Artystki biznesu

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2024 (111)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W pracowni Formy unosi się zapach żywicy wymieszanej z kurzem, drewnem i klejem. Za mgiełką pyłu uwijają się trzy kobiety, ubrudzone jaskrawymi farbami. Wyglądają trochę jak atomówki, w swoich poplamionych kolorami kombinezonach i maskach filtrujących. Pracują jak w ulu, skupione, pewne siebie, pochłonięte procesem tworzenia. Niczym wesołe wiedźmy nad kotłem śmieją się, żartują lub spierają, sięgając po kolejne składniki ze słojów, baniaków i butelek. Wokół nich od podłogi do stropu ciągną się rzędy plastikowych pudeł z opisami materiałów potrzebnych do tworzenia światów. Mamy więc: pyłki, kępki, złotka, kamyki, proszki, pędzle, sznurki, kulki, glinę, filc, plastelinę i Bóg wie co jeszcze, bo najwidoczniej nawet on ma tutaj konkurencję. Na pierwszy rzut oka widać, że magia, która się tu dzieje, sprawia im ogromną frajdę.
Katarzyna. „Gdzie ty po tym znajdziesz pracę?"
Katarzyna Borowska-Kazimierczuk, rocznik 1992, pochodzi z Otwocka. Od najmłodszych lat ujawnia zdolności plastyczne i rodzicom podoba się jej talent, dopóki nie zaplanuje studiów związanych ze sztuką. „Gdzie ty po tym znajdziesz pracę?!”, pytają. Mimo to, uczy się na historyczkę sztuki, charakteryzatorkę, a także kuratorkę sztuki na wydziale warszawskiej ASP. Jednak gdy orientuje się, że studia nie dadzą jej praktycznej wiedzy porzuca je i stawia na doświadczenie. Parę razy pomaga mężowi Grzegorzowi przy tworzeniu scenografii i szybko łapie bakcyla. Okazuje się w tym bardzo zręczna i postanawia zmienić branżę. - Nie muszę umieć wszystkiego na 100 proc. i to jest ważna lekcja, którą odrobiłam. Z dziewczynami jesteśmy we trójkę i świetnie się uzupełniamy, każda z nas w czymś jest lepsza od drugiej. W tym zawodzie musisz nauczyć się wszystkiego przez doświadczenie i wykonywanie tysiąca prób materiałowych i technologicznych. Ja właśnie tak się nauczyłam pracy – podkreśla Katarzyna.
Gabriela. Artystka z żyłką do interesów
Gabriela Pawlicka, rocznik 1992, pochodzi z Magdalenki. Jej tata prowadzi firmę, mama wtedy pracuje jako główna księgowa. – Ale od zawsze miała ciągoty do projektowania ubrań i tkanin. Myślę, że w duchu jest artystką, ale przy wyborze swojej ścieżki edukacji zwyciężył pragmatyzm – mówi Gabriela.
Może dlatego mama mocno ją wspiera, gdy ta podejmuje decyzję o studiowaniu rzeźby na ASP. Niestety, jak zaznacza Gabriela, studia nie przygotowują do funkcjonowania na rynku. Zderzenie z biznesem galeryjnym jest dla niej ciężkie. Ale wychowanie w rodzinie przedsiębiorcy zostawi w niej żyłkę do interesów, co w przyszłości mocno się przyda. Z końcem studiów próbuje wystawiać się na rynku sztuki. Zagłębia się również w technikę wytwarzania ceramiki i kompletuje swoją domową pracownię pod tym kątem.
Teresa. Rozrabiaka z Podhala
Teresa Ratułowska, rocznik 1991, pochodzi z Ratułowa, nieopodal Zakopanego. Jak na dziewczynę z Podhala przystało, jest rozrabiaką. Pierwiastek artystyczny przekazują jej oboje rodzice. Lubi z nimi rysować. We wczesnej młodości nie do końca wie co chce robić zawodowo. Myśli o pracy architekta, ale z drugiej strony, chce podążyć śladami absolwentów prestiżowego liceum plastycznego w Zakopanem, do którego dostaje się po egzaminach wstępnych oceniających talent. Stawia na ten scenariusz i wciela go w życie na Warszawskiej ASP.
To właśnie na Wydziale Rzeźby Teresa poznaje Gabrielę. Po zakończeniu edukacji szybko odkrywają, że w programie brakowało zajęć z przedsiębiorczości. W końcu Teresa trafia do firmy, która zajmuje się budowaniem scenografii m.in. dla branży filmowej. Szybko okazuje się, że jej umiejętności są bezcenne w przypadku tworzenia skomplikowanych projektów, z którymi niewielu innych potrafi sobie poradzić. Do zespołu ściąga utalentowaną koleżankę ze studiów. W firmie poznają pracującą tam Katarzynę Borowską-Kazimierczuk.
