Odwaga podważania
Wspinaczka wysokogórska musi być pracą zespołową / Fot. Materiały prasowe10 maja 1996 roku, krótko po północy, Rob Hall i jego ekipa znaleźli się na wysokości określanej strefą śmierci. W nocy towarzyszyły im wiatry o sile huraganu. Do szczytu najwyższej góry świata dzieliło ich jeszcze 942 metry w pionie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za dwanaście godzin wejdą na szczyt Mount Everestu, gdzie powiewają buddyjskie flagi modlitewne i pozostawione przez innych alpinistów.
Oprócz Halla, brodatego trzydziestopięciolatka, który był liderem wyprawy, było jeszcze dwóch przewodników Szerpów – Andy Harris i Mike Groom – i ośmiu klientów. Klienci byli doświadczonymi wspinaczami, ale nie mieli wystarczających umiejętności technicznych, by podjąć się samodzielnej wspinaczki na Everest. W tej grupie znaleźli się: Jon Krakauer, pisarz i poszukiwacz przygód, Beck Wathers, patolog z Teksasu z dziesięcioletnim doświadczeniem alpinistycznym oraz Yasuko Namba, czterdziestosiedmioletnia bizneswoman z Tokio, która miała już na koncie najwyższe szczyty sześciu z siedmiu kontynentów świata. (…)
Od czasu pierwszej próby zdobycia Everestu przez brytyjską ekspedycję w 1921 roku życie podczas zdobywania tego szczytu straciło 130 wspinaczy. To daje jedną ofiarę śmiertelną na każdych czterech alpinistów, którzy dotarli do celu.
Ryzyko było oczywiste dla każdego członka wyprawy Halla. Wszyscy po drodze widzieli ciała spoczywające w śniegu i wiedzieli, jak ważne są zapasy tlenu. Po przybyciu do Base Campu, położonego na wysokości 5340 metrów n.p.m. wykonali trzy podejścia aklimatyzacyjne. Pierwsze w górę lodowca Khumbu – pełnego szczelin, ruchomego lodu i zagrożenia lawinowego – zaprowadziło ich na wysokość 5945 metrów. Podczas drugiego wypadu dotarli na wysokość 6400 metrów, a trzecią próbę zakończyli na wysokości 7200 metrów. Każda godzina tak wysoko w górach zmuszała ich ciała i umysły do przyzwyczajenia się do mocno rozrzedzonego powietrza – powietrza, które na samym szczycie zawiera zaledwie jedną trzecią tlenu, którą ma powietrze na poziomie morza. Byli w tak zwanej strefie śmierci, która rozciąga się powyżej 7900 metrów. Hall zdecydował, że graniczną godziną, do której będą musieli rozpocząć zejście, będzie 13.00, najpóźniej 14.00. (…) Jak ujął to Hall: „Na tę górę może wejść każdy cholerny idiota, który ma w sobie dość determinacji. Sztuka polega na tym, żeby cało zejść”.
Plany dodatkowo komplikować mógł fakt, że tego dnia także inne wyprawy zamierzały wejść na Mount Everest – sytuacja, do której dochodziło coraz częściej ze względu na rosnącą fascynację tym himalajskim szczytem. Na czele grupy Mountain Madness stał Scott Fischer, sympatyczny Amerykanin i zarazem jeden z najbardziej utalentowanych alpinistów na świecie. Jego przewodnicy również byli bardzo doświadczeni w swoim fachu – w...
Artykuł dostępny tylko dla prenumeratorów
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Kup prenumeratę cyfrową, aby mieć dostęp
do wszystkich tekstów MyCompanyPolska.pl
Co otrzymasz w ramach prenumeraty cyfrowej?
- Nielimitowany dostęp do wszystkich treści serwisu MyCompanyPolska.pl
- Dostęp do treści miesięcznika My Company Polska
- Dostęp do cyfrowych wydań miesięcznika w aplikacji mobilnej (iOs, Android)
- Dostęp do archiwalnych treści My Company Polska
Więcej możesz przeczytać w 2/2025 (113) wydaniu miesięcznika „My Company Polska”.