Coraz więcej kobiet w innowacjach
dr n. ekon. Anna Gawrońska i dr n. med. inż. Agata Kurzykz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 8/2022 (83)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Partner:
W swojej działalności skutecznie łączą panie pracę naukową z biznesem. Czym konkretnie się zajmujecie?
Anna Gawrońska: Od lat zajmuję się logistyką w szpitalach. Współczesny świat medycyny to z jednej strony nowoczesne odkrycia naukowe, sztuczna inteligencja i nowoczesne roboty na sali chirurgicznej, a z drugiej – często przestarzałe rozwiązania i papierologia, np. w szpitalnych aptekach. Ja zajmuję się tym, żeby rozdźwięk między tymi obszarami nie był taki duży, czyli cyfryzacją tzw. części szarej, głównie z wykorzystaniem skanowania kodów kreskowych i dokumentów elektronicznych. Celem tych prac jest poprawa bezpieczeństwa pacjentów i komfortu pracy personelu medycznego.
Agata Kurzyk: Ja z kolei pracuję w Łukasiewicz – Instytucie Ceramiki i Materiałów Budowlanych przy projekcie opracowywania kompozytów polimerowo-ceramicznych. Są one niezbędne do produkcji implantów układu kostnego. Równolegle pracuję w Narodowym Instytucie Onkologii. Jestem tam kierownikiem projektu, w ramach którego zajmujemy się opartym na biodruku 3D wielokomórkowym modelem raka płaskonabłonkowego skóry. Do tego jestem muzykiem, wiolonczelistką i kompozytorką.
Dość niezwykłe połączenie.
Agata: Od zawsze imponowały mi osoby, które miały wiele zainteresowań i potrafiły je w oryginalny sposób pogodzić. Już w liceum odkryłam, że biotechnologia świetnie się do tego nadaje, bo łączy wiele ciekawych dziedzin życia. Pójście w tym kierunku było trochę ryzykowne, bo zawsze miałam artystyczną duszę i uważałam się za humanistkę. Tymczasem okazało się, że mam też ścisły umysł i świetnie sobie radzę z elektroniką i nowymi technologiami.
Dowiedziała się pani o tym na studiach?
Agata: Paradoksalnie najpierw odkryłam to w muzyce. Grając na wiolonczeli, zaczęłam używać loopera, czyli urządzenia pozwalającego na nagrywanie ścieżek muzycznych warstwa po warstwie. Dzięki niemu mogę brzmieć jak jednoosobowa orkiestra. Gdy kilka lat temu pojechałam na looperowe mistrzostwa Europy do Budapesztu, a później mistrzostwa świata w Los Angeles, okazało się, że jestem tam jedyną kobietą!
Anna: Ja wprawdzie nie odnoszę muzycznych sukcesów, ale również skończyłam szkołę muzyczną i grywam w domu na fortepianie. Może więc muzyka jest kluczem do innowacji? (śmiech) Mówiąc poważnie, moja droga zawodowa również nie była zbyt typowa. Skończyłam filologię duńską, czyli dosyć rzadki kierunek studiów, później rozpoczęłam pracę w Instytucie Logistyki i Magazynowania (obecnie Łukasiewicz – PIT). W 2006 r. skończyliśmy ważny projekt związany z logistyką w szpitalach, a ja zajmowałam się jego promocją i komunikacją. Poczułam wtedy, że to mój temat. Poszłam na podyplomowe studia z logistyki, zaczęłam uczestniczyć w konferencjach i badaniach. Na tyle mnie wciągnęło, że po drodze zrobiłam doktorat. Mam poczucie, że to, co robię, ma duży sens. W końcu każdy z nas był, jest lub będzie pacjentem.
Dlaczego w takim razie w innowacjach nadal jest mniej kobiet niż mężczyzn?
Agata: Bo ciągle rządzą nami stereotypy. W zespołach badawczych liczba kobiet jest całkiem spora, ale pełnią one głównie funkcję wykonawczą. Gdy przychodzi do prezentacji wyników pracy, niemal zawsze robią to panowie.
Anna: W efekcie męskie innowacje są częściej eksponowane, a co za tym idzie, cieszą się większym uznaniem. To z kolei utrwala stereotyp, że to męska działka. W ten sposób powstaje mechanizm błędnego koła.
Agata: Niestety, ten mechanizm jest szkodliwy, bo rzutuje na możliwości zatrudnienia i awansu. Miejsca pracy w innowacyjnych dziedzinach gospodarki często tworzone są przez mężczyzn dla mężczyzn, przez co kobietom trudniej jest wejść do tego świata. Panuje też przekonanie, że mężczyźni kierują się bardziej rozumem niż emocjami, mają większą skłonność do ryzyka, szybciej podejmują decyzję i są bardziej elastyczni. A więc są bardziej innowacyjni. Z doświadczenia wiem, że to nieprawda. Zresztą, gdybym miała się pokusić o jakieś generalizacje, to powiedziałabym, że kobiety w bardziej otwarty sposób przyjmują uwagi i informację zwrotną, dzięki czemu łatwiej im udoskonalać produkty, nad którymi pracują.