Zespół do zadań niewykonalnych
Razem potrafią zrobić to co z pozoru wydaje się niewykonalne. Zespół do zadań i rekwizytów specjalnych wykonuje prace modelatorskie i plastyczne, wykańcza zbudowane dekoracje, patynuje, a gdy trzeba, maluje ściany w pomieszczaniach, które potem Polacy oglądają w ulubionych serialach. W ramach zleceń odtwarzają m.in. polski Sejm. Są odpowiedzialne za detale, takie jak płaskorzeźby czy laska marszałkowska. Jednak takie wyzwania nie zdarzają się często. Może dlatego praca powoli zaczyna im się nudzić. Bywa, że przez kilka miesięcy zajmują się żmudnymi czynnościami i czują, że marnują potencjał. Poza tym muszą mieścić się w budżetach narzuconych z góry przez ludzi, którzy niekoniecznie potrafią oszacować czas i cenę zlecenia. Są przez to zmuszane do używania materiałów, których same by nie wybrały. Przez to nieraz muszą szyć z niczego i obniżać jakość swoich prac. - Tańszy materiał może wolniej schnąć albo rozpuścić się w wodzie, gdy zlecenie wymaga ustawienia go na czas sesji czy nagrania w jeziorze czy innym zbiorniku. Czasem dałoby się coś zrobić znacznie szybciej i lepiej, gdybyśmy miały dostęp do właściwej substancji. To nas irytowało – wyjaśnia Gabriela.
Są także odcięte od zleceniodawców i nie mogą z nimi niczego uzgodnić czy przekonać do swoich wizji. W końcu dojrzewa w nich myśl, żeby pójść na swoje.
Kaktus dla Valentino
Okazja do sprawdzenia własnych możliwości nadchodzi niespodziewanie. Grzegorz, mąż Katarzyny, właściciel firmy zajmującej się budową dekoracji, przekazuje trójce dziewczyn informację o zleceniu od scenografki, którego nikt nie chce się podjąć z powodu morderczego deadlinu. W ciągu trzech dni trzeba stworzyć pięciometrowy teksański kaktus do sesji zdjęciowej dla Valentino. Dodatkową trudnością jest to, że ma nie tylko wyglądać, ale też służyć modelkom do pozowania. - Budowałyśmy go nieprzerwanie przez 48 godzin w pracowni Grzegorza (nie miałyśmy jeszcze swojego lokalu). Robiłyśmy krótkie drzemki na styropianie, z którego budowałyśmy formę kaktusa. Dałyśmy radę! Zrozumiałyśmy, że dla nas nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli działamy razem. Postanowiłyśmy, że założymy firmę – zdradza Teresa. - Żeby wykonać rzeźbę, podążyłyśmy za naszą wiedzą, a nie odgórnymi zaleceniami. Zrozumiałyśmy wtedy, że przeczucie i umiejętności, które mamy, są bezcenne. I że dzięki nim możemy się wstrzelić w rynkową niszę – wyjaśnia Katarzyna.
Decyzja o własnym biznesie zostaje podjęta gremialnie i pod koniec 2019 r. rusza firma Formy Scenografia. Dziewczyny znajdują lokal w Warszawie przy ulicy Długiej i przyjmują pierwsze zlecenia, dopóki nie nadchodzi pandemia COVID-19. - Zainwestowałyśmy swoje oszczędności w otworzenie działalności. W pracowni miałyśmy skończoną instalację na witrynę sklepu słynnego Hermesa. Utknęła u nas na trzy miesiące, bo branża po prostu zamarła. Francuzi, którzy mieli odbierać projekt, nie mogli tego zrobić, bo zawieszono loty. Zostałyśmy z kosztami, zajętą przestrzenią w pracowni i strachem, czy przetrwamy – wyjaśnia Gabriela.
Rzeczywiście z tym biznesem, to był trochę ryzyk-fizyk. W końcu nie wiedziały do końca, czy na ich usługi będzie zapotrzebowanie. – Samodzielnych pracowni modelatorskich w branży filmowej jest może z dziesięć – myśli głośno Katarzyna.
Pomocna okazuje się rządowa tarcza dla przedsiębiorców. Na szczęście w końcu wszystko powoli rusza. Dziewczyny wykonują elementy scenograficzne, rekwizyty, makiety. Tworzą całe miasta, budowle czy kaniony, służące do nagrywania obrazów, które na co dzień widzimy na ekranie. Bo, jak podkreślają, ich zadaniem jest kreowanie przedmiotów, którymi czaruje potem magia telewizji.
Dociera do nich, że wraz ze sprawczością i możliwością wyboru zleceń dochodzi też druga strona, czyli spora odpowiedzialność. W umowach dla studiów filmowych, czy gigantów modowych często widnieją milionowe kary w przypadku opóźnienia projektu. - To zrozumiałe, niedostarczenie elementu scenografii w terminie zaburzyłoby pracę setek osób na planie zdjęciowym – wyjaśnia Katarzyna. - Miałyśmy dużo szczęścia na początku działalności. Wielu scenografów zaufało nam w ciemno, po prostu wierząc, że wykonamy trudne elementy na podstawie oceny poprzednich naszych prac. Ja bym na ich miejscu tak nam nie zaufała – żartuje Gabriela.
