Owsiak: Miejsce tegorocznego Pol'and'Rock jest jak klocki Lego. Wyślemy światu piękną wiadomość

Jurek Owsiak
Fot. Bartek Muracki
Rok temu byliśmy w zasadzie jedynym festiwalem, który utrzymał ciągłość – może były jakieś wyjątki, ale ja o takich nie słyszałem. Teraz podnosimy poprzeczkę jeszcze wyżej. Wychodzimy z założenia, że nawet jeśli mamy grać dla stu osób, to zagramy dla stu osób - mówi w rozmowie z mycompanypolska.pl Jurek Owsiak.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Tryska pan energią.

Jesteśmy w trakcie gorączkowych przygotowań do festiwalu Pol'and'Rock, nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek. Na bieżąco monitorujemy sytuację związaną z pandemią, pracujemy na pełnych obrotach. Do festiwalu zostało nam 76 dni i wszystko wskazuje na to, że jeśli nie wybuchnie jakaś hekatomba, to obostrzenia raczej będą luzowane, a nie zaostrzane.

A jeśli wybuchnie?

Jesteśmy przygotowani również na taką okoliczność. Scenariusz naszej imprezy zawsze był raczej elastyczny, a wpływ na niego miało wiele czynników – wcześniej zmagaliśmy się chociażby z brakiem pociągów do Kostrzyna i dyskusją o tym, czy festiwal jest imprezą podwyższonego ryzyka. Jesteśmy na tyle zaprawieni w boju, że nigdy nie dopadło nas myślenie w stylu: „rezygnujemy, nie damy rady przygotować imprezy”.

W obecnej sytuacji chyba trudno o optymizm? Organizatorom wielu letnich festiwali go brakuje.

Wydaje mi się, że znam powody, dla których agencje koncertowe nie komunikują wprost swoich problemów, ale wolałbym o tym nie mówić. My robimy swoje. Rok temu byliśmy w zasadzie jedynym festiwalem, który utrzymał ciągłość – może były jakieś wyjątki, ale ja o takich nie słyszałem.

Pewnie posypały się gratulacje?

Właśnie nie, branża w ogóle nam nie gratulowała, choć zorganizowaliśmy imprezę z udziałem publiczności, na pełnym wypasie technologicznym. Tym razem podnosimy poprzeczkę jeszcze wyżej, dlatego festiwal organizujemy pod gołym niebem. Już wiele miesięcy temu rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniego miejsca, mimo że reżim sanitarny był wówczas dużo bardziej ścisły niż obecnie. Marzyliśmy o terenie, który będzie jak klocki Lego.

Taki barwny?

I taki, na którym niemalże do ostatniej chwili będzie można coś przestawić. Wyszliśmy z założenia, że nawet jeśli mamy grać dla stu osób - zagramy dla stu osób.

Pol'and'Rock na swój sposób ma prościej, bo nie jest festiwalem komercyjnym.

Oczywiście komercyjność nie jest żadną ujmą, ale ludzie w takich przypadkach kupują bilety na coś konkretnego. Nasza publiczność szczególnie identyfikuje się z przedsięwzięciem, z jego wartościami i chce być z nami niezależnie od zaproszonych artystów. Myślę, że ludzie, którzy współtworzą Najpiękniejszy Festiwal Świata to coś, czego mogą nam pozazdrościć inne festiwale. Bo oczywiście pod względem line-upu nie mamy się co mierzyć np. Open'erem.

Na ten moment (rozmowa odbyła się 12 maja – red.) komunikujecie, że będziecie mogli przyjąć 5000 uczestników, ale jak rozumiem ta liczba również może się zmienić?

Nie wykluczam, że będziemy mogli gościć nawet kilkanaście tysięcy osób – wszystko będzie zależało od obostrzeń. Na alert dotyczący wejściówek zapisało się już ponad 40 tys. ludzi – to idealnie obrazuje, jak bardzo jesteśmy spragnieni muzycznych imprez. Kilka dni temu byliśmy w Makowicach na spotkaniu ze wszystkimi służbami i to było niezwykle miłe spotkanie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że przyjeżdża do nich doskonała marka i po prostu świetnie zorganizowane wydarzenie. A zdarzało się w poprzednich latach, że dostawaliśmy naprawdę dziwne pytania, co najmniej jakbyśmy byli kosmitami atakującymi Ziemię.

Kluczowym kryterium wyboru nowego miejsca była – jak mniemam – możliwość zapewnienia bezpieczeństwa. Ale chyba nie bez znaczenia jest również łatwość komunikacji z lokalną społecznością?

