Pociąg do złota
Jak inwestować w złoto? / Fot. Shutterstockz miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 11/2024 (110)
Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!
Pod koniec września notowania złota wyśrubowały historyczny rekord i osiągnęły cenę 2685 dol. za uncję, co oznaczało wzrost ceny o 64 proc. w niecałe dwa lata. Choć ten opis może wywoływać podejrzenia o przejęcie kontroli nad rynkiem przez spekulantów, to w gruncie rzeczy historia notowań złota jest… nudna i powtarzalna.
Zaczyna się ona od długiego, kilkuletniego i męczącego okresu spadku cen, po nim następuje okres stabilizacji notowań, zakończony powolną wspinaczką rozbudzającą emocje tylko garstki entuzjastów. Po tym cyklu wykres przypomina spodek lub miskę. Za sprawą długiego okresu powstawania, te formacje uważane są za bardzo wiarygodne. Ale nie jest to jeszcze koniec. Kiedy cena wraca do punktu wyjścia historia się powtarza, tyle że już w nieco krótszym interwale i w mniejszym zakresie wahań. Ten dodatkowy etap nazywany jest doklejaniem ucha do filiżanki i ostatnio trwał… cztery lata. Dopiero kiedy formacja jest w pełni ukształtowana dochodzi do wybicia i następuje okres dynamicznego wzrostu cen. Jak dużego? Tego nie sposób określić. W latach 70. złoto podrożało dwudziestokrotnie w niecałą dekadę, ale był to czas zerwania wymienialności dolara na złoto i przy okazji również wielkiej inflacji oraz potężnych niepokojów na świecie (wojna w Wietnamie, kryzys naftowy, rewolucja irańska).
Kolejna formacja spodka została wyrysowana w latach 1980-2006, a w 2007 r. nastąpiło wybicie. Już po roku ceny wróciły jednak do punktu wyjścia (w tym mogą upatrywać szansy spóźnieni dziś inwestorzy - jest szansa na ruch powrotny), po czym w niecałe trzy lata cena uncji wzrosła o kolejny 1 tys. dol., co tym razem oznaczało wzrost o 155 proc.
Kolejna formacja powstawała już znacznie szybciej, ale i tak wyrysowanie kolejnego spodka zabrało osiem lat (w czasiektórych łatwo było znaleźć lepsze miejsca do ulokowania oszczędności, jak akcje czy nieruchomości), a kolejne cztery powstawało „ucho”. Nowy szczyt pojawił się na wykresie w lutym 2024 r. i od tego czasu złoto dalej drożeje, łącznie o 500 dol., czyli nieco ponad 20 proc. Biorąc pod uwagę dwa wcześniejsze cykle wzrostowe, możemy spodziewać się, że zanim złoto wejdzie w kolejny okres konsolidacji, podrożeje w sumie do nieco ponad 3 tys. dol. za uncję.
Być może i więcej, ale do tego potrzebne są wyjątkowe okoliczności takie jak wzrost napięcia geopolitycznego lub kryzys gospodarczy o wyjątkowej sile. Obecne otoczenie geopolityczne - wojna w Ukrainie i rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie - tworzą środowisko dla wzrostu notowań, reguły jednak nie ma. Nie każdy konflikt międzynarodowy o potencjalnie dużej sile oddziaływania i nie każde spowolnienie wpływały w przeszłości na złotą hossę.
Sytuacja innych popularnych metali szlachetnych (ale żaden nie jest tak popularny jak złoto) jest bardziej skomplikowana. Popyt na srebro, platynę i pallad pochodzi dziś ze strony przemysłu (samochody, elektronika) i jest mocniej związany jest z koniunkturą gospodarczą. Srebro, choć osiągnęło we wrześniu najwyższe notowania od 12 lat, jest wciąż o 40 proc. tańsze niż w 2011 r., a i wtedy zaledwie wyrównało szczyt z 1979 r. Nie ma więc mowy o rekordach.
