Scena dla marzycieli

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2025 (120)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Poniedziałek, godzina siódma rano. Dominika Śliwińska wchodzi do kuchni i nagle rzuca mężowi: – A może wyreżyseruję spektakl w teatrze? Mąż, jeszcze na wpół śpiący, odpowiada: – Dobra, dobra. I tak się zaczęło – opowiada.
– U mnie dużo rzeczy zaczyna się impulsywnie – śmieje się Dominika. – To był ten moment, gdy zatęskniłam za teatrem, ale zastanawiałam się, czy jako dorosła kobieta z małym dzieckiem jestem gotowa wrócić do takiej pracy, która łączy się z wyrzeczeniami, trudami, siedzeniem do późna. I oto jestem.
GPS do celu
Tego samego dnia, w którym obudziła ją prorocza myśl, Dominika wsiadła w samochód i objechała wszystkie teatry w Warszawie, orientując się, ile kosztuje wynajem sali. – Zbierałam szczękę z podłogi, słuchając tych stawek – wspomina. Aż wreszcie jedna z jej podopiecznych krzyknęła: – Jestem na warszawskiej filmówce, a tu mamy kino Elektronik, które ma przestrzeń teatralną. Może się nada?
Tak trafiła do miejsca, które od trzech lat gości jej spektakle. Ale znalezienie sali to był dopiero początek. – Pierwszy raz robiłam spektakl, ale postanowiłam, że zrobię go sama od deski do deski – przyznaje Dominika. – Dopiero dwa dni później dotarło do mnie: Dlaczego ja chcę sama robić spektakl? I popłakałam się, ale przecież jak już wszystkim powiedziałam, że to zrobię, to nie mogłam się wycofać.
Osiem miesięcy później na scenie Elektronika wystąpiło 22 amatorów w spektaklu „Dream On!”. Dziś, po trzech edycjach projektu Creative Cut, Dominika wie już, że jej grupa to nie są przypadkowe osoby szukające rozrywki po pracy. – To nie są osoby, którym się nudzi. Oni raczej mają turbo napchane życie i mówią: A, to ja jeszcze bym spróbowała tańczyć do tego – tłumaczy twórczyni projektu. – Mamy ludzi od 20 do 45 lat. To osoby aktywne zawodowo, rodzinnie zaangażowane. Ale przede wszystkim gigantyczni pasjonaci.
Najnowszy spektakl „Fresh” zebrał przed sceną tysiąc widzów w trzech przedstawieniach. – To nie są tylko rodzina i przyjaciele – podkreśla Dominika. – Przychodzą ludzie, którzy chcą spędzić fajny wieczór w teatrze. Dostajemy mnóstwo komplementów, a ja nie mogę wyjść z podziwu, że „moi ludzie”, którzy mają pracę, rodzinę i kalendarz wypchany do granic, znaleźli jeszcze czas na pójście ścieżką mojego marzenia.
Reżim jak u zawodowców
Żeby wystawić spektakl trwający ponad godzinę, trzeba treningów jak u profesjonalistów. Piątki o 6.30 rano, całe weekendy w sali – taki jest rytm Creative Cut przez siedem miesięcy.
Uczestnicy dostają z góry grafik na cały projekt, by mogli zaplanować zmiany przy dzieciach z partnerami. – Teraz mamy dziewczynę, która ma ośmiomiesięczne dziecko i ogarnia. Inną z dwójką chłopców w wieku, który wymaga mamy, a ona daje radę – opowiada z podziwem.
Do nich dostaję kontakt od Dominiki.
Gdy budzik dzwoni o 5.00 rano, po Warszawie rozjeżdżają się samochody uczestników projektu. Niektórzy wstają o 4.30, by dojechać z dalszych dzielnic. Inni mają bliżej, ale i tak oznacza to koniec z wieczornymi serialami i wczesne kładzenie się spać. – Dzisiaj mieliśmy próby od 6.00 do 8.00. Bo trzeba przycisnąć i zamiast 6.30, to 6.00 – mówi jedna z uczestniczek.
