Polski sektor kosmiczny stoi przed wielką szansą

Grzegorz Wrochna
Grzegorz Wrochna, fot. mat. prasowe
Kluczem jest, byśmy przestali tworzyć pojedyncze komponenty, a zaczęli budować całe systemy. Wtedy podbijemy kosmos – mówi prof. dr hab. Grzegorz Wrochna, prezes Polskiej Agencji Kosmicznej.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 3/2022 (78)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

W jakim miejscu jest polska branża kosmiczna?

Przed naszym sektorem kosmicznym pojawia się olbrzymia szansa skoku w przód, bo obserwujemy zjawisko nazwane New Space, gdzie wielkie agencje kosmiczne nie decydują już o wszystkim. One, owszem, organizują największe misje kosmiczne na odległe planety, ale to obszar badawczy, a nie komercyjny, tymczasem coraz więcej aktywności w kosmosie to aktywność właśnie komercyjna, służąca konkretnym celom. Z rozwoju sektora kosmicznego korzysta wojsko, innowacyjne rozwiązania pomagają ludziom przemieszczać się z miejsca na miejsce, utrzymują łączność. Obserwacja Ziemi z satelitów to dziś informacja niezbędna w zasadzie w każdym sektorze gospodarki. Naprawdę nie musimy już naśladować gigantycznych agencji kosmicznych takich jak NASA. Nasze spółki rozwijają się niezwykle dynamicznie, a Polska Agencja Kosmiczna chce ten rozwój wspomagać. 

W jaki sposób?

Zarówno przez zwiększenie składki opcjonalnej do Europejskiej Agencji Kosmicznej, jak również przez środki, jakie będą dostępne po przyjęciu Krajowego Programu Kosmicznego. 

Myśli pan, że podatnik zamartwiający się skutkami Polskiego Ładu z radością przyjmie informację o zwiększeniu tej składki? Mam wątpliwości.

Jesteśmy narodem ambitnym i bardzo byśmy chcieli, żeby kolejny Polak poleciał na orbitę, a może nawet na Księżyc. Marzy nam się udział w badaniu odległych planet. Może rzeczywiście słabiej dostrzegamy korzyści płynące z rozwoju sektora kosmicznego na co dzień – tutaj jako POLSA musimy jeszcze mocniej pracować nad świadomością społeczną – jednak wierzę, że romantyzm kosmosu wciąż mocno rozbudza wyobraźnię. 

Na moje pytania o KPK rodzime spółki kosmiczne reagowały raczej uśmiechem politowania. Wielu przedstawicieli branży mówi wprost, że ten program w żadnym wypadku nie jest im potrzebny do dalszego rozwoju.

Próby sformułowania programu rzeczywiście trwają od kilku lat, ale nie jest to łatwe, gdyż sektor kosmiczny rozwija się niezwykle dynamicznie – to, co było istotne sześć lat temu, dziś w dużej mierze jest już nieaktualne. Ostatnie podejście do przyjęcia KPK to ponad rok wytężonej pracy pod kierownictwem Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Polska Agencja Kosmiczna aktywnie wspomaga ministerstwo, naprawdę jesteśmy już na finiszu działań. Mieliśmy ogromny odzew przy okazji szerokich konsultacji społecznych – zgłoszono ponad 500 uwag. Na początku marca br. program powinien być przekazany rządowi do konsultacji międzyresortowych, potem pozostanie jedynie oficjalna procedura przyjmowania założeń dokumentu. 

Nie zmienia to faktu, że branża reaguje na takie zapewnienia raczej sceptycznie.

Bardzo się cieszę, że sektor chce działać autonomicznie. Mówimy o tworzeniu nowego rynku usług związanych z technologiami kosmicznymi, kolejnej gałęzi gospodarki. Państwowe pieniądze są potrzebne przede wszystkim, żeby zaspokoić potrzeby państwa oraz udostępnić pewne możliwości obywatelom. Z drugiej strony państwowe wsparcie ma zapewniać jedynie środki na rozruch, żeby powstające spółki mogły ruszyć z miejsca i rozwinąć produkt od etapu pomysłu. KPK jest zaprojektowany w taki sposób, żeby zrobić to za pomocą tych samych pieniędzy.

To znaczy?

Chcemy realizować potrzeby państwa i społeczeństwa, zamawiając konkretne produkty i usługi w firmach i instytutach reprezentujących cały sektor kosmiczny. O tych środkach lubię myśleć jak o ziarnie, dzięki któremu przemysł może wystartować, a później samodzielnie, na zasadach rynkowych, się rozwijać. 

Według różnych szacunków w Polsce działa nawet kilkaset spółek kosmicznych. Takie pieniądze są im bardzo potrzebne, bo funduszy po prostu brakuje. Muszą równolegle działać w innych dziedzinach, technologii kosmicznych nie traktują jako dochodowych.

