Ping pong na sterydach

Marcin Matysik
Marcin Matysik / Fot. mat. pras.
Takiego określenia użył Marcin Matysik – założyciel Związku Polskiego Pickleballu – opisując promowaną przez siebie dyscyplinę sportu. Jak przekonuje, rozwój pickleballu nad Wisłą jest nieunikniony.
ARTYKUŁ BEZPŁATNY

z miesięcznika „My Company Polska”, wydanie 9/2024 (108)

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Dlaczego postanowiłeś sprowadzić do Polski pickleball?

Tę dyscyplinę sportu poznałem przypadkowo. Przez lata byłem związany z tenisem, pracowałem dla najlepszych zawodniczek na świecie. W 2019 r. wybrałem się na Rocket Show – ogromne branżowe wydarzenie organizowane w Orlando, przeznaczone dla fanów sportów rakietowych. Tam poznałem firmę Selkirk, światowego giganta pickleballowego – zainteresował mnie wygląd ich stoiska i rakietek. Szybko zaczepił mnie obsługujący stoisko i zapytał: „jak to, nie znasz pickleballu?”. Wtedy pierwszy raz w ogóle usłyszałem tę nazwę.

Rozumiem, że cię „chwyciła”.

W pierwszym momencie pomyślałem, że to jakiś kolejny wymysł Amerykanów, który nie przyjmie się nigdzie indziej. Otrzymałem jednak w prezencie dwie rakietki – każda warta ok. 150 dol. – i piłki, które z trudem zapakowałem do bagażu podręcznego. Wróciłem do Polski, może raz zagrałem ze znajomym, a potem zupełnie o nich zapomniałem.

Jakiś czas później słyszę pod domem takie charakterystyczne „pom, pom, pom” – odbijanie piłki do pickleballu wiąże się z bardzo specyficznym dźwiękiem. Wychodzę na zewnątrz i widzę, jak moje dzieciaki grają – znalazły rakietki i postanowiły je wypróbować. Dołączyłem do rozgrywki i – można powiedzieć – zakochałem się w pickleballu od drugiego wejrzenia! Jest w tym sporcie pewna magia.

Z czym związana?

Z jego prostotą i niskim progiem wejścia – naprawdę nie potrzeba wiele, by rozpocząć przygodę z pickleballem, nawet osoba bez doświadczenia rakietowego może z powodzeniem rozegrać mecz na punkty już po kilkunastu minutach przebijania piłeczki. Myślę, że właśnie to stoi u podstaw dynamicznie rosnącej popularności pickleballu – za oceanem regularnie gra w niego już ponad 13 mln ludzi, a ponad 40 mln choć raz spróbowało swoich sił. Można powiedzieć, że w USA pickleball stał się fenomenem kulturowym.

Który próbujesz przenieść na rodzimy grunt.

W 2019 r. założyliśmy ze znajomym stowarzyszenie, niestety początkowo nasz rozwój zahamowała pandemia koronawirusa, kiedy pozamykano wszystkie hale sportowe, a ludzie nie mogli się spotykać. Nie poddaliśmy się i dwa lata temu ruszyliśmy z kopyta! Mamy już Związek Polskiego Pickleballu i ogólnopolskie rozgrywki.

Za sprawą sukcesów Igi Świątek tenis stał się w Polsce niemal sportem narodowym. Czy to sprawia, że Polaków łatwiej zainteresować pickleballem?

Im więcej miłośników tenisa czy innych sportów rakietowych, tym łatwiej ściągnąć ich do pickleballu, który ma swój urok i specyfikę. Największa obawa, jaką mieliśmy, była taka, że historia pokazuje, iż generalnie sporty zza oceanu – takie jak baseball czy futbol amerykański – nie cieszą się nad Wisłą zbyt dużą popularnością. Na korzyść pickleballu działa jednak fakt, że to dyscyplina – jak już wspomniałem – bardzo prosta. By jakkolwiek skutecznie rywalizować w tenisie, musisz posiadać jednak pewne umiejętności, spędzić trochę czasu z trenerem czy na korcie. W przypadku pickleballu jest inaczej, co wpływa też na podejście biznesowe wielu organizacji sportowych.

W jaki sposób?

Kluby tenisowe w Stanach Zjednoczonych masowo konwertują korty tenisowe na pickleballowe. Dlaczego? Bo cztery pickleballowe zmieszczą się na jednym tenisowym. To łatwo można przeliczyć na korzyści finansowe – w tym samym czasie możesz wynajmować cztery korty, a nie jeden. W Polsce podobną strategię zaczyna realizować chociażby Olimpia Poznań – klub już teraz stworzył miejsce do gry w pickleballu na zewnątrz, natomiast cztery kryte korty mają się pojawić w Poznaniu wiosną przyszłego roku. Wkrótce profesjonalne korty powstaną także m.in. w Warszawie, Kielcach i Nowym Sączu.