Na sali panuje atmosfera profesjonalnego studia tanecznego. Dominika uczy kroków bardzo szybko, tempo jest intensywne, a wymagania rosną z każdym tygodniem. – Nie ma opcji odpuszczania i mówienia sobie, że dzisiaj treningu nie będzie – podkreśla.
Ciało pod presją
Creative Cut to nie tylko taniec – to kompleksowe przygotowanie fizyczne. – Staram się zapewnić uczestnikom przez pierwsze miesiące projektu przygotowania motoryczne – wyjaśnia Dominika. – Sebastian Sierakowski z Centrum Rehabilitacji Sportu pomaga mi wzmacniać ich ciała, pracujemy nad mobilnością, siłą i wytrzymałością.
Bo wyzwanie jest ogromne. – Jeżeli ktoś zdecydował, że wróci do tańca po 10 latach przerwy, to ciało będzie obrywać jak cholera. Zajęcia raz w tygodniu nie wystarczą – tłumaczy Dominika. Uczestnicy mają też warsztaty z różnych technik tańca. – Gdy ja wyjeżdżam na urlop, oni mają zapewniony warsztat z baletu – opowiada reżyserka. – A oprócz tego współpracuje z nami Akademia Tańca, która wspiera projekt dodatkowymi treningami.
Weekendowe próby w teatrze trwają od 7.00 rano do 15.00, więcej niż 8 godz. na scenie. – Uczestnicy oswajają się z przestrzenią, przekładamy choreografię ze studia na teatr – wyjaśnia Dominika. – To trudne, bo wcześniej tańczyli przed lustrem, teraz to lustro zamieniamy na widownię.
Mama szuka przestrzeni
Agnieszka Orłowska ma pięcioletniego i trzyletniego syna, jest weterynarzem i pracuje w dziale badań klinicznych AstraZeneca i każdego piątku o 6.30 staje na parkiecie w Creative Cut. – Moja historia z tańcem zaczęła się na poważnie, kiedy już miałam dwójkę dzieci na świecie – opowiada. – Jak młodszy synek skończył roczek, bardzo chciałam zrobić coś dla siebie.
Wcześniej, jako nastolatka, próbowała różnych aktywności, ukochanej jazdy konnej, gry na fortepianie, lekcji tańca w liceum, ale nic na poważnie. Po pierwszych zajęciach z jazzem wszystko się zmieniło. – Po prostu zawróciło mi w głowie – wspomina. – Chodziłam coraz więcej, a im dzieci były starsze, tym mogłam sobie pozwolić na więcej treningów.
Po roku tańczenia znalazła profil Dominiki, która przygotowywała wtedy spektakl „Strange Love”. – Widziałam, że są tam ludzie z różnym backgroundem, w różnym wieku. Część profesjonalistów, część nie. Pomyślałam, że to superśrodowisko ludzi pełnych pasji – opowiada.
Poranne treningi o 6.30 nie były dla niej problemem, wręcz przeciwnie. – Wszyscy inni byli załamani, że taki termin, ale dla mnie to był argument za – śmieje się. – Mając dzieci, nie chciałam omijać czasu popołudniami z nimi. Treningi przed pracą oznaczają, że reszta dnia jest dla rodziny.
W jej pracy zajmuje się monitorowaniem zdarzeń niepożądanych w badaniach klinicznych nad lekami. Sztywne, wymagający dokładności i skupienia zajęcie.
Największym wyzwaniem w przygotowaniach do przedstawienia okazała się dla niej praca nad mimiką i ekspresją. – Zawsze skupiałam się na technice, czy stopa jest dobrze, ustawiona, czy jest idealna postawa, a nie zwracałam uwagi na twarz – przyznaje. – A to nią musimy pokazać całe spektrum emocji – radość, złość, furię czy zawiść. To właśnie emocje wypisane na twarzy sprawiają, że widz wczuwa się w historię i często te emocje są ważniejsze niż choreografia.
