Jeźdźcy Apokalipsy

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 7/2025 (118)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Film ma też czterech bohaterów – oczywiście to nie przypadek. Są to współcześni jeźdźcy Apokalipsy zwiastujący nadejście końca naszego współczesnego cyfrowego świata. Świata nowych technologii i mediów, które „przekażą swoim użytkownikom tyle gówna, że już nic nie będzie prawdziwe”.
Fejkowe fuucki
Przywołane słowa wypowiada Venis, najbogatszy człowiek na Ziemi, zarządzający koncernem medialnym TRAAM (nazwa kojarząca się z amerykańskim prezydentem nie jest przypadkowa). Jest on twórcą destabilizującej funkcji AI na swojej platformie społecznościowej. Promuje ją z polotem, żartem i marketingowym wyczuciem zupełnie nowym słówkiem: FUUCK. Dzięki niej można stworzyć tysiące fejkowych przekazów i w ten sposób wywoływać niepokoje oraz etniczne konflikty na całym świecie. Wartość jego majątku to 220 mld dol. Kolejny bohater – Randall – to gigant branży energetycznej, który chce przenieść swoją świadomość do cyfrowego świata, aby zyskać nieśmiertelność. Jeff – trzeci jeździec Apokalipsy – opracował narzędzie mające przeciwdziałać dezinformacji, lecz nie wie, czy go użyć, sprzedać albo wykorzystać nowy diabelski sposób. Dzięki niemu można np. sprawdzić, czy zdanie „Kraje, które handlują serem, nigdy nie mają problemów ze spłatą długu publicznego”. Souper jest natomiast twórcą aplikacji przeznaczonej do medytacji i gospodarzem spotkania w górskiej rezydencji. Zmaga się on jednak z poczuciem niższości wobec bogatszych kolegów, bo nie ma nawet żałosnego miliarda dolarów. Posiada jednak fantastyczny dom, w którym organizuje spotkanie technologicznych potentatów przejmujących władzę nad światem za pomocą swoich technologii. Film powstał w końcu ubiegłego roku i wprost nawiązuje do grupy amerykańskich biznesmenów wspierających „z zamkniętymi oczami” Donalda Trumpa, a potem oddających mu podczas zaprzysiężenia „hołd lenny”.
Milion w kilka dni
Reżyserem filmu jest Jesse Armstrong, twórca przebojowego serialu „Sukcesja” kontynuujący temat biznesowej elity świata, dla której bogactwo jest odwrotnie proporcjonalne do odpowiedzialności, etyki, a nawet zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości. „Mountainhead” – który miał premierę w czerwcu tego roku – był najchętniej oglądanym oryginalnym filmem HBO od czasu „Bad Education”, przyciągając 1,3 miliona widzów w ciągu pierwszych kilku dni. Obraz jest inspirowany powieścią Ayn Rand „The Fountainhead” przedstawiającą historię ambitnego architekta Howarda Roarka, który dąży do realizacji swojej artystycznej wizji. W filmie pokazuje jednak nie tylko indywidualne ambicje, ale także realną groźbę globalnej apokalipsy wywołaną przez właścicieli najpotężniejszych firm technologicznych. „Mountainhead” wykorzystuje satyrę, ironię i przerysowania, aby pokazać kulisy brudnej technologii władzy.
Nieważne, co powie prezydent
Film, choć momentami brutalny w swoim przekazie, wypada nieco blado w porównaniu z tym, co dzieje się w Białym Domu. Najbogatszy człowiek świata skrytykował prezydenta USA za podniesienie deficytu budżetowego. W odwecie został oskarżony przez Trumpa o branie ketaminy, narkotyków i środków halucynogennych. Musk na swojej platformie X opublikował z kolei informację, że prezydent Stanów Zjednoczonych znajduje się na liście Jeffreya Epsteina, na której są osoby wykorzystujące seksualnie nieletnich.
Tymczasem w „Mountainhead” rozmowa Venisa, najbogatszego człowieka świata, z prezydentem przebiega nad wyraz spokojnie. Przed nią pada stwierdzenie: „Nieważne co prezydent powie. To my decydujemy”. Czy aby na pewno? Niezależnie od tego kto podejmuje decyzje nasza apokalipsa wydaje się nieuchronna, bo postęp technologiczny wyzwolił demony, których nic już nie może powstrzymać. W filmie na krótkie pytanie: „Czy wierzysz w ludzi? 8 miliardów ludzi” pada twarda odpowiedź: „Oczywiście, że nie”. C

Więcej możesz przeczytać w 7/2025 (118) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.