zastanawiał się: czy moment podjęcia decyzji o rozpoczęciu treningów, czy szczęśliwy finał w postaci ciała jak spod dłuta Michała Anioła będzie tym kluczowym, w którym taka osoba będzie w stanie stwierdzić: „Teraz to już nic mi nie straszne”. I doszedł do wniosku, że żaden z tych momentów. To sumienne, codzienne wysiłki i pełne poświęcenie celowi stopniowo, krok po kroku budują tę zmianę. Nie efekt, lecz droga, nie wielkie postanowienie, ale mikrowygrane z samym sobą sprawią, że będziesz innym człowiekiem. Lepszą wersją siebie, na emocjonalnych sterydach. A wtedy przyjdzie też pewność siebie.

Ale skończmy już z tym biedacoachingiem, bo mnie zaraz „My Company Polska” zatrudni, tylko po to, żeby szybko zwolnić za pisanie frazesów. Pewnie wiecie do jakiego wniosku zmierzam – narodziny córki to piękny moment, ale to proces stawania się ojcem, dojrzewanie do tej roli, jest faktycznie istotne. Rodzinne święta, urodziny, wakacje – to piękne, instagramowe momenty, jednak dopiero codzienne zmienianie pieluch, przypominanie o myciu zębów czy wstawanie wcześniej, żeby przygotować śniadanie powoli, krok za krokiem, robi z chłopca tatę.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem moją drugą córkę, Kalinkę, byłem wniebowzięty. Płakałem i śmiałem się na przemian. Ale zupełnie inaczej niż przy pierwszym porodzie wiedziałem, że mimo tego, jak niesamowity był to moment, to przede mną jeszcze długa droga zanim naprawdę stanę się tatą Kalinki. Na razie dostałem tytuł in spe, a codzienność zweryfikuje, czy, mówiąc kolokwialnie, „dowiozę temat”.

(Nota od autora: Tu na chwilę przerwałem pisanie, bo zmieniałem córce pieluszkę, dokładając kolejną cegiełkę do ojcowskiej konstrukcji.)

Nie inaczej – cóż za zaskoczenie! – jest w świecie biznesowym. Kocham moje i wspólnika zdjęcie, na którym wieszamy logo „Personit” w naszym pierwszym biurze. Nigdy nie zapomnę uczucia, jakie nam towarzyszyło, kiedy podpisaliśmy pierwszy kontrakt. A jak zostaliśmy pierwszy raz partnerem konferencji startupowej – pękałem z dumy.

Wiem jednak, że to te mniej emocjonujące momenty pozwoliły nam iść do przodu. To codzienny wysiłek wielu osób, który rzadko jest fotografowany, a czasami przechodzi prawie niezauważony. To te dni, w których nam się nie chce, a i tak robimy swoje. To suma wszystkich drobnych rzeczy budujących człowieka jako „przedsiębiorcę”.

Tak moi drodzy, piękne momenty są przereklamowane. Tak, ważniejsza jest codzienna ciężka praca, a wysiłek i trud dnia codziennego buduje coraz silniejszy charakter. Ale jestem bardziej niż pewny, że ostatnim, o czym pomyślę tuż przed śmiercią, będzie moment, w którym pierwszy raz zobaczyłem moje dziewczynki, a nie, ile razy obrzygały mi spodnie. Bo nie ma nic lepszego niż te przereklamowane piękne momenty.

My Company Polska wydanie 5/2025 (116)

Więcej możesz przeczytać w 5/2025 (116) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