Jesteśmy na takim etapie rozwoju dyscypliny, że łatwo zbudować społeczność wokół pickleballu, a koszty inwestycji nie są wysokie – jeśli posiadasz własną działkę, to dostosowanie jej do potrzeb zawodników jest kosztem zamykającym się w kilkudziesięciu tysiącach złotych.

By jednak otworzyć, załóżmy, szkółkę pickleballu, trzeba zatrudnić instruktorów, którzy wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Znajdziemy takich ludzi w Polsce?

Jako Związek Polskiego Pickleballu – we współpracy z profesjonalną amerykańską organizacją – przeprowadziliśmy już trzy edycje kursów szkoleniowych. Na ten moment w Polsce jest pięćdziesięciu wykwalifikowanych instruktorów, natomiast do bardziej amatorskiego prowadzenia obiektu wystarczy współpracować z osobami po np. kursach animatorskich, które mają podstawową wiedzę na temat pickleballu.

Dużo rozmawiamy o USA i Polsce, a na ile pickleball rozwija się w innych krajach?

Pickleball prężnie rozwija się w Wielkiej Brytanii oraz Hiszpanii, coraz lepiej adaptuje się w Indiach i na Filipinach, gdzie rozgrywa się już poważne, prestiżowe turnieje. W rozwój tej dyscypliny inwestują takie osobistości jak Naomi Osaka czy LeBron James, a czołowi zawodnicy za oceanem zarabiają miliony dolarów.

Pickleball może być też nadzieją dla niespełnionych tenisistów na udział w igrzyskach olimpijskich, ponieważ obecnie najlepsi pickleballiści to przede wszystkim byli tenisiści, którzy przecież doskonale wiedzą, jak poruszać się po korcie, potrafią perfekcyjnie manewrować rakietą. Podobno obecnie najkrótsza droga na IO prowadzi przez curling, już wkrótce może się okazać, że jednak przez pickleball, który w przyszłości stanie się sportem olimpijskim – odpowiednie kroki w tym kierunku już zostały podjęte.

Czy władze samorządowe w Polsce są zainteresowane wsparciem np. w budowaniu infrastruktury?

Są miasta otwarte na rozmowę – starosta z mojej rodzinnej Pszczyny zdecydował o budowie kortów do pickleballu. W sąsiadującej gminie powstają obecnie trzy korty na zużytym asfaltowym boisku szkolnym, a środki na ten cel zostaną przeznaczone z budżetu obywatelskiego, co pokazuje, iż ludzie chcą poznawać pickleball.

W wywiadzie dla TVP Sport stwierdziłeś, że „osobynbsp;mające wpływ na to, co dzieje się w zawodowym tenisie,nbsp;są odporne na innowacje”, więc propagatorzy pickleballu mają utrudnione zadanie.

Miałem na myśli to, że tenis jest w stagnacji – dla osoby niepasjonującej się tą dyscypliną oglądanie długich, często nudnych meczów jest nużące.

Zawody tenisowe, nawet te juniorskie, mają to do siebie, że trwają po kilka dni. W pickleballu jednego dnia zawodnicy są w stanie rozegrać cały turniej deblowy, ponieważ spotkania trwają zwykle 20-45 min. Więcej się dzieje, mecze są bardziej spektakularne – właśnie tego oczekują młodzi ludzie.

To generalnie wyzwanie dla większości dyscyplin sportowych, które muszą rywalizować o uwagę z innymi formami rozrywki takimi jak serwisy streamingowe.

Świetnym przykładem elastyczności jest siatkówka, która wiele lat temu zmieniła sposób punktowania, dzięki czemu stała się jeszcze bardziej dynamiczna. W świecie basketu pojawiła się chociażby koszykówka 3x3 – jej głównym celem też było przyciągnięcie nowych fanów. Podobną rolę można upatrywać w pickleballu.

Z twoich słów wynika, że nie ma opcji, aby pickleball się w Polsce nie przyjął. Ja bym jednak był ostrożniejszy w przewidywaniach…

Chciałbym wskazać coś, co mogłoby sprawić, że ten rozwój się zatrzyma, ale naprawdę nie jestem w stanie wymyślić czegokolwiek, co brzmiałoby wiarygodnie. Liczba graczy – rośnie. Liczba profesjonalnych kortów - rośnie. Nawet jeśli inwestorzy - zakładając najczarniejszy scenariusz - doszliby do wniosku, że to nie ma sensu z biznesowego punktu widzenia, ludzie będą ciągle grać na kortach do badmintona lub na parkingach. Szczerzę wierzę, że to siła, która jest nie do zatrzymania!

My Company Polska wydanie 9/2024 (108)

Więcej możesz przeczytać w 9/2024 (108) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.


Zamów w prenumeracie

ZOBACZ RÓWNIEŻ