Platyna ma za sobą 15-letni okres spadków, konsolidacji, odbić i kolejnych spadków i w rezultacie musiałaby podrożeć o przeszło 100 proc., żeby zbliżyć się do rekordów z 2007 r. (od tego czasu trwa odwrót kierowców od samochodów z silnikami Diesla, a to do ich katalizatorów dodawano platynę). Pallad jest natomiast o dwie trzecie tańszy niż zaledwie dwa i pół roku temu i choć okres najbardziej dynamicznej przeceny może mieć już za sobą, nie oznacza to automatycznie, że od teraz czekają go zwyżki. Zwłaszcza że prognozy sprzedaży samochodów (palladu używa się do katalizatorów samochodów benzynowych, również hybryd) nie są akurat zachwycające. Być może pallad i platynę czekają lepsze dni, choćby na fali zainteresowania inwestorów złotem, ale na ich wykresach nie powstały jeszcze żadne sygnały, które kazałyby się spodziewać zwyżek bardziej niż trendu bocznego.
Trochę fundamentów
Według statystyk World Gold Council jak dotąd wydobyto 212,6 tys. t złota i jego podaż rośnie o ok. 900 t kwartalnie (dodatkowych 300 t co kwartał pochodzi z recyklingu). Przy aktualnych cenach (2650 dol. za uncję) całe wydobyte złoto warte jest 18 bln dol., ale większość wydobytego złota nie jest przedmiotem handlu, lecz została zużyta (wyroby jubilerskie, przemysł itd.).
Dla porównania kapitalizacja akcji notowanych na wszystkich giełdach świata to ok. 111 bln dol. Przy czym wartość wydobywanego co kwartał złota to 75 mld dol. (300 mld rocznie), a dzienne obroty akcjami tylko spółek wchodzących w skład S&P 500 to 250 mld dol. Złoto jest więc stosunkowo małym rynkiem (statystyki dziennych obrotów wskazują na wartości wyższe niż kwartalne wydobycie, ale uwzględniają rynek pochodnych).
Według statystyk World Gold Council popyt na złoto jest równy podaży, co oczywiście nie jest możliwe. W rzeczywistości popyt na fizyczne złoto przekracza poziomy wydobycia (głównym nabywcą jest branża jubilerska), a na interesujące inwestorów złote monety przypada ok. 4 proc. całkowitej podaży (uwzględniając recykling). Dopiero po dodaniu recyklingu i szacunków dotyczących transakcji zawieranych poza rynkiem (OTC), siły popytu i podaży się zrównują. Innymi słowy - skoro kopalnie sprzedają urobek, to WGC zakłada, że popyt kupuje i gromadzi złoto, choć nie ma na to twardych danych.
Nieco bardziej precyzyjny w ocenach jest Silver Institute. Według jego danych światowa podaż srebra, uwzględniając recykling, sięga ok. 1 mld uncji rocznie (przy czym wydobycie spada) i od 2021 r. popyt systematycznie przekracza tę wartość (o 95-260 mln uncji rocznie). W latach 2015-2020 podaż przeważyła, ale o 100 mln uncji łącznie we wszystkich tych latach. Notowania srebra przechodziły wówczas okres konsolidacji.
50-70 proc. podaży srebra pochłania przemysł (ten udział rośnie w ostatnich latach). Chodzi przede wszystkim o producentów elektroniki, wśród których na znaczeniu zyskuje branża fotowoltaiczna (konsumuje już 23 proc. podaży srebra w porównaniu z ok. 6 proc. w 2015 r.). Każdy z samochodów spalinowych zawiera komponenty, w których użyto ok. 0,5 uncji srebra, dla małych aut hybrydowych jest to ok. 1 uncji, a dla elektrycznych nawet 2 uncje, przy czym baterie nowego typu (ze stałym elektrolitem) będą potrzebować nawet ponad 30 uncji (na jedno duże auto). Na popyt ze strony inwestorów przypada 20-30 proc. podaży (w różnych latach). Stabilny popyt ze strony przemysłu, w tym szybko rosnącej branży fotowoltaicznej i samochodów elektrycznych, to niewątpliwie kolejny argument za zwolennikami inwestycji w srebro.
