Reklama

Niezwykli Norrisowie: syn jest mistrzem świata F1, a ojciec zainwestował w 30 startupów, by sam stworzyć własny

Lando Norris
Lando Norris, mistrz F1 w 2025 r. / fot. Shutterstock /Michael Potts F1
Kilka dni temu Lando Norris spełnił marzenie, które dojrzewało w nim od dawna – został mistrzem świata Formuły 1. Trzeci stopień podium w Abu Zabi wystarczył, by dopiąć sezon, w którym McLaren wrócił na szczyt, a sam Lando pokonał czterokrotnego mistrza i faworyta, Maxa Verstappena, o zaledwie dwa punkty. Przy okazji zobaczmy, co doprowadziło Lando do mistrzostwa poza treningami.

Zyskaj dostęp do bazy artykułów z „My Company Polska” Zamów teraz!

Reklama

Chłopak z zamożnego domu, który postawił na prędkość

Norris urodził się 13 listopada 1999 r. w Bristolu i dorastał w Somerset. Jego ojciec, Adam Norris, to jeden z najzamożniejszych mieszkańców Wielkiej Brytanii: multimilioner, który dorobił się fortuny jako menedżer ds. emerytur, a następnie jako dyrektor Pensions Direct – ramienia emerytalnego Hargreaves Lansdown. Z branży wycofał się w wieku 36 lat, i przez 10 lat zainwestował 100 mln funtów w 30 startupów przez swój nieistniejący już fundusz Horatio Investments.

Majętny ojciec nie ukrywał, że od początku wspierał pasję syna – najpierw do motorów, bo Lando przez lata wzorował się na Valentino Rossim. Dopiero po wspólnym wyjeździe na prestiżowe zawody kartingowe zrozumiał, że cztery koła to jego właściwy kierunek. Decyzja okazała się trafna.

Adam Norris inwestuje w syna i innowacyjne pomysły

Ale trudno mówić o Lando bez opowiedzeniu więcej o jego ojcu. Kariera Adama Norrisa zaczęła się w świecie, który niewielu kojarzy z innowacjami: w branży emerytalnej. A jednak to właśnie tam Adam pokazał, że wyprzedzanie epoki ma w DNA.

W Hargreaves Lansdown, jednej z najbardziej znanych firm finansowych w Wielkiej Brytanii, forsował – w czasach, gdy brzmiało to jak science fiction – pomysł sprzedaży produktów emerytalnych online. Odrzucano go ponad sto razy. Ale upór popłacił: firma weszła na giełdę, a jej wartość osiągnęła 800 mln funtów. 

A potem… po prostu odszedł z pracy. Zrobił coś, o czym pewnie marzy nie jeden rodzic: postanowił rzucić wszystko i wspierać karierę swojego syna. Przez dekadę skupił się niemal wyłącznie na Lando, finansując jego rozwój w kartingu i kolejne szczeble motorsportu. Gdy młody Norris wchodził do Formuły 1, ojciec zrealizował pierwszą część misji. Czas był wrócić do własnych marzeń.

Po latach w motorsportowym cieniu Adam znowu zapragnął budować. Tyle że tym razem nie firmę dla inwestorów, ale rozwiązanie dla planety. Wrócił z impetem – powołując do życia Pure Electric, markę elektrycznych hulajnóg.

Wbrew temu, co można by sądzić, Adam nie budował Pure Electric pieniędzmi z rodzinnego skarbca. Przynajmniej nie tylko. Jego doświadczenia jako anioła biznesu – i niekiedy rozczarowanie światem inwestorów – sprawiły, że początkowo stawiał na samofinansowanie. Później dopuszczał do firmy wyłącznie ludzi, którzy rozumieli wizję. W dalszej kolejności było crowdfundingowe otwarcie drzwi dla zwykłych użytkowników. Startup Pure Electric zaczął już rosnąć w Hiszpanii, Japonii, Australii i we Francji.

Od kartingu do McLarena: droga, której nie dało się zatrzymać

Skoro znamy już ojca, wróćmy do syna. Jak wielu kierowców, Norris zaczynał od kartingu – sportu piekielnie drogiego, ale dzięki ojcu mógł rywalizować z najlepszymi już jako dzieciak. W 2014 r. został kartingowym mistrzem świata w kategorii direct-drive, a później błyskawicznie przechodził kolejne szczeble motorsportu: Ginetta Junior, MSA Formula, Toyota Racing Series, Formuła Renault, aż w końcu F3 i F2.

W 2017 r. McLaren wziął go pod swoje skrzydła, doceniając zarówno tempo, jak i charakter. Lando lubił spędzać czas w fabryce, poznawał każdy dział, czasem żartobliwie przyznając, że zaczynał od robienia herbaty i zamiatania podłogi. W 2019 r. zadebiutował w F1 u boku Carlosa Sainza, tworząc z nim słynny duet „Carlando”.

McLaren i Norris – sportowy „związek” z happy endem

Relacja Norrisa z McLarenem przez lata była czymś więcej niż kontraktem. To była opowieść o wzajemnej lojalności, czasem skrajnej. Nawet wtedy, gdy część ekspertów twierdziła, że rozwija się szybciej niż auto, którym jeździ. Sam Lando uparcie powtarzał, że chce wygrać właśnie z McLarenem – „zwycięstwo tu będzie warte więcej niż gdziekolwiek indziej”.

To dlatego jego pierwszy triumf – w 2024 r. w Miami – był dla zespołu jak otwarcie bramy. W 2025 McLaren wszedł w sezon jak w sztorm z szeroko rozstawionymi żaglami: szybsi niż rok wcześniej, dojrzalsi, pewni siebie. A Norris – wreszcie kierowca kompletny.

Jak Norris wygrał tytuł: chłodna głowa w gorącej Abu Zabi

W minioną niedzielę (7 grudnia), decydujący wyścig nie był brawurową dominacją, ale strategicznym majstersztykiem. Norris wiedział: trzecie miejsce daje mu tytuł, niezależnie od tego, co zrobi Verstappen. McLaren robił więc wszystko, by Lando utrzymał się przed Charlesem Leclerkiem i nie oddał podium.

Najbardziej spektakularny moment? Walka z Yuki Tsunodą. Japończyk, jadący na zużytych oponach, robił wszystko, by spowolnić Norrisa – im wolniej jechał Brytyjczyk, tym większe szanse miał Verstappen. Tsunoda przesadził, zepchnął Lando z toru i sam otrzymał karę. Norris – nie.

Po 58 okrążeniach wszystko było jasne. Norris został 35. mistrzem świata, 11. Brytyjczykiem i trzecim, który zdobył tytuł w XXI wieku (po Hamiltonie i Buttonie). Spełnił marzenie o mistrzostwie – i to dokładnie tam, gdzie jako ośmiolatek patrzył na pomarańczowe bolidy McLarena jak na święty Graal.

Rodzina, pieniądze i życie poza torem

Choć Lando pochodzi z bardzo zamożnego domu, jego własna fortuna również nie jest skromna. Czteroletni kontrakt z McLarenem wart około 80–107 mln dolarów, a do tego bonusy – w sezonie 2025 według wyliczeń Forbesa zainkasował 57,5 mln dolarów, w tym 18 mln podstawy i niemal 40 mln premii.

To stawia go na trzecim miejscu listy najlepiej opłacanych kierowców F1 – za Verstappenem (76 mln) i Hamiltonem (70,5 mln).

Nic więc dziwnego, że w 2021 r. Norris ogłosił przeprowadzkę do Monako: – Przeprowadzam się do Monako po Abu Zabi – z powodów, których pewnie się domyślacie. Wiem, że spotkam się z krytyką, ale ludzie robią różne rzeczy dla pieniędzy. To jedna z nich.

Nie ukrywał, że wcześniej uważał, iż nie polubi życia w księstwie, ale decyzja była czysto pragmatyczna: sport jest nieprzewidywalny, a kariera w F1 bywa krótsza, niż się wydaje.

W prywatnych rozmowach nieraz przyznawał, że gdyby nie jeden rodzinny wyjazd na kartingi, pewnie trafiłby do MotoGP. Rossi był jego idolem, jego plakat wisiał nad łóżkiem, a mały Lando śnił o dwóch kołach. Los chciał inaczej – i dziś trudno sobie wyobrazić, by było to coś innego niż czterokołowy show, który Norris serwuje w F1.

Co dalej? Może… koniec kariery?

Norris już przed sezonem puszczał sygnały: jeśli wygra mistrzostwo, rozważy odejście. Nie dlatego, że ma dość, ale dlatego, że zawsze marzył o życiu po życiu w F1 – spokojniejszym, z większą ilością czasu dla rodziny, której od lat brakuje go w domu. W jego słowach po zdobyciu tytułu było dużo emocji:

– To nie jest mój tytuł, to jest nasz. Jestem dumny, bo wiem, że dałem szczęście wielu ludziom – Willowi, Andrew. Oni widzieli, jak dorastam, bardziej niż ich własne dzieci.

Nie wiadomo więc, czy Norris zostanie na kolejne lata w F1, czy zdecyduje się zejść ze sceny na szczycie. Jedno jest pewne: jeśli odejdzie, zrobi to jako mistrz, który nigdy nie przestał wierzyć w pomarańczową legendę.

Reklama

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Reklama
Reklama