Uczmy się od NBA

Wojciech Michałowicz
Wojciech Michałowicz / Fot. materiały prasowe
Wydaje mi się, że dopiero budzi się świadomość włodarzy klubowych, że zdobycie mistrzostwa to wyłącznie jeden z celów – prezesi zaczynają rozumieć, że wszystkie kluby ekstraklasy stanowią biznesową jedność – mówi Wojciech Michałowicz, dziennikarz sportowy i komentator, wieloletni korespondent polskich mediów przy NBA.

Kiedy stwierdził pan, że zajawka na koszykówkę może stać się sposobem na życie, pracą?

Chyba jakoś na drugim roku studiów na warszawskim AWF. Zorientowałem się, że zawód trenera czy pedagoga nie jest dla mnie, szukałem więc innej opcji na realizację pasji do koszykówki. Wymyśliłem sobie dziennikarstwo, które mogłem studiować równolegle z nauką na AWF ze względu na dobre wyniki. To był strzał w dziesiątkę, bo niedługo potem NBA rozlała się w zasadzie na cały świat, również Polskę. Wciąż pamiętam swój pierwszy artykuł w „Przeglądzie Sportowym” o tym, że w Milwaukee odbędzie się McDonald’s Championship.

Jak przez te wszystkie lata, od kiedy zajmuje się pan koszykówką, zmieniało się zainteresowanie nią nad Wisłą?

Z klimatem wokół koszykówki jest jak z falami tsunami. Pierwszą potężną falą były pojawiające się w Polsce transmisje NBA na przełomie lat 80. i 90. Wówczas powstało kilka liczących się wydawnictw koszykarskich, ludzie montowali własne kosze na osiedlach, a każdy marzył choćby o zdartej piłce Spaldinga. Oczywiście wszyscy zafascynowaliśmy się Michaelem Jordanem i Chicago Bulls, ale swoje zrobili także rodzimi sportowcy, jak chociażby reprezentacja Polski, która na mistrzostwach Europy w 1991 r. zanotowała całkiem przyzwoity występ.

Można powiedzieć, że później nastąpiły spokojniejsze lata, a od jakiegoś czasu obserwujemy kolejną falę rosnącego zainteresowania, ponieważ kluczowe role w rozwoju tej dyscypliny pełnią osoby urodzone w latach 80., czyli wychowane na pierwszej fali. Ich fascynacja przekłada się na chęć działania, organizacji imprez czy wspierania młodzieży.

Tamten sentyment widać zresztą po tym, które drużyny cieszą się w Polsce największą popularnością – to wciąż takie brandy jak Chicago Bulls czy Los Angeles Lakers. Ale fenomenem nad Wisłą okazali się także Charlotte Hornets, którzy byli blisko podpisania umowy ze Śląskiem Wrocław - swego czasu w naszym kraju spora część młodzieży nosiła bluzy czy kurtki z charakterystycznym logo tej drużyny. W szczytowym okresie popularności basketu w Polsce pokazywano ponad 150 meczów w sezonie. Hasło „NBA goes global” znalazło w naszym kraju wyjątkowo podatny grunt.

To zdanie, które właśnie zyskuje nowe życie, jeśli weźmiemy pod uwagę plany NBA dotyczące stworzenia nowej ligi w Europie.

W NBA już wiele lat temu zakwitła idea o posiadaniu oddzielnej dywizji europejskiej, składającej się z kilku dodatkowych klubów – ona ostatecznie nie wypaliła, ale pewien sposób myślenia pozostał. Sądzę, że inicjatywa, o której pan wspomniał, byłaby ogromną szansą dla rodzimej koszykówki, zwłaszcza że obecnie Euroliga – a więc najbardziej prestiżowe rozgrywki na Starym Kontynencie – jest absolutnie poza zasięgiem polskiego basketu. Euroliga stała się hermetyczna, a przecież jeszcze kilkanaście lat temu mecze ówczesnego Asseco Prokom Gdynia w tych zawodach biły rekordy oglądalności.

W tym kontekście warto wspomnieć o pomyśle, o którym było dosyć głośno...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 8/2025 (119)

Więcej możesz przeczytać w 8/2025 (119) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