Autodestrukcja kontrolowana

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 2/2025 (113)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Chcę porozmawiać o wstydzie w biznesie, a chyba nie wiem, czym wstyd tak naprawdę jest.
Mamy jakieś przekonanie na swój temat, które zostało na nas „wdrukowane” w przeszłości. Wstyd jest emocją automatyczną, która jest bardzo toksyczna. Jest reakcją tak mocną, że potrafi kierować i kontrolować nasze życie. Niezależnie od tego, czy mówimy o biznesie, czy życiu prywatnym. Jej siła blokuje nam możliwość pójścia do przodu. Na przykład myślimy o sobie, że jesteśmy nic nie warci, gorsi niż inni, że nigdy do niczego nie dojdziemy. Co ciekawe, najczęściej jest tak, że osoby z tym toksycznym wstydem mają na swoim koncie osiągnięcia i sukcesy, a mimo to wpadają w stan zamrożenia, stagnacji.
Da się z tego wyjść?
Tak, pod warunkiem, że zaczniemy tym wstydem zarządzać. Gdy tego nie zrobimy, możemy popaść w stany depresyjne, ponieważ wstyd przejmie nad nami kontrolę. To jest element autodestrukcyjnej osobowości, która wpływa też na inne aspekty życia.
W biznesie wstydzimy się inaczej niż w życiu prywatnym?
Przywołam często występujący w pracy syndrom oszusta. Prezentujemy światu swój świetny wizerunek, ale głęboko w środku czujemy się nic nie warci i boimy się, że inni zaraz się o tym dowiedzą. Jest to lęk przed ujawnieniem swojej „prawdziwej natury”. W praktyce objawia się to jako poczucie wiecznego bycia niewystarczającym.
Narzędziem wstydu jest też perfekcjonizm, który zazwyczaj jest autodestrukcyjny. Podobnie jak syndrom oszusta, często wywodzi się to z surowego wychowania, gdy poprzeczka i presja bycia doskonałym były wysoko zawieszone.
W biznesie to szczególnie przewrotne. Toksyczny wstyd nie pozwala na osiągnięcie ostatecznego sukcesu. Nie pozwala nam pokazać się w swojej autentyczności. Zawsze mamy w sobie ten wewnętrzny konflikt między tym, kim jesteśmy, a tym, kim powinniśmy w naszym odczuciu być. Pojawia się wtedy ciągłe poczucie niezadowolenia, samobiczowania za to, że nie spełniamy postawionych sobie wymagań. Wtedy nawet rzeczywiste osiągnięcia nie dają satysfakcji. Dlatego tak ważne jest, żeby to zauważyć i uchwycić. Niezależnie czy mówimy o terapii, czy coachingu biznesowym, kluczowe jest uchwycenie i zrozumienie tych uczuć. To, co nas zawstydza, wywodzi się często z dzieciństwa.
Jest szansa na zmianę?
Mechanizm jest podobny do tego z uzależnień. Jeśli karmimy wstyd, mówiąc sobie „masz rację, jestem do niczego” i szukamy potwierdzeń tej tezy w rzeczywistości, on rośnie w siłę. To jak z alkoholikiem, który musi wypić, bo uzależnienie nim rządzi. Istnieje silna korelacja między uzależnieniami, stanami ucieczkowymi a toksycznym wstydem. Uciekamy w te stany, bo chcemy zabić ten wstyd.
To musi być bardzo bolesne...
Tak, u niektórych przebiera destrukcyjne formy. Pojawia się impas w tworzeniu, w rozwoju. Powstaje blokada przed awansem, zarabianiem więcej. Ciekawe jest, że w korporacjach, w biznesie, jeśli mamy nad sobą szefa, który wywołuje w nas trudne emocje, często przypomina nam to relacje z rodzicami czy opiekunami. Te same problemy się powtarzają – dorosły człowiek może czuć się mały wobec dyrektora, mimo że jest zdolną osobą.
Nasunęły mi się dwie myśli: pierwsza, że bardzo łączymy perfekcjonizm z osiąganiem sukcesu, a druga związana z pani ostatnimi słowami – sukcesja. Czy w ogóle możliwe jest osiągnięcie sukcesu w firmie rodzinnej, w której szefem jest własny ojciec?
Poruszyła pani bardzo trudny temat. Chyba najtrudniej jest pracować z własnymi dziećmi i rodzicami w biznesie. Często jestem proszona o mediacje i pracę z przedstawicielami firm rodzinnych, gdzie np. ojciec jest szefem, a syn podwładnym lub osobą awansującą. Obciążenia z relacji rodzinnych nieuchronnie wpływają na stosunki biznesowe.
