Turniej miast z żyłką do biznesu

© Shutterstock
© Shutterstock 60
Wraz z postępującą urbanizacją rośnie rola miast, zwłaszcza tych największych. I to one, obok globalnych korporacji, postrzegane są coraz częściej jako autonomiczne źródła rozwoju narodowych gospodarek. Może więc pora spojrzeć na polskie, nie tylko wielkomiejskie, inicjatywy z zupełnie innej perspektywy?
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 4/2016 (7)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Miasta generują olbrzymie ilości odpadów, ale to w nich pokładamy też dzisiaj nadzieje na walkę z globalnym ociepleniem. Decydują o jakości i stylu życia ponad połowy ludzkości i to z nich zazwyczaj wywodzą się wpływowi gracze w polityce. Miasta (i miasteczka!) to także aktywa i centra logistyczne z kosztowną infrastrukturą, a zarazem najwięksi na świecie grupowi pracodawcy. Dlatego trudno mi wyobrazić sobie dziś konkurencyjne państwo bez efektywnie zarządzanych skupisk miejskich, oferujących atrakcyjne warunki do życia oraz – przede wszystkim – korzystny i możliwie partnerski ekosystem dla pracodawców. 

Nie zapominajmy, że miasta najlepiej wspierają gospodarkę kraju, konkurując ze sobą, i to nie tylko o środki z budżetu czy dotacje europejskie, ale przede wszystkim o obecność innowacyjnych firm i ich właścicieli, o życiowe wybory najlepszych absolwentów oraz o środki inwestycyjne dostępne na rynkach publicznych. Tymczasem w przypadku wielu polskich samorządów strategiczna debata o przyszłości zdominowana jest wciąż przez krótkowzroczne myślenie o wydatkach z budżetu, zamiast o dostępnych aktywach i długofalowym inwestowaniu w atrakcyjne źródła przychodów. 

Polska przedsiębiorczość samorządowa potyka się też ciągle o kłody rzucane jej pod nogi przez liczne nieprzemyślane regulacje. Choćby takie, jak wciąż obowiązujące kryterium najniższej ceny przy przetargach, a nie największej operacyjnej i finansowej efektywności nabywanych dóbr przez cały okres ich użytkowania. Zbyt często też bardziej śmiałe lub mniej standardowe działania traktowane są jako okazja do politycznego ataku pod płaszczykiem prawnych oskarżeń. Dlatego niektórzy samorządowi gospodarze machają w końcu ręką, skazując siebie i reprezentowane przez siebie społeczności na ostrożność, która hamuje innowacje, i przeciętność, która nie naraża na ataki. 

Jednak największym problemem jest chyba mentalność samych samorządowców. Wciąż niestety gotowi są poświęcić korzyści całej wspólnoty, byle przeciągnąć kołderkę na swoją stronę, lub nadal nie rozumieją, że zarządzanie przyszłością konkurencyjnego miasta musi się wiązać z podejmowaniem indywidualnego ryzyka. 

Problemem z pozoru odmiennym, ale moim zdaniem głęboko zakorzenionym w tych samych zjawiskach, jest przekonanie niektórych samorządowców, że są w stanie samodzielnie wybrać faktycznie najlepsze projekty. Przy czym ich taktyka zbyt często polega na ułatwianiu sobie zadania poprzez kopiowanie pomysłów realizowanych już przez inne miasta. 

Toczą się liczne i niekończące się dyskusje, zatrudnia się konsultantów, ogłasza konkursy architektoniczne na zagospodarowanie wybranych terenów. Ale czy ktoś słyszał, że jakieś miasto ogłosiło otwarty konkurs na zagospodarowanie swojej przyszłości? Że w języku samorządów pojawił się termin „biznesplan”? Że ktoś zorganizował warsztaty z samorządowej przedsiębiorczości czy strategii inwestycyjnych dla miasta, prowadzone przez ludzi, którzy odnieśli komercyjny sukces? 

Całkiem niedawno próbowałem przekonać samorządowców z pewnego dość sporego miasta, aby zaplanowali dla niego alternatywną przyszłość, którą można by współfinansować, stosując jako zabezpieczenie niewykorzystywane lokalne aktywa. Zainwestowałem w ten proces swój czas i doświadczenie, tylko po to, by po kilku miesiącach odejść od stołu. Kiedy na spotkaniu z przedstawicielami rady miejskiej użyłem argumentu „gdyby na waszym miejscu byli doświadczeni inwestorzy, to, moim zdaniem, postąpiliby właśnie tak”, jeden z bardziej wpływowych lokalnych liderów autorytatywnie stwierdził: „Nie jesteśmy żadnymi inwestorami, tylko samorządowcami”. 

I na tym polega jedno z większych wyzwań  polskiej transformacji: im więcej samorządowców zrozumie w końcu, że o zarządzaniu przyszłością ich miast trzeba myśleć w kontekście inwestycji i konkurencji, tym łatwiej nam będzie spełniać nasze wspólne ekonomiczne marzenia. 

My Company Polska wydanie 4/2016 (7)

Więcej możesz przeczytać w 4/2016 (7) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