Anna: Spotkałam się też z innym szkodliwym stereotypem. Mówi się, że mężczyźni lepiej się komunikują. Że mogą się nawet o coś pokłócić, ale po pracy pójdą razem na piwo, wygarną sobie nawzajem i wszystko wraca do normy. A kobiety tłumią konflikty.
Tak rzeczywiście jest?
Anna: Kobiety bywają znacznie bardziej szczere. Nie chcę, oczywiście, przekonywać, że są we wszystkim lepsze niż mężczyźni, bo to również byłoby budowanie stereotypów. Myślę po prostu, że ważna jest różnorodność i łączenie różnych doświadczeń.
Ta różnorodność wpływa na biznes?
Anna: Badania pokazują dużą zależność między różnorodnością płci a innowacyjnością organizacji. Jeśli dyskryminujemy kobiety, sami pozbawiamy się dużej części własnego potencjału, a co za tym idzie, ponosimy straty.
Agata: Także straty finansowe, bo większy udział kobiet na szczeblach kierowniczych rzutuje na wyższe zyski firm. Niby to wszystko dobrze wiemy, ale zmiany, jakie zachodzą w naszej rzeczywistości, ciągle są zbyt powolne. Czasem myślę, że powinniśmy brać przykład z krajów skandynawskich takich jak Norwegia. W państwach tych wiele rozwiązań wprowadzano odgórnie, za pomocą parytetów. Wiem, że to często budzi kontrowersje, ale tam przyniosło efekty.
Anna: Zwłaszcza że ograniczające stereotypy często siedzą również w naszych głowach. Gdy wiele lat temu przeprowadzałam się do nowego domu, przyłapałam się na tym, że nie pomyślałam o własnym pokoju. Oczywiście naprawiłam ten błąd, ale przywołuję tę anegdotę, bo pokazuje ona, że czasem samemu trudno jest zadbać o siebie.
Myślę, że to coś więcej niż anegdota. Wirginia Woolf już w 1929 r. napisała esej „Własny pokój”, w którym stwierdziła, że początkiem emancypacji kobiet jest posiadanie przez nie własnego miejsca w domu. Znana psycholożka Natalia de Barbaro organizuje dziś zresztą warsztaty rozwojowe dla kobiet pod nazwą „Własny pokój”.
Agata: Pełna zgoda. Kiedy przed laty miałam zamieszkać razem z partnerem, powiedziałam, że muszę mieć własny kąt. To podstawa!
Ta własna przestrzeń jest potrzebna także w znaczeniu metaforycznym, zwłaszcza że – jak pokazują badania – kobiety na rynku pracy w sposób mniej zdeterminowany upominają się o swoje.
Anna: Na szczęście – mimo wszystko – nie siedzimy bezczynnie z założonymi rękami. Wiemy, że czasem trzeba się rozpychać łokciami. W maju uczestniczyłam w ciekawym wydarzeniu „Polka XXI w.”. Spotkałam tam wiele kobiet, które robią naprawdę świetne rzeczy w dziedzinie innowacji.
Dodajmy, że odebrała tam pani wyróżnienie w kategorii „Zdrowie”.
Anna: Przyznam, że ta nagroda była dla mnie wielkim wyróżnieniem i potwierdzeniem zasadności moich działań na rzecz szpitali. Uważam, że tego typu konkursy i wydarzenia są ważne, bo motywują nas do działań, a do tego zmieniają społeczną świadomość.
Agata: Moim zdaniem, właśnie zmiana świadomości to podstawa. Z własnego doświadczenia wiem, jak ważne są programy mentoringowe dla kobiet, dzięki którym osoby, które decydują się na niełatwą ścieżkę kariery na styku biznesu i nauki, nie czują się na tej drodze samotne. Dzięki wsparciu innych kobiet, łatwiej też znosić porażki, bo my, kobiety, często jesteśmy na nie zbyt mocno wyczulone.
Anna: Tymczasem w innowacjach umiejętność wyciągania wniosków z porażek jest niezwykle ważna. Moja mama anglistka zawsze mi powtarzała: Could be better (może być lepiej – red.), co, oczywiście, podkręcało mi ambicję. Dziś wiem, że przesadny perfekcjonizm też ma ciemne strony. Dlatego później do tej zasady dodałam drugą: It is OK to fail (porażka jest w porządku – red.) Połączenie tych dwóch sentencji to świetna baza do sukcesu w dziedzinie innowacji.
Więcej możesz przeczytać w 8/2022 (83) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.