Paczka dzieci czy rodziców?
fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2021 (67)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W dawnych czasach wysyłano młodych do pracy zarobkowej, co zdarza się i dzisiaj, acz deleguje się potomków nie do kopalni, lecz występowania w reklamach. Dzieci wykorzystuje się też do rozmaitych prac domowych, acz z jakichś powodów idzie to coraz oporniej. Ja jeszcze byłem zsyłany do niewolniczych sobotnich robót, ale z moim synem już nie jest tak łatwo. Gdy oznajmiliśmy mu niedawno, że palcem nie kiwniemy przy odgruzowaniu jego pokoju i musi się tym zająć absolutnie sam, ponieśliśmy straszliwą porażkę. Pod osłoną nocy, gdy spał, wynosiliśmy ukradkiem co bardziej cuchnące resztki, by zachować jednocześnie resztki autorytetu i podstawowy poziom higieny. Oczywiście żartuję, ale nie tak znowu bardzo.
Zmierzam do tego, że wymierne pożytki z posiadania dzieci są dziś nieco inne niż lat temu parę, ale są. Oto jeden z głównych, ale zupełnie przez rodziców nie uświadamiany. Otóż to de facto dzieci organizują rodzicom siatki znajomych. Przynajmniej w wielkich miastach. Czyli tam gdzie żyje się z dala od rodziny i sąsiadów (w mniejszych społecznościach te więzi są wciąż istotne). W dużych aglomeracjach ludzie zakładający rodziny i płodzący potomstwo nagle uświadamiają sobie, że żyją w towarzyskiej pustce. Na imprezy już nie chodzą, znajomi z roboty są akurat na innym etapie życia, starzy znajomi mają odchowane dziecko, które nudzi się z naszym… Strasznie trudno pozostać w dotychczasowym kręgu towarzyskim, a na budowanie nowego nie ma już sił i czasu.
Wtedy do akcji wchodzą dzieci. Zaczynają chodzić do przedszkoli i szkół, poznają pierwszych znajomych, a w tym wieku trudno się kumplować bez rodzicielskiego nadzoru. Rodzice zaczynają więc organizować życie towarzyskie dzieci i nagle – niepostrzeżenie, ale nieuchronnie – zaczynają się kolegować z innymi rodzicami. Tam piknik, ówdzie wyjazd na działkę, potem wspólne wakacje. Najpierw nieśmiałe piwko, potem wódeczka z czeredą dokazującą w ogrodzie i wkrótce okazuje się, że to dzieci organizują rodzicom znajomości, a nie na odwrót. Znam wiele grup rodziców, które istnieją od przedszkola czy początków szkoły swoich dzieci. Zabawne jest to, że w pewnym momencie dzieciaki żyją już swoim życiem i mają nowych znajomych, ale krąg przedszkolny czy wczesnoszkolny jest usilnie podtrzymywany przez rodziców. Czasem dzieciaki wręcz już się nie znoszą, ale dla dobra rodziców muszą wyjeżdżać na wspólne wakacje – bo taka jest tradycja. W tym wypadku tradycja oznacza, że starzy nie mają innych znajomych. Ich najbliższym kręgiem pozostają inni rodzice, a ponieważ im wszystkim trochę głupio się do tego przyznać, ciągają dzieciaki ze sobą. Że to niby paczka dzieci z rodzicami. Nic z tych rzeczy. To już paczka rodziców. Ich jedyna paczka.
O czym świadczy to odwrócenie ról? No cóż, chyba o tym, że w wielkich miastach trudno o bliskość. Za czasów mojego dzieciństwa żyło się znacznie bardziej rodzinnie. Rodzina spełniała też funkcję paczki dobrych znajomych, a szwagrowie, stryjowie i ciocie imprezowali wspólnie nie tylko na Boże Narodzenie. Rok był jednym wielkim korowodem imienin, urodzin i innych okazji. Układ ten był uzupełniany co fajniejszymi sąsiadami. I funkcjonował.
Dziś jest już raczej rzadkością. Choć uważam się za człowieka rodzinnego, raczej nie kumpluję się ze szwagrami, nie nocuję stryjków i nie wpadam z flaszką na improwizowane imieniny kuzynki. Sąsiadów nie znam nawet z nazwiska – odkąd z klatek schodowych poznikały listy lokatorów. Lubimy się, ale gdybym któregoś zaprosił na swoje urodziny do domu, to by pomyślał, że mi odbiło.
Tak, tak – dzieci są wykorzystywane. Towarzysko.
Więcej możesz przeczytać w 4/2021 (67) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.