Pozwólmy dzieciom marzyć
Grzegorz Sadowskiz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 6/2024 (105)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Żyjemy w kulturze przesyconej wiarą, że tak. Wydaje nam się, i jest to powszechne przekonanie, że w obecnych czasach sukces zależy głównie od zdolności poznawczych. Jeśli dziecko lepiej rozpoznaje litery i słowa, lepiej liczy i lepiej wykrywa wzory, tym dla niego i jego przyszłości lepiej. To tzw. hipoteza poznawcza, którą dziś przyjmuje się jako pewnik na całym świecie. Powstała w latach 90. i zakłada – w skrócie – że im większa stymulacja poznawcza w pierwszych trzech latach życia, tym lepiej. Psychologowie odkryli, że różnice w wychowywaniu dzieci i powody rozbieżności ich późniejszych osiągnięć sprowadzają się tak naprawdę do jednego: liczby słów, jakie dzieci słyszą z ust rodziców w pierwszych trzech latach życia.
To odkrycie miało ogromny wpływ na to, jak rozumiemy wychowanie. Okazuje się bowiem, że dzieci z biedniejszych rodzin są słabsze, bo wkład w ich wychowanie jest mniejszy. Dziecko z zamożnej rodziny, zanim skończy trzy lata, słyszy 30 mln słów, podczas gdy dziecko z ubogiej rodziny tylko 10 mln.
Świat jest więc prosty. Sprowadza się do tego, ile się włoży w cały ten skomplikowany system. Im więcej zadań matematycznych dzieci rozwiążą w przedszkolu, tym lepsze wyniki osiągną potem na testach, im mniej książek w domu, tym mniejszy zasób słownictwa. Kupmy więcej książek, tłumaczmy dziecku świat, czytajmy bajki, rozwiązujmy równania i sprawa załatwiona. Prawda, rodzice, że to krzepiące?
Rzecz w tym, że to się nie do końca sprawdza. Nie wystarczy wsadzić więcej informacji w mózg dziecka przez pierwsze trzy lata, by zapewnić mu sukces w wieku 30 lat. Liczy się coś więcej. Potrzebny jest cały zestaw innych cech, takich jak wytrwałość, samokontrola, sumienność, wiara w siebie. Coś, co psychologowie nazywają cechami charakteru (lub cechami niepoznawczymi), a my uznajemy je za osobowość.
Nie znaczy to jednak, że hipoteza poznawcza nadaje się do kosza. Świat nie jest aż tak prosty. Wiadomo, że im więcej godzin będziemy ćwiczyć grę na skrzypcach, tym lepiej nauczymy się na nich grać, podobnie, jeśli będziemy całymi godzinami rzucać piłką do kosza, jest szansa, że zostaniemy koszykarzem. Pytanie jest głębsze i trudniejsze. Co trzeba zrobić, by wykształcić w dziecku wiarę w siebie? Co zrobić, by było sumienne i wytrwałe? Jak utrzymać w nim – naturalną przecież – ciekawość świata?
I to jest właśnie ta szara strefa, gdzie dzieje się magia. Bo w zasadzie nie do końca wiadomo. Są pewne pomysły i hipotezy, jest masa książek, które piszą psychologowie i neurologowie, jednak nie ma jednego rozwiązania na temat pochodzenia tych zdolności i sposobu ich kształtowania.
Cóż zatem można zrobić? Chyba niewiele. Proces dorastania czasem wydaje się przewidywalny, wręcz mechaniczny, a kiedy indziej – bardzo kapryśny. Każdy z nas zna te dobre i te gorsze historie. Może po prostu wystarczy się mniej przejmować i pozwolić dziecku marzyć? Nic tak nie buduje wytrwałości jak marzenie, by zostać astronautą.
Więcej możesz przeczytać w 6/2024 (105) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.