W przypadku złota popyt od kilku lat przeważa za sprawą banków centralnych (trudno ocenić więc jego trwałość), ale już np. wzrost cen złota w II kwartale br. wypłoszył z rynku jubilerów (popyt z ich strony spadł w II kwartale o 17 proc. porównując rok do roku). Innymi słowy złoto rzeczywiście jest aktywem spekulacyjnym lub w najlepszym razie, aktywem rezerwowym i „pieniądzem ostatecznym”, jak lubią go nazywać jego zwolennicy. Srebro i inne metale mają za to szersze, bezideowe zastosowanie, a przez to także lepsze uzasadnienie fundamentalne dla zmiany notowań i wieloletnich trendów.
Średni koszt wydobycia złota szacowany jest na 1350 dol. za uncję (za S&P Global), co przy obecnych notowaniach daje jego producentom prawie 100-procentową marżę. W przypadku srebra szacunki mówią o koszcie produkcji poniżej 10 dol., ale tylko w mniej liczących się rynkach wydobycia. W przypadku większych producentów podawane są koszty 19-26 dol. za wydobycie uncji srebra, której giełdowa cena po zwyżkach pod koniec września przekroczyła 32 dol.
Ani podaży złota, ani srebra nie można zwiększyć w prosty sposób w odpowiedzi na potrzeby rynku. Od odkrycia złoża do pierwszego wydobycia na skalę przemysłową mija średnio ok. 20 lat potrzebnych do zbudowania kopalni, czasem inwestycje w rozruch trwają nawet 30 lat (stała wartość podaży srebra w ostatnich 10 latach potwierdza tę tezę).
W przypadku palladu i platyny wydobycie w porównaniu ze złotem i srebrem jest marginalne. W 2023 r. wydobyto nieco ponad 6 mln uncji palladu i nieco poniżej 6 mln uncji platyny. Ceny oscylują wokół 1 tys. dol. za uncję, co daje 6 mld dol. wartości rocznego wydobycia, skoncentrowanego w dwóch krajach (RPA i Rosja). Obawy o trwałość dostaw nie zmieniły dotąd trendów spadkowych tych metali, zapewne głównie z uwagi na słabnący popyt ze strony branży producentów samochodów.
Tylko nie tam
Skoro znamy już ogólny zarys sytuacji, pora zastanowić się nad tym, jak właściwie inwestuje się w złoto i inne metale szlachetne? Biżuteria oraz drogie przedmioty kolekcjonerskie nie są jednak dobrym sposobem, w ich cenie zawarta jest praca sztukmistrzów, wynagrodzenie pośredników i sprzedawców, unikalność formy itd. To jest inna kategoria inwestycji, nawet jeśli przedmioty wykonano z metali szlachetnych.
Popularną formą inwestycji są zakupy monet bulionowych (teoretycznie można nimi płacić w sklepach) i sztabek menniczych, które łatwo zamienić na gotówkę w dowolnym miejscu na świecie. Zakup jednouncjowej złotej monety to koszt aktualnie przekraczający 10 tys. zł, ale dostępne są także mniejsze wagowo monety (od 0,1 uncji) lub sztabki (nawet od 0,25 g). Warto jednak pamiętać, że im mniejsza waga monety, tym bardziej jej cena będzie odbiegać od ceny złota na giełdzie. 1 g złota może kosztować 350 zł, co daje 11,2 tys. zł w przeliczeniu na uncję, czyli o 10 proc. powyżej jej rynkowej wartości. Ukrytym kosztem jest też spread. Możemy sprzedać kupioną monetę u tego samego dilera, ale zaoferuje on cenę o 4-5 proc. niższą niż aktualna cena sprzedaży. Do tego spready i ceny są dość „ciasne” w okresie popularności metali, bo popyt bywa tak wysoki, że dilerzy dosłownie nie mają czym handlować. Kiedy sytuacja się odwróci, spready wzrosną, a ceny skupu będą odbiegać w dół o kilka procent od cen wynikających z notowań. Zakupy fizycznych metali powinny być więc dobrze przemyślane i dokonywane z długoterminową, nawet dożywotnią, perspektywą.