Śmiech w rozmowie pojawia się często, bo mają świadomość, że hasło „trzy artystki bez biznesplanu z powodzeniem prowadzące porządne przedsiębiorstwo” brzmi trochę jak oksymoron. Ale lepienie biznesu klejem na gorąco jest czasem najlepszym wyjściem z sytuacji. Luźna atmosfera pokazuje, że wszystkie trzy dobrze się dogadują, a praca jest dla nich przyjemnością.
Najbardziej lubią moment kreatywny, kiedy zaczynają eksperymentować. - W tej pracy trzeba dużo kombinować, być na bieżąco z nowymi technologiami. Dużo rozmawiamy o projektach, zderzamy pomysły. Niekiedy muszę zatrzymać akademickie zapędy Gabrysi i Teresy i trochę nimi wstrząsnąć, bo odkrywam dużo prostsze rozwiązanie „na chłopski rozum” – dodaje Katarzyna.
- Podejmujemy dużo prób. Czasem dosłownie coś zepsujemy, dodamy nie ten składnik, ale zapisujemy cały proces, bo osiągnięty efekt może się przydać przy innym zleceniu – wyjaśnia Teresa. – Dla nas ta praca każdego dnia jest czymś nowym i dużo w niej się uczymy – dopowiada.
Nie lubią gdy jakieś prace ciągną się za długo. Odliczają godziny do kolejnego etapu. Przez specyfikę branży rzadko kiedy mają na projekt więcej niż kilka dni.
Gdy gaśnie światło
Wśród dużych projektów wartych wzmianki jest wykończenie ogromnej rzeźby przedstawiającej głowę wokalisty Pawła Kacperczyka, która jeździła po Polsce i służyła promocji Męskiego Grania. Wykonanie dokładnej podobizny twarzy w takiej skali to nie lada wyzwanie. Najtrudniejsze jest jednak zgranie zleceń w czasie i przestrzeni. Ich rzeźby zajmują dużo miejsca, trzeba więc wszystko tak zaplanować, by opuściły pracownię w odpowiednim terminie.
Trzy lata po rozpoczęciu działalności otwierają nową gałąź w firmie - rekwizytornię z elementami na wynajem. A na początku tego roku uruchamiają sklep internetowy z rekwizytami do sesji produktowych - Props Formy. Ten ostatni okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Mimo nerwówki pojawiającej się przy napiętym grafiku, cieszą się, że mogą robić to, na czym znają się najlepiej. Poczucie spełnienia daje im też możliwość współpracy z artystami tworzącymi ambitne obrazy filmowe czy inne formy sztuki. Cokolwiek by powiedzieć, w pewien sposób są połączone z show-biznesem, a wokół zleceń panuje atmosfera tajemniczości. Bywa, że do ich siedziby przychodzą osoby z pierwszych stron gazet. Na lata przed premierą wiedzą, nad jakimi produkcjami pracują reżyserzy. Czasem jednak nie wiedzą, gdzie ich dzieła będą pokazane, a potem wysyłają sobie screeny, gdy natkną się na nie, oglądając seriale na największych platformach streamingowych. - Ostatnio producent przekazał nam informację, że stworzona przez nas dekoracja będzie widoczna przez sześć sekund w reklamie. A my na to: „Oooo! tak długo?” – śmieje się Katarzyna.
Niekiedy półtora tygodnia pracy nad rzeźbą idzie na marne, bo scena zostanie wycięta z filmu. Zdarza się, że pieczołowicie przygotowany rekwizyt stanowi rozmyte tło do rozmowy bohaterów. Trudnością jest dogadanie z klientami, czego właściwie chcą, często proszą o wycenę, nie podając odpowiednich rozmiarów scenografii. Czasem to jedynie zdjęcie referencyjne obiektu, bez żadnego odniesienia. Tymczasem ich pracy nie da się wycenić, jak frontów szafek w kuchni. To o wiele bardziej skomplikowane. Szczególnie, gdy mowa o rekwizytach specjalnych. Bo wciąż mają na rynku opinię niezastąpionych w przypadkach kryzysowych. – Czasem bierzemy na głowę za dużo. Jest godzina 23, a my stoimy na przerwie przed pracownią i powtarzamy: „Jezu, znowu to sobie zrobiłyśmy!” – śmieje się Teresa.
- Albo od chemii, którą stosujemy dla osiągnięcia różnych efektów, dostajemy wysypki czy innych objawów alergii. Umęczone i spocone przerywamy robotę. Czasem coś stawia nam opór i już po pracy zastanawiamy się, jak podejść do nowych tematów – mówi Katarzyna.
- W nocy po pracy wysyłamy sobie podpatrzone filmiki z internetu, na których ktoś pokazuje jakiś nowy materiał albo technikę, żeby w wolnej chwili wypróbować to u siebie w pracowni – dodaje Teresa.
Jednak na koniec dnia, gdy miniatury światów wracają do pudeł, a w pracowni gaśnie światło, trzy artystki na chwilę przed snem nie mogą się doczekać, kiedy do niej wrócą.
Artykuł powstał przy pomocy polskiej technologii AI Transkryptomat.

Więcej możesz przeczytać w 12/2024 (111) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.