W Kostrzynie nad Odrą nie musieliśmy przekonywać ludzi, że festiwal to korzyść dla samych mieszkańców. Na początku może i panowało przekonanie, że do miejscowości zjeżdżają się dziwacy, ale wszyscy się tolerowali, a mieszkańcy zawsze czuli się bezpiecznie. W Kostrzynie doszliśmy do takiego momentu, że służby podpytywały nas, jakie zespoły wystąpią podczas imprezy, bo chciały się przygotować na najazd konkretnych fanów. Ja tego w ogóle nie rozumiałem, tłumaczyłem służbom mundurowym, że to nie ma żadnego znaczenia.

W Płotach nie padają takie pytania?

Jest przede wszystkim pozytywny odbiór – jedna z telewizji pokazała np. starszą panią w wełnianej czapce, która opowiadała jak bardzo się cieszy, że festiwal zostanie zorganizowany w jej okolicach. Bo Pol'and'Rock to przecież również konkretne pieniądze, które są zostawiane w całej okolicy terenu festiwalowego. Z naszych badań wynika, że nawet stacje benzynowe oddalone o 50 km od Kostrzyna w okresie okołofestiwalowym notowały wzrost zysków, bo więcej samochodów musiało tankować, a festiwalowicze robili zakupy.

Burmistrz Płotów powiedział, że Pol'and'Rock to szansa, której nie wolno zmarnować.

I to był bardzo fajny, jasny sygnał wysłany do lokalnej społeczności. Póki co współpraca układa się świetnie. Naszymi pierwszymi pytaniami były te o dostęp do wody i prądu, o drogi dojazdowe i o to, czy w okolicy jest oczyszczalnia ścieków, która przyjmie taką ilość ścieków, jaka jest generowana podczas festiwalu. Kostrzyn miał z tym akurat problemy.

To znaczy?

Okoliczne oczyszczalnie ścieków były raczej trudne we współpracy. Bywało tak, że ostatnia beczka nieczystości jechała bardzo daleko, coś nieprawdopodobnego. Kiedyś powstanie o tym film, Tarantino na podstawie trasy tej beczki napisałby z pewnością świetny scenariusz. My potrafimy mierzyć się z trudnościami, ale musimy wcześniej o nich wiedzieć. Organizacja współczesnych festiwali jest tak usprawniona, że w zasadzie wszystko można ze sobą przywieźć – nawet wodę. W tym momencie jesteśmy w stu procentach samowystarczalni.

A jak to jest ze współpracą na linii Kostrzyn-Płoty? Kostrzyn podpowiada nowemu miejscu festiwalu jakieś rozwiązania?

Kostrzynowi jest oczywiście bardzo smutno, że go opuszczamy, tamtejsze władze już wyraziły nadzieję, że wrócimy. Trzeba wspomnieć o tym, że w Kostrzynie zbliża się przebudowa mostu kolejowego – przedsięwzięcie zaczyna się w czerwcu. To najważniejsza komunikacyjna inwestycja w tym regionie od wielu lat. Z kolei za rok Kostrzyn czeka budowa obwodnicy, co dla nas również będzie problematyczne, bo będzie wiązało się z zupełnie inną organizacją parkingów. Na Pol'and'Rock przyjeżdża 100 tys. samochodów, więc to niezwykle istotna kwestia. Niemniej burmistrz Kostrzyna wystawił nam piękną laurkę, za co jesteśmy oczywiście wdzięczni.

Teren tegorocznej edycji festiwalu będzie dużo mniejszy, ale można liczyć na wszystkie aktywności znane z poprzednich lat?

Będzie jedna scena i ASP. Miasteczko Lecha będzie ogrodzone, czyli nie wędrujemy z napojem w ręku. Do godz. 15 będą odbywać się rozmowy z gośćmi w ramach Akademii Sztuk Przepięknych oraz warsztaty organizowane przez instytucje pozarządowe. Następnie – mniej więcej do północy, może 1 nad ranem – będzie muza na głównej scenie, a potem znów wracamy na ASP z bardziej kameralną twórczością.

„Grzybek” będzie?

To jest uzależnione od dwóch rzeczy. Po pierwsze od wody i dostępu do niej. Po drugie, w zeszłym roku fontanny były w Polsce zakazane, więc wiele zależy również od przepisów. Na pewno będą zraszacze, które świetnie sprawdziły się w 2019 roku. Zrobimy też obszary zacieniowane, co jest ważne dla wielu naszych fanów. Oczywiście wydarzenia na scenach i pod scenami będą rejestrowane, bo to ma sens nawet przy niewielkiej publiczności – możemy po prostu pokazać ludzi, którzy się świetnie bawią. Nasza publiczność jest niezwykle zdyscyplinowana, więc jeśli poprosimy o brak pogo czy nieocieranie się, to wszyscy się solidarnie dostosują. 50 ha – tyle ma teren tegorocznego Pol'and'Rock – to naprawdę dużo. Wystarczy miejsca zarówno na zaparkowanie samochodów, jak i rozbicie namiotów. Od przyszłego tygodnia na poważnie zaczynamy ogarniać wszystkie kwestie logistyczne.