Monety można kupować przez internet lub osobiście i - co ważne - można to zrobić anonimowo. 1 mln zł ulokowanych w złocie będzie ważył zaledwie 3 kg (w papierowych stuzłotówkach byłoby to 9,3 kg), ale trzeba te skarby gdzieś przechować. Rozmyślając nad odpowiednią skrytką warto pamiętać, że złodziej posługujący się wykrywaczem metali bez problemu zlokalizuje monety przyklejone do ramy łóżka czy pod ruszającą się płytką w łazience. Więcej sensu ma ich ukrycie w skrzynce z narzędziami, a najwięcej w skrytce bankowej. Koszt wynajmu to 1200-3600 zł rocznie w zależności od banku i gabarytów (te największe będą jeszcze droższe). Ceny skrytek w bankach poza Polską mogą być znacznie wyższe.
Ponieważ metale szlachetne są przedmiotem giełdowego obrotu, inwestorzy bez żadnych przeszkód mogą kupić ETFy (Exchanged Trade Fund) naśladujące zachowania notowań metali (w dolarach), niektóre z nich będą zabezpieczone istniejącym metalem (czyli fundusz fizycznie kupuje złoto lub srebro, a nie tylko jego notowania), co może nieco podnieść opłatę za zarządzanie. Naturalnie istnieją także instrumenty pochodne, ale warto pamiętać, że zmienność notowań metali może przekraczać zmienność znaną z rynku akcji. W lutym 2023 r. srebro potaniało o 12 proc., by w marcu podrożeć o 15 proc., a zdarzają się (wcale nie tak rzadko) miesiące, w których zmiany notowań sięgają i 30 proc. Przy korzystaniu z pochodnych takie wahania mogą poważnie wpływać na osiągane wyniki. Notowania złota - jak przystało na królewski metal - poruszają się bardziej dystyngowanie i z większą statecznością. Zmiany w skali miesiąca rzadko przekraczały 10 proc. w ostatnich 15 latach.
Zamiast zakopywać złote monety w ogrodzie i pozwolić, by odkrył je pies sąsiadów lub ponosi ryzyko kursowe w ETF na złoto, można też inwestować w akcje spółek wydobywczych. Ponieważ ponoszą one koszty wydobycia, które są mniej więcej stałe (oczywiście mogą się zmieniać, ale raczej nie o 100 proc. rocznie), zyski takich firm będą pewnego rodzaju naturalną dźwignią dla notowań złota.Jeśli koszt wydobycia złota w nowej kopalni sięgałby 2 tys. dol. za uncję, to przy cenie 2,6 tys. dol. osiąga ona 30 proc. marży. Ale zrost notowań do 3 tys. dol. (o 15 proc.) oznacza dla tej firmy już 50 proc. marży, czyli wzrost zysku o 66 proc., co odpowiada ponad czterokrotnej dźwigni na notowaniach złota.
Niestety, należałoby poszukać odpowiednich spółek na innych giełdach niż warszawska. Na GPW znajdziemy oczywiście KGHM Polska Miedź, dla którego - jak wskazuje nazwa - wydobycie srebra, o złocie nie wspominając - stanowi tylko dodatek do działalności. W dodatku jest to spółka Skarbu Państwa, co niesie ze sobą dodatkowe ryzyka. Na szczęście w biurach maklerskich do wyboru są także ETFy dla spółek wydobywczych.
Jak w przypadku każdej innej inwestycji, nie istnieją - nomen omen - złote reguły, pozwalające przewidywać przyszłość. Obserwacje przeszłości podsuwają tylko hipotezy, a nie skuteczne recepty. Zasada, która sprawdza się na każdym rynku brzmi: bądź ostrożny, gdy inni stają się chciwi.
Więcej możesz przeczytać w 11/2024 (110) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.