Strategia działania w innych obszarach jest bardzo rozsądna. Rzeczywiście wiele firm zarabia na zastosowaniu tych samych technologii w innych sektorach, takich jak chociażby automotive. Natomiast zarobione w ten sposób pieniądze są później inwestowane w rozwój technologii stricte kosmicznych. Oparcie biznesu na kilku fundamentach wiąże się z poczuciem bezpieczeństwa, dodaje odwagi w bardziej ryzykownych i innowacyjnych inwestycjach. To przejaw dojrzałości całego sektora, bo przestajemy mówić wyłącznie o entuzjastach, którzy mają jakiś pomysł, chcą go zrealizować i być może im się uda albo nie. Mamy już do czynienia z przemyślanymi strategiami rozwoju podmiotów. 

Innym problemem jest podejście funduszy inwestycyjnych, które wciąż boją się inwestować w sektor kosmiczny w Polsce.

Branża kosmiczna należy do bardzo ryzykownych. Co chwila słyszymy o satelitach zniszczonych przez burzę magnetyczną lub wybuchach rakiet nośnych. Kosmos jest trudnym miejscem i odstrasza inwestorów, ale głównie tych europejskich. Kiedy byłem na ostatnim spotkaniu ministerialnym w Europejskiej Agencji Kosmicznej, to podejście właśnie europejskich funduszy wskazano jako największy problem na drodze do dalszego rozwoju lokalnego sektora kosmicznego. Wciąż trzeba przyciągać inwestorów zza oceanu. 

W czym należy upatrywać największych atutów polskiego sektora kosmicznego?

Wszelkie instrumenty pomiarowe i badawcze oraz elementy robotyczne stają się powoli naszą specjalnością. Na ten moment doliczyliśmy się ponad 80 misji, w ramach których polska aparatura poleciała w kosmos. Informatyków mamy znakomitych, również w branży kosmicznej. Owszem, wielu z nich wyjeżdża za granicę, ale tego zjawiska nie powinniśmy się obawiać. Chiny zbudowały swoją kosmiczną potęgę właśnie dzięki specjalistom, którzy nabierali doświadczenia w innych krajach, a później wrócili do ojczyzny rozwijać lokalne inicjatywy. 

Podobno Polska jest w światowej czołówce, jeśli chodzi o czyszczenie kosmosu ze śmieci kosmicznych.

Mówienie o sprzątaniu śmieci wzbudza zupełnie fałszywe skojarzenia. Na orbicie mamy już dziesiątki tysięcy satelitów i coraz częściej grożą im zderzenia. Poza tym niektóre z nich wchodzą w atmosferę w sposób niekontrolowany i dolatują do Ziemi, stwarzając zagrożenie. W tej chwili konieczna jest precyzyjna obserwacja tego, co znajduje się na orbicie, jak również ostrzeganie chociażby właśnie przed wspomnianymi już zderzeniami. Takie działania prewencyjne pozwalają zaoszczędzić wręcz miliardy złotych. W ramach europejskiego konsorcjum EU SST, wykorzystujemy sieć sensorów, których właścicielami są zarówno firmy prywatne, jak i instytucje naukowe. Polska sieć dostarcza najwięcej danych w całym konsorcjum unijnym. 

Problemy z łańcuchami dostaw nie hamują tego rozwoju? Rodzime spółki kosmiczne żalą się, że na niektóre komponenty muszą czekać miesiącami.

Skutki obecnego kryzysu pandemicznego są dla nas szczególnie bolesne, gdyż do tej pory największe światowe firmy, budujące duże satelity na zamówienia rządowe, kiedy miały mnóstwo zamówień, a praca szła pełną parą, to zwracały się do polskich przedsiębiorstw, bo po prostu potrzebowały rąk i głów do pracy. W tej chwili niektóre z tych firm muszą wręcz zwalniać ludzi – nie mają części, nie mogą przyjmować zamówień, nie mają nad czym pracować. 

Jakie jest więc największe wyzwanie, przed jakim stoi obecnie rodzimy sektor kosmiczny?

Kluczowe będzie przejście na wyższy poziom łańcucha dostaw – żeby nasze firmy nie robiły pojedynczych komponentów, lecz całe systemy i podsystemy. Drugim elementem wymagającym poprawy jest umiejętność poruszania się na rynku. Wiele z polskich firm kosmicznych rozwinęło się, korzystając m.in. z funduszy Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, natomiast to już czas na przejście na działalność czysto rynkową.

 

My Company Polska wydanie 3/2022 (78)

Więcej możesz przeczytać w 3/2022 (78) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