W biznesie rodzinnym pojawia się walka ego i bardzo dużo trudnych emocji. Jeśli ojciec jest bardzo dominujący, syn – mimo osiągania sukcesów – czuje się cały czas źle, bo nie może dorównać „osobowości tatusia”. Utrzymanie chłodnych, profesjonalnych stosunków typowych dla korporacji, wydaje się niemożliwe.
Rozmawiamy głównie o mężczyznach. A mężczyzna i wstyd jakby się ze sobą nie łączą – „mężczyźni się nie wstydzą”, „nie przeżywają żadnych emocji”.
To kwestia kultury i wzorców, które mężczyźni niosą na sobie od pokoleń. Choć to się zmienia, teraz przyjmuje się, że mężczyzna może być wrażliwy, może pokazać słabości i to nie będzie „niemęskie”.
Patrząc na statystyki umieralności menedżerów wysokiego szczebla w wieku ok. 45 lat jest ona dosyć wysoka. Co to za grupa?
Te osoby zapętlają się w ścieżce sukcesu i wydajności na 200 proc., a wtedy nie zostaje miejsca na nich samych. I co odpada w pierwszej kolejności? Ciało. Często tacy ludzie, pochłonięci presją sukcesu i uzależnieni od działania, nie czują pierwszych sygnałów zbliżającego się kryzysu. Nie zauważają, że muszą odpocząć. Ciało zaczyna się buntować, wysyła małe sygnały, a oni dalej działają, działają, działają... I najczęściej siada serce. Co ciekawe, symbolicznie – mężczyźni często zapadają na choroby krążenia, zawały. To wynika z tego, że nie mają serca dla siebie.
Mimo tego, że zwykle przerzucają gniew w przygotowania do maratonu?
Menedżerowie działają na wysokich obrotach, mają potrzebę rywalizacji i osiągów. To kwestia hormonalna. Często w biznesie spotykam ludzi uzależnionych od adrenaliny. A żeby od niej odpocząć, pojawiają się uzależnienia. To często wysoko funkcjonujący alkoholicy. Pojawia się też depresja.
W biznesie nie przyznajemy się do porażek. Mówimy o sukcesach, o kamieniach milowych naszej korporacji. Jeśli przyznajemy się do potknięć, to dopiero kiedy są za nami.
Ludzie często mówią o porażkach dopiero wtedy, gdy udało im się przekuć je w sukces. Bardzo często osoby sukcesu mówią: „tak, miałem dwa bankructwa”. Miałem. Zawsze w czasie przeszłym. My natomiast nie wiemy, ile włożyli pracy i wysiłku, żeby się z tymi bankructwami i wszystkimi związanymi z nimi konsekwencjami zmierzyć.
Byłoby fajnie, gdyby zamiast krótkiego zdania „miałem bankructwo, a teraz mam milion”, zatrzymali się na chwilę. Opowiedzieli o swoim procesie wychodzenia z „dołka”.
Rzeczywiście, mało kto o tym mówi. Nie przypominam sobie, żeby jakiś znany biznesmen opowiadał o swoich porażkach inaczej niż w kontekście przeszłości. Oczywiście celebryci, aktorzy, artyści mają większą swobodę.
Jak wstydzić się mniej?
Wstyd objawia się nie tylko przez głos w naszej głowie szepczący „nie dasz rady”, ale również przez spadek energii, złe samopoczucie, utratę wiary. Mam taki krótki zestaw pytań, które uważam, że powinno się stosować codziennie dla zdrowia psychicznego. Jest to zwykłe-niezwykłe pytanie: „Jak się czuję?” zadawane sobie. Nie ma tu złych odpowiedzi. Często rano może wydarzyć się coś, co będzie nam wiercić się w głowie przez resztę dnia. Pytanie powinniśmy zadawać w przyjazny sposób, z uwagą i troską. Dajmy sobie czas na odpowiedź. „Co mogę dla ciebie dziś zrobić?” – to cudowne ćwiczenie. I nawet jak czujemy się dobrze – możemy zapytać siebie o to i podkreślić, że tak, to jest nasz dzień. Ale zadawajmy je szczególnie wtedy, gdy czujemy, że nasz poziom energii życiowej spada.
Czasem chciałoby się być po prostu narcyzem bez serca.
Każdy z nas ma trochę cech narcystycznych. W biznesie, podobnie jak np. wśród chirurgów, jest sporo osób o cechach narcystycznych, czasem nawet psychopatycznych.
To już nie wiem, lepiej być w pracy „miłym chłopcem” czy „bad boyem”?
Zawsze warto być sobą.
------------------------------
Aneta Wabińska - psycholożka, coach osobisty i biznesowy, specjalistka od wizerunku. Współpracuje z osobami prywatnymi i firmami, prowadzi szkolenia rozwoju osobistego dla biznesu, sesje psychologiczne, coaching biznesowy, także sesje kreowania wizerunku, stylu oraz marki osobistej.

Więcej możesz przeczytać w 2/2025 (113) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.