Praca nad ekspresją to było dla niej nie lada wyzwanie. – Dominika zwróciła mi uwagę, że moja twarz nie jest wystarczająco otwarta. Pracowałam nad tym dużo, nawet w domu. To było ciężkie, nawet się nie spodziewałam, ze strzelanie min może być tak wyczerpujące – wspomina.
Jej mąż, który wcześniej trenował triathlon przez siedem lat, teraz robi „ukłon w jej stronę”. – Dzięki dopracowanej logistyce i wsparciu mogę realizować swoje marzenie.
Instruktorka szuka więcej
Gabrysia Ryk ma dwie prace – w dzień pracuje osiem godzin przy biurku w koncernie farmaceutycznym, a wieczorami prowadzi zajęcia fitness. Gdy po raz pierwszy weszła na scenę teatru Elektronik, doznała szoku.
– Miałam wrażenie, patrząc z widowni, że ta scena jest dużo większa. Po czym weszłam na nią i pomyślałam: jejku, jak my się tu wszyscy pomieścimy – wspomina. – A kolejny szok przeżyłam, kiedy znaleźliśmy się za kulisami. Jak tam ma się zmieścić 40 osób, które się przebierają i biegają?
Do świata tańca trafiła przez przypadek. – Przyjaciółka zaciągnęła mnie na zajęcia taneczne na siłowni. Wcześniej w ogóle mówiłam, że nie lubię tańczyć. Może coś w przedszkolu było, ale nic więcej.
Po pewnym czasie sama została instruktorką programu fitness, w którym uczestniczyła. Ale to jej nie wystarczało. – Chciałam, żeby tego tańca było jeszcze więcej – mówi szczerze. – Marzyło mi się dołączyć do spektaklu Dominiki, ale ze względu na dwie prace musiałam to jakoś pogodzić.
Przygotowanie oznaczało zmianę pracy na taką, gdzie część obowiązków może wykonywać zdalnie. – Bardzo lubię sport i jak się okazało, że lubię też tańczyć, stwierdziłam: jak coś robić, to już na poważnie – wyjaśnia. Wieczorami, po ośmiu godzinach w korporacji, przenosi się do zupełnie innego świata.
Za kulisami spektaklu
Praca z tak dużą grupą amatorów wymaga szczególnego podejścia. – 40 osób musi się za kulisami przebierać. To jest kosmos – śmieje się Dominika. – Trzeba przygotować miejsca, kostiumy, zapewnić sprawny obieg. To nie jest tylko choreografia.
Uczestnicy dostają narzędzia do samodzielnej pracy. – Dominika bardzo szybko uczy kroków, więc trzeba było jeszcze dorzucić dużo pracy domowej – mówi Gabrysia. – Ale ciało samo zapamiętuje po kilku treningach. To kwestia przychodzenia i powtarzania.
Obie uczestniczki zgodnie podkreślają wartość społeczności, która powstaje wokół projektu. – Grupa bardzo się wspiera – mówi Agnieszka. – Jak ktoś jest pochwalony za progres, cała grupa bije brawo. Można się wzruszyć, jak wszyscy się cieszą i kibicują. To naprawdę superekipa, z którą będziemy w kontakcie, cokolwiek się stanie.
– Każdy ma swój Mount Everest – tłumaczy Agnieszka. – Osoby są na różnych poziomach i dla każdego przełamanie może oznaczać coś innego. Dla kogoś może być to strach przed zrobieniem przewrotu, dla kolejnej osoby pierwsze partnerowanie, a dla mnie był to hip-hop.
Gabrysia dodaje: – Na scenie jesteśmy jako jedno, a przynajmniej bardzo się staramy, żeby każdy się tam dobrze czuł. Nie zawsze się zgadzamy, każdy ma swoje zdanie, ale finalnie tworzymy zespół.
To, co wyróżnia Creative Cut od profesjonalnego teatru, to atmosfera. – Ja to nazywam „bezpieczną strefą”. Tu nie ma rywalizacji między uczestnikami, a jest rywalizacja „ja” ze sobą sprzed miesiąca – tłumaczy Dominika. – Nagrywamy siebie na początku projektu i powtarzamy nagranie po trzech miesiącach, tylko wtedy widzimy progres.
