Teatr mój widzę prywatny

Teatr Polonia
Teatr Polonia / Fot. materiały prasowe
Czy da się połączyć misję artystyczną i biznesową? Coraz więcej prywatnych teatrów w Polsce udowadnia, że tak, choć ich właściciele przyznają, że zadanie nie jest łatwe.

Prowadzenie prywatnego teatru w Polsce można porównać do pchania taczki na Giewont – napisała kiedyś Krystyna Janda, twórczyni warszawskiego Teatru Polonia. Co do tego, że to trudny biznes, zgadzają się wszyscy. W innych sprawach nie ma już takiej jednomyślności.

Nie wiadomo nawet dokładnie, o jakiej skali zjawiska mówimy. – W Polsce jest przeszło tysiąc niepublicznych teatrów – ogłosił jakiś czas temu Jarosław Kaczyński, ale nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie. Pewne jest jedynie, że prezes PiS mocno przesadził. Według Pracowni Dokumentacji Teatru Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, jest ich między 100 a 200. Dokładną liczbę trudno ustalić, bo po pierwsze, nikt nie zbiera takich danych, a po drugie, ciężko jest czasem zdefiniować, czym jest teatr i kiedy jest „prywatny”. Choćby dlatego, że niepubliczne sceny mają różny status prawny. Część, jak Komuna Warszawa, działa jako stowarzyszenia, inne, jak Teatr Polonia i Och-Teatr, prowadzone są przez fundacje. Jeszcze inne, jak Scena Capitol, to przedsiębiorstwa. Każdemu z tych statusów towarzyszą inne możliwości starania się o dofinansowania.

Nie tylko Polonia

Przez cały PRL teatr był instytucją zarezerwowaną dla państwa. Pierwszą po wojnie prywatną sceną w Polsce, która odniosła sukces, jest warszawskie Studio Buffo. Założyli ją w 1992 r. Janusz Stokłosa i Janusz Józefowicz na fali sukcesu musicalu Metro. Placówka pomogła wykreować gwiazdy, m.in. Edytą Górniak, Katarzynę Groniec, Roberta Janowskiego czy Michała Milowicza.

Jej powstanie 32 lata temu nie zapoczątkowało jednak fali powstawania prywatnych teatrów nad Wisłą. Pod tym względem przełomem okazał się 2005 r., kiedy to rozpoczęły działalność dwie prywatne sceny w Warszawie: „Polonia” Krystyny Jandy oraz „Kamienica” Emiliana Kamińskiego. Nazwiska słynnych aktorów sprawiły, że o tych dwóch placówkach stało się głośno. I de facto to one do dziś są przez wielu utożsamiane z prywatną sceną w Polsce. Czy słusznie?

Obie placówki na pewno nie są typowe, bo od początku działalności korzystają z publicznych dotacji. Część środowiska zarzuca im nawet, że w ten sposób łamią zasady konkurencji. Janda dostała 1,85 mln zł z Ministerstwa Kultury już na etapie adaptacji pomieszczeń, co wzbudziło animozje w środowisku teatralnym. Z podobnymi zarzutami borykał się twórca i szef „Kamienicy” (zmarł w 2022 r.), któremu na początek działalności warszawski Ratusz poręczył weksel na 8 mln zł. Aktor tłumaczył się wtedy, że mu się należało, bo tworząc teatr, wyremontował zabytkowy budynek.

W czasie rządów PiS Janda narzekała, że jej teatr stracił dużą część pieniędzy, które otrzymywał za rządów PO. – Kiedy była poprzednia władza, mieliśmy się lepiej, Ministerstwo Kultury nam pomagało. Od momentu, kiedy władza się zmieniła, absolutnie nie ma żadnej pomocy, a raczej same przeszkody – żaliła się artystka. Przeciwników takiego sposobu finansowania kultury to...

Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów

Masz już prenumeratę? Zaloguj się

Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl

Wykup dostęp

Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?

  • Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
  •   Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
  •   Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
  •   Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska

Dowiedz się więcej o subskrybcji

My Company Polska wydanie 6/2024 (105)

Więcej możesz przeczytać w 6/2024 (105) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