Jak będzie wyglądał proces wpuszczania na festiwal? Wystarczy zaświadczenie o zaszczepieniu, żeby wejść?

Absolutnie nie. Nawet jeśli przyjdziesz ze złotą koroną na głowie, w pięknej szacie, to będziesz przetestowany. Są już przecież przypadki, że nawet zaszczepieni chorują na COVID-19. Testowanie trwa dosłownie kilka minut i jest bardzo komfortowe – to wymaz z końca nosa, nawet nie poczujesz. To nie są te testy, gdzie majstruje się głęboko w nosie. Jeśli test wyjdzie pozytywny, to kierujemy na te bardziej specjalistyczne badania, kilkunastogodzinne.

Tzw. „paszpory covidowe” wciąż budzą spore kontrowersje. Ich przeciwnicy twierdzą, że to stygmatyzacja społeczeństwa.

Nie mam nic przeciwko takim paszportom. Nie przesadzajmy ze stygmatyzacją, tu chodzi o nasze zdrowie. My oczywiście przy wejściu będziemy prosić o dane uczestników, bo jeśli coś się dzieje, to my – jako organizator – musimy wiedzieć, kto jest w środku i móc szybko się z nim skontaktować. Ale oczywiście będziemy te dane bardzo mocno zabezpieczać, w czym zresztą mamy duże doświadczenie, biorąc pod uwagę np. badania przesiewowe słuchu i przebadane w nich blisko 7 milionów dzieci.

Jaki będzie sposób przyznawania wejściówek? Chętnych będzie dużo więcej niż dostępnych miejsc.

Cena za wstęp nie przekroczy 50 zł – to koszt testu, płynów dezynfekujących i maseczek. Pol'and'Rock jest organizowany za pieniądze sponsorów i partnerów, z którymi współpracujemy od wielu lat. Oni nie tylko dają fundusze, ale również po prostu współtworzą festiwal. Allegro od dawna uświadamia naszych fanów w kwestiach związanych z ekologią, a Play dostarcza aplikację, w której można znaleźć wszystkie aktualności i informacje nt. bezpieczeństwa. W najbliższy poniedziałek powiemy, kiedy uruchomimy sprzedaż wejściówek. Jedna osoba będzie mogła kupić dwie takie wejściówki, przygotowujemy również pakiety rodzinne, co wcale nie jest takie łatwe pod względem organizacyjnym. Sprzedaż będzie odbywała się partiami.

Czy na ten moment może pan powiedzieć coś o muzycznych niespodziankach, które będą czekać na festiwalowiczów?

Zeszłoroczny line-up – na czele z Limp Bizkit – będzie aktualny za rok. Zespoły powiedziały, że mogłyby przyjechać nawet teraz, ale patrzymy realnie – nasz budżet po prostu by tego nie wytrzymał, bo publiczność jest mniejsza, więc również partnerzy i sponsorzy negocjują z nami inaczej. Obecnie dzwonimy po polskich kapelach, ale nie jest łatwo, bo artyści w dużym stopniu mają już wcześniej zabookowane występy. Tegoroczny Pol'and'Rock to świetna okazja do podzielenia się tą muzyką raczej niecodzienną, czarodziejską. Najważniejsze jest spotkanie się z ludźmi i to samo podkreślają nasi fani.

No właśnie to poczucie wspólnoty zawsze pomaga w trudnych czasach. I tak sobie myślę, że ta długo wyczekiwana jedność i namiastka normalności sprawi, że Najpiękniejszy Festiwal Świata stanie się jeszcze piękniejszy.

Wcześniej ludzie przyjeżdżali nawet na półtora miesiąca przed imprezą – rozbijali namioty i przeżywali całe to misterium budowania festiwalu. Tym razem będziemy wpuszczać gości od wtorku, a więc dwa dni przed oficjalnym startem wydarzenia. Mam nadzieję, że wyślemy do świata piękną wiadomość, że mimo pandemii da się zorganizować taki festiwal. W Nowej Zelandii odbył się już stadionowy koncert dla kilkudziesięciotysięcznej publiczności, Anglicy i Amerykanie też się powoli otwierają. Liczyłem, że w te wakacje w Polsce jednak odbędzie się więcej festiwali – na razie wiem jedynie o Jarocinie. Im więcej tego typu imprez, tym więcej doświadczeń, które można wykorzystać w przyszłości.

 

ZOBACZ RÓWNIEŻ