Ale tej bezpiecznej strefy trzeba strzec. – Przy 41 osobach w ostatnim projekcie brakowało mi zasobów, żeby zadbać o wszystkich – przyznaje szczerze. – Jeśli mam do czynienia z osobą, która tańczy od jakiegoś czasu, zaczynają się podświadomie porównania: „Może ona jest lepsza, a ja się nie nadaję”. Szczególnie jak jako reżyser ustawię tę osobę w trzecim rzędzie.
Dlatego kolejny projekt będzie ograniczony. – Już wiem, że będzie limitowany do 35 osób, plus będę robiła casting. Chcę zobaczyć wideo, czy ta osoba ma jakąkolwiek świadomość ruchu – wyjaśnia Dominika.
Magia Creative Cut dzieje się nie tylko na scenie, ale też w życiu uczestników. – Mieliśmy chłopaka, który powiedział: Chciałbym kiedyś wrócić do tańca, bo kiedyś tańczyłem w parze disco i sambę. Był nieśmiałym facetem, który musiał ze mną 40 min przegadać, czy da radę – wspomina Dominika.
Dziś, po dwóch latach, ten sam człowiek staje na scenie jak w swoim miejscu. – To jest dla mnie fenomen. Wcześniej był nieśmiały, a teraz to bardzo pewny siebie facet, który tańczy, jakby scena była jego domem – mówi z dumą. – Zatańczył bez koszulki przed widownią pełną kobiet, bo akurat była taka scena wymagająca większej cielesności. Albo ktoś wstydził się pokazać mimikę, płacze po kątach, a w czasie występu odpala się tak, że staje się zupełnie inną osobą. Scena, adrenalina, publiczność potrafi zrobić z niego wampa scenicznego.
Żeby uchwycić tę przemianę, Dominika wprowadziła rytuał. Na początku projektu każdy pisze do siebie list z celem, jaki chce osiągnąć. – Po całym projekcie dostaje tę kartkę z powrotem i może sprawdzić, czy udało mu się wypełnić swój cel z początku zajęć – wyjaśnia.
Reżyserka w drodze
Sama twórczyni Creative Cut przechodzi swoją transformację. – Ja się uczę być z siebie dumna – przyznaje. – Jestem człowiekiem, który stawia sobie cele, spełnia je i mówi: Ok, co dalej. Nie mam tego momentu „pogłaskania po główce”. U mnie zawsze: Zrobiłam spektakl, dobra, teraz następny.
Praca z coraz większymi grupami uczy ją zarządzania. – Każda z tych osób toleruje inne rzeczy. Muszę dopasować zasady do możliwości grupy, znać granice – wyjaśnia.
Czteroletniego syna Dominiki można spotkać na próbach i przedstawieniach. – Dużo osób mówiło, że to za ciężkie dla malucha. Ale stał się samodzielny, ma świetną relację z 40 osobami, jest otwarty – broni swojej decyzji. – Daję mu świecący rekwizyt i jak biega po teatrze to mniej więcej, potrafię go zlokalizować.
Po ostatnim spektaklu syn powiedział mamie: – Też kiedyś będę miał swoich ludzi, zrobię swój spektakl. – Ma się kim inspirować – śmieje się Dominika. – Lubię ten twój teatr – dodał, układając się spać.
Creative Cut rośnie, już niedługo przed Dominiką i jej ekipą projekt numer 4 i 5. Planuje też ekspansję wiekową – następny nabór będzie do 55 lat. Ale jedno się nie zmieni – Creative Cut pozostanie miejscem dla marzycieli, którzy w biegu codzienności postanowili zostawić sobie przestrzeń na coś więcej.
Bo jak mówi Dominika: – To był świetny pomysł wtedy w ten poniedziałek o 7.00 rano. To był genialny pomysł.

Więcej możesz przeczytać w 9/2025 (120) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.