Polskie roboty już kroczą, ale robotyzacja stoi
Jakub Bartoszek / Fot. materiały prasowez miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 12/2024 (111)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
W izolacji powyższe dane mogą wyglądać obiecująco. Jeśli jednak porównamy te liczby z czołowymi miejscami z rankingu, sytuacja nie napawa optymizmem. Pierwsze miejsce zajmuje Korea Południowa (państwo niewiele większe od Polski pod względem liczby ludności) ze wskaźnikiem robotyzacji na poziomie 1012, przy czym rocznie montuje się tam więcej robotów niż suma wszystkich obecnie zainstalowanych w naszym kraju. W Chinach ten wskaźnik wynosi dziś 470 i tylko w ubiegłym roku do użytku oddano tam 276 300 robotów (51 proc. spośród wszystkich wdrożonych na świecie) – a to dopiero początek planu robotyzacji Państwa Środka.
Systemowa stagnacja
Widzimy, że Azja wyskoczyła na rok świetlny w przód, podczas gdy robotyzacja w Polsce praktycznie stoi w miejscu (w skali całej UE jest tylko nieznacznie lepiej). Jeśli ten trend się utrzyma, Polska może i pozostanie na 28. miejscu w rankingu, jednak zdolności produkcyjne naszego kraju w porównaniu z liderami będą maleć. I to pomimo dużego zapotrzebowania na takie rozwiązania oraz rodzimy know-how.
Źródła tego problemu są bardzo złożone, jednak w dużej mierze odgórne. Przede wszystkim brakuje skutecznych form finansowania i wsparcia dla rozwoju przedsiębiorstw oraz technologii, a powołane w tym celu instytucje (jak PARP lub NCBR) okazują się niewydolne.
Ilustracją bolączek polskich przedsiębiorstw i startupów robotycznych może być przypadek MAB Robotics. Jedną z ważniejszych gałęzi naszej działalności jest dostarczanie zewnętrznym producentom komponentu kluczowego do budowy m.in. manipulatorów przemysłowych, robotów rolniczych czy robotów humanoidalnych. Jednak zarówno komponenty i roboty MAB, jak i roboty tworzone przez naszych klientów są rzadko wdrażane i wykorzystywane w Polsce (z uwagi na bariery finansowe), za to silnie rośnie ich udział w gospodarkach innych państw świata.
Stracone okazje
Stagnacja sprawia, że konkurencyjność naszej gospodarki w tym sektorze systematycznie spada, a technologie w zakresie automatyzacji zmuszeni jesteśmy w znacznej mierze importować. To także stracona szansa na rozwój pokrewnych gałęzi przemysłu, np. elektroniki i branży IT. W dłuższej (ale nie bardzo odległej) perspektywie oznacza to, że robotyzacja będzie coraz droższa i coraz bardziej zależna od innych państw.
Polska niegdyś uchodziła za montownię Europy i wciąż wiele wskazuje na taki stan rzeczy. Jednak zwiększenie możliwości wytwórczych bez rozwoju technologii to działanie krótkowzroczne. Na sile bowiem przybiera trend offshoringu: kapitał przenosi się tam, gdzie siła robocza jest tańsza i produkcja bardziej efektywna. A to drugie już dziś jest synonimem zrobotyzowania.
Stanąć w miejscu to zostać w tyle
Ślimacze tempo rozwoju technologii w Polsce jest też kwestią nieodpowiednich modeli stymulowania rozwoju (np. ścieżki SMART). Prowadzenie prac badawczo-rozwojowych zakłada, że ich efekty mogą mieć różny charakter, zmienić kierunek, a nawet się nie powieść – właśnie takie działania napędzają innowacje. Z kolei wspomniane programy rozwojowe to długotrwałe procesy ze sztywnymi założeniami i obliczone na konkretne wyniki. To znaczące ograniczenia. W warunkach globalnego wyścigu w robotyzacji każde opóźnienie to po prostu krok w tył.
A tempo rozwoju jest zawrotne. Gdy w 2019 r. zakładaliśmy MAB Robotics, poza nami jeszcze tylko sześć firm na całym świecie zajmowało się technologią czworonożnych robotów kroczących. Dziś w samych Chinach jest ich ponad 10.
Wydaje się, że teraz mamy ostatnią szansę, by przyspieszyć robotyzację w Polsce. Potrzebne są systemowe rozwiązania podnoszące możliwości rozwoju i konkurencyjność rodzimych firm. W przeciwnym wypadku pozostanie nam już tylko mało efektywna ucieczka do przodu.
Więcej możesz przeczytać w 12/2024 